[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Chciałam, ale siębałam.- To dobrze.- Gosia, mówisz jak Wiktor.-A co, chcesz, żebym to ja odwalała za ciebie robotę? - Wstała,podeszła do barku i wyjęta czekoladowe ciasteczka.- Nie o to chodzi.Po prostu nie wiem, jak się do tego zabrać.- Kochana, masz dryg, wyczucie smaku, lubisz przemeblowywaćmieszkania, choćby moje urządziłaś wzorcowo.O twoim już niewspomnę.Ciągle coś w nim zmieniasz.- No tak, ale talent to nie wszystko.- Nie wszystko.Wiesz, myślę, że może powinnaś zrobić jakiś kurs,rozreklamować się, popytać znajomych, czy nie są zainteresowanitakimi usługami.Wszystko da się zrobić - mówiła podekscytowana.Kiedy wbita sobie coś do głowy, to nie było odwrotu.- Pomogę ci.- Włożyła ciasteczko do ust, po czym cmoknęłapowietrze koło mojego ucha i zaczęła się ubierać.- Pędzę do pracy,mam mnóstwo roboty.A ty działaj, bo nie ma się nad czymzastanawiać!Rozdział 7Zazdrość o JulkęPatrzyłam na moją córkę z zazdrością.Była taka piękna Ja nigdy mebyłam piękna ani nawet ładna, raczej pospolita.A teraz w dodatkustara.Małgosia nazywała ten okres dojrzałością ale mnie trudno byłopogodzić się z upływającym czasem.Zmarszczki mimiczne, cellulit,włosy przetkane siwizną, spowolniony metabolizm - a tuż obokbrzoskwiniowa, gładka cera, zgrabna figura, długie nogi.Starość wzestawieniu z młodością.Od kilku tygodni miałam obsesję na tympunkcie.Dwa razy byłam u fryzjera, raz u kosmetyczki, zaczęłamkupować tylko zdrowe jedzenie Zrezygnowałam z kawy.Sama niewiedziałam, co się ze mną działo.Byłam zła, kiedy Julka paradowałakoło mnie w kusej spódniczce i opiętym topie.A najbardziej wkurzałomnie, że miała chłopaka.Marek był sympatyczny i cholernieprzystojny jak na szesnaście łat.Może chciałam choć przez chwilę byćtak piękna, żebym nie mogła opędzić się od mężczyzn.Być przezchwilę jak Małgosia albo jak moja rodzona córka.Wiedziałam, togłupie.Mozę byłam próżna, a może na stare lata odjęło mi rozum'?Zwierzyłam się Gośce.- Sądzę, że powinnaś jej otwarcie powiedzieć- Ale co?- No, że jesteś zazdrosna o to, że jest młoda i piękna.-1 co by tozmieniło?- Nie wiem, co by to zmieniło, ale szczera rozmowa zawsze pomaga.Stanęłam przed lustrem i naciągnęłam skórę.- Źle mi ze sobą.- Bo wciąż nie możesz siebie zaakceptować.Myślałam, że ostatnio siępoprawiło.- Też tak myślałam, ale to wraca.Szczególnie teraz, kiedy widzę, jakJulka rozkwita.- Pewnie, że lepiej mieć gładką skórę niż pomarszczoną, ale wkażdym wieku można odkryć walory kobiecości.- I kto to mówi? - prychnęłam.- Kobieta, która wstrzykuje sobiebotoks.- Daj spokój! - Roześmiała się.- Ze mną to zupełnie inna historia.- To wina mojej matki - stwierdziłam.- Po części pewnie tak, jeśli nie była przy tobie, kiedy wchodziłaś wdorosłość.Ale nie możesz jej wciąż obwiniać za swoje podupadłe ego iwszelkie nieszczęścia.- Tak czy owak, nie potrafię zaakceptować kobiecości Julki-wyznałam ze smutkiem.Upiłam łyk zimnej herbaty.- Wszystkim nam trudno się pogodzić z upływem czasu, zprzemijaniem.- Myślałam, że mam zdrowe podejście do swojej cielesności.A tuniespodzianka - powiedziałam i poszłam do kuchni nastawić wodę naherbatę.- Zielona czy owocowa? - spytałam po chwili.Otworzyłamszafkę i wyjęłam dwie fajansowe filiżanki.- Zieloną poproszę.Po chwili dwa czajniczki z herbatą stały na ławie.- Pokolenie mojej córki ma lepiej - stwierdziłam.Ugryzłam suchara;zrezygnowałam ze słodyczy, aby czuć się lepiej we własnym ciele.-Nie muszą tak wcześnie jak my podejmować ważnych decyzji.Teśluby tuż po dwudziestce, dzieci.- A czy to było takie złe? Teraz w modzie jest sztucznie przedłużaniedzieciństwa.Młodzi ludzie są bombardowani reklamami, jacy powinnibyć, a jacy nie, co jest cool, a co do bani.I hulaj dusza, wiecznie młodzido czterdziestki.Niedojrzałość i brak odpowiedzialności są na topie.- Tak źle i tak niedobrze.-A tak w ogóle, to jak wasze stosunki? Gadałaś z nią? - Małgosiadolała sobie herbaty.- Rozmawiałam i przez chwilę było dobrze.Ale teraz znów się namnie obraziła.- Za co?- Bo nie pozwoliłam jej zostać u niego na noc.- Dobrze zrobiłaś.- Ale ona jest na mnie wściekła.Wiesz, to ja jestem teraz tą złą, aWiktor to cudowny tatuś.- Właśnie, a co u twojego mężulka?- Ciężko pracuje.- Jak zawsze.- Jak zawsze - powtórzyłam jak echo.- Naprawdę chciałabym tonasze rodzinne życie jakoś sklecić, ale nie bardzo się udaje.- Każda rodzina ma mniejsze lub większe problemy.- Gosiapociągnęła łyk herbaty.- Myślisz jeszcze o tym swoim śnie? - zapytałaniespodziewanie.- Tak - odpowiedziałam zgodnie z prawdą.- Tylko te myśli już nie sątakie obsesyjne.Mam pomysł na siebie, chcę pracować i przedewszystkim ratować swoją rodzinę.Przecież nie będę wiecznie żyłajakimiś majakami.Chociaż nie powiem, mam takie dni, kiedy myślęnad przekazem tego snu.Uważasz, że mi odbiło?- No wiesz.- Na ustach przyjaciółki pojawił się uśmiech.Zaczęłabacznie mi się przyglądać.- Nikt nie jest stuprocentowo normalny.Czytałam kiedyś w jakiejś „mądrej" gazecie, że pewien psychiatra,który zajmował się interpretowaniem snów, stwierdził, iż odbijają sięw nich kompleksy śniącego, będące wyrazem jego psychiki.Uważał,że są odzwierciedleniem naszej podświadomości i dzięki nim możnaodkryć przyczyny lęku i neurotycznych zachowań.- Cholercia - udałam wzburzoną.- Jednak mi się w głowiepopieprzyło od tego siedzenia w domu.- Kochana, jak ja bym tylko prała mężusiowi brudne gacie i gotowałaobiadki, to też by mi się na głowę rzuciło, pewnie jeszcze bardziej niżtobie.Zaczęłyśmy się głośno śmiać._ Ale niedługo ruszam z pracą, więc mam nadzieję, ze to mi pomoże.Wiktor wszedł do kuchni.Rzucił w moim kierunku spojrzenie, ni tosmętne, ni to obronne.Tak jakby chciał dać mi do zrozumienia, żebymgo znów nie atakowała.Oczywiście milczał.To jego forma obronyprzede mną.Stałam przy kuchennym blacie i po raz dziesiątymieszałam herbatę.Chciałam się do mego przytulić, a jednocześniebyłam na niego zła: za sprawę z Julka, za to że nie wspierał mnie wposzukiwaniu pracy, za to że ze mną nie rozmawiał.A jeśli już, tonieustannie na siebie krzyczeliśmy albo mieliśmy o coś pretensje [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • elanor-witch.opx.pl
  •