[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Byli duchami.Kłamstwem.Myślał o wszystkim innym: o obolałychpołamanych żebrach, mrowiących zdrętwiałych kończynach i o wspierającym się na lasce zdrewna oliwnego Szamronie. Poruszamy się jak cienie, uderzamy jak błyskawice i ulatniamysię jak kamfora".Tylko zróbcie to szybko - pomyślał, ponieważ bał się, że dłużej nie utrzymarównowagi na moście nad Dżahannam.Wyobraził sobie zegar i jego bezustannie krążący sekundnik.Nasłuchiwał innychpojazdów i czytał napisy na przemykających znakach drogowych: HECKFORDBRIDGE.BIRCH.SMYTH'S GREEN.TIPTREE.GREAT BRAXTED.Nawet on, wyszkolonyprzez Agencję ekspert w geografii Europy, nie potrafił zlokalizować miejsca swojegoobecnego pobytu.W końcu zobaczył znak z napisem CHELMSFORD i zorientował się, żejadą do Londynu od strony północno-wschodniej, drogą wybudowaną kiedyś przezstarożytnych Rzymian.Kiedy zbliżali się do wioski o nazwie Langford, kierowca naglezwolnił, więc Ishaq chwycił pistolet i przyłożył go do klatki piersiowej w obronnej pozycji. Spojrzał na kierowcę.- Co się dzieje? - wymamrotał po arabsku.- Mamy na horyzoncie wypadek.Machają, bym się zatrzymał.- Jest policja?- Nie, tylko kierowcy.- Nie zatrzymuj się.- Zatarasowali drogę.- To ich objedz - Ishaq tracił panowanie nad sobą.Kierowca szarpnął w lewo kierownicą, furgonetka przechyliła się o kilka stopni, akiedy zjechała na pobocze, wstrząsy przeszyły obolałe ciało Gabriela niczym seria z karabinumaszynowego.Gdy przejeżdżali obok kraksy, Gabriel spostrzegł wysokiego łysiejącegomężczyznę po czterdziestce, który żałośnie machał i błagał, by się zatrzymali, a obok niegogościa z dziobatymi policzkami, wpatrującego się w roztrzaskany reflektor, tak jakbypróbował obmyślić dla swojej żony jakąś prawdopodobną historyjkę.Kiedy samochódwjechał na drogę i popędził dalej w stronę Londynu, Gabriel spojrzał na Ishaqa i rzekł:- Są święta Bożego Narodzenia.Kto w świąteczny poranek zostawia na drodze dwóchkierowców potrzebujących pomocy?W odpowiedzi został brutalnie zepchnięty na podłogę.Jego pole widzenia ograniczałosię teraz do butów Ishaqa, spodu sześciu beczek pełnych materiałów wybuchowych iplątaniny przewodów prowadzących do przycisku detonatora na konsoli.Ishaq, który spieszyłsię, by dotrzeć do Londynu według planu, niepostrzeżenie udaremnił pierwszą próbę odbicia.Drugą - o czym Gabriel dobrze wiedział - przeprowadzą już bez żadnego podstępu, więczamknął oczy i nasłuchiwał odgłosu motocykla.*Nawot kazał Jossiemu i Jaakowowi wsiąść do rozbitych samochodów i ostatni razspojrzał na Szamrona w oczekiwaniu na wskazówki.- Obawiam się, że to już trwa zbyt długo - rzekł Szamron.- Zatrzymaj ich w takimmiejscu, gdzie nikt inny nie zostanie ranny, i wydobądz go stamtąd w jednym kawałku.*Ishaq czytał po cichu Koran, kiedy Gabriel usłyszał warkot zbliżającego się motoru.Skupił wzrok na leżącej na kolanach Ishaqa broni i przygotował się do zadania ciosuzwiązanymi nogami.Przez kilka następnych sekund dzwięk silnika się nasilał, ale naglezamilkł.Ishaq spojrzał znad Koranu przez okno, a kiedy nie zobaczył motoru, popatrzyłzaniepokojony na Gabriela, jakby przeczuwał, co się za moment wydarzy.Gdy chwycił za broń, nastąpił wybuch, który roztrzaskał przednią szybę, poleciało szkło i polała się krew.Kierowca trafiony kilka razy w głowę osunął się w lewą stronę, a jego martwa ręka szarpnęłakierownicę.Ishaq wycelował broń w Gabriela, ale w tej chwili furgonetka stoczyła się zdrogi.Gabriel podniósł związane nogi i jednym kopnięciem wytrącił Ishaqowi broń z ręki, onw desperacji próbował odzyskać pistolet, ale w tej chwili samochód zaczął dachować. 56Leżał na wilgotnej ziemi i półprzytomny z bólu nie mógł złapać tchu.Krzycząca cośdo niego kobieta zdzierała oklejającą go taśmę.Jej głos tłumił kask, a twarz skrywała ciemnaosłona.- Gabrielu, jak się czujesz? - mówiła.- S ł y s z y s z mnie? Gabrielu, odpowiedz!Słyszysz mnie? Niech cię diabli! Gabrielu, obiecałeś, że nie umrzesz, więc n i eu m i e r a j! 57Runsell Green, Anglia, godzina 6:42, pierwszy dzień świąt Bożego NarodzeniaBez trudu przedarli się przez rosnący wzdłuż drogi piękny stary żywopłot i pomknęli w stronęnajbliższych zabudowań.Furgonetka zatrzymała się na dachu, a jej zawartość leżałaporozrzucana na błotnistej ziemi niczym zabawki na przedszkolnej podłodze.W odległości conajwyżej pięćdziesięciu metrów od tego miejsca stado tłustych bażantów dziobało ziemię,jakby nie wydarzyło się nic nadzwyczajnego.W kamiennym domu stojącym na skraju polazapalały się światła.Mieszkańcy na długo zapamiętają ten świąteczny poranek.- Gdzie Ishaq? - zapytał Gabriel, kiedy Chiara skończyła odcinać taśmę.- W furgonetce.- %7łyje?- Tak.- Jest przytomny?- Ledwie - rzekła.- Ciebie szybko wyrzuciło z samochodu, ale on nie miał tyleszczęścia.- Pomóż mi wstać.- Leż, Gabrielu, jesteś ciężko ranny.- Chiaro, rób, co mówię, i pomóż mi wstać.Kiedy go podniosła, jęknął z bólu.Zrobiłkrok i zachwiał się, ale chwyciła go za rękę, więc nie upadł.- Gabrielu, połóż się i zaczekaj na karetkę.- %7ładnych karetek.Pomóż mi tam podejść.Michaił podbiegł truchtem, wciąż trzymając w ręce broń, i razem z Chiarą pomógł mupowoli podejść do furgonetki.Kierowca zwisał do góry nogami w pasie bezpieczeństwa, a zjego pękniętej czaszki lała się strumieniami krew, natomiast leżący na plecach Ishaq miałzakrwawiony nos i usta, a jego lewa noga złamana była powyżej kolana jak zapałka.Gabrielspojrzał na Michaiła i rzekł po hebrajsku:- Wyciągnij go za nogę.Za tę z ł a m a n ą nogę.- Nie rób tego - powiedziała Chiara.- Odejdz stąd.- Popatrzył na Michaiła.- Rób, co ci każę, bo inaczej sam to zrobię. Michaił dał nura do furgonetki, chwycił roztrzaskaną nogę i chwilę pózniej Ishaq kuliłsię na ziemi przy stopach Gabriela.Chiara nie była w stanie znieść tego widoku, więc odeszłana bok, a Gabriel spojrzał na niego i zapytał:- Gdzie dziewczyna?- Nie żyje - wypluł z siebie razem z krwią.Gabriel wyciągnął rękę w stronę Michaiła.- Daj broń [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • elanor-witch.opx.pl
  •