[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Fredek Minc umiał marzyć, mimo iż wcale nie był typem marzyciela.Gdy zabrakło mu sposobuna rzeczywistość, przyjmował ją bez wewnętrznego buntu.Szaulisi na bramie złapali niedawno jegoojca na próbie przemycania żywności.Woreczek żytniej mąki przypłacił życiem.Wartownik położyłgo pierwszym strzałem.Wiedziałem, że matka, bracia i siostry Fredka zginęli podczas likwidacji gettakrakowskiego, i że po tym wszystkie uczucia zainwestował w ojca.Nie wiedziałem, jak się w takichwarunkach składa kondolencje.Ale Fredek nie oczekiwał słów pocieszenia.Po prostu objął mnie iszepnął:  Stało się.Od tego czasu nigdy nie wrócił do sprawy - aż do dnia, w którym wróciłem zkolejnej wizyty w  szpitalu. Teraz, gdy obaj umarli, warto nam przykrywać się jednym kocem.Drugi zamienimy na chleb ,powiedział z niezwykłą u niego determinacją.19  Oszalałeś? Mój ojciec żyje! Może jeszcze oddycha, może jeszcze nie wie, że umarł.Ale ty już wiesz. Pleciesz.Przed chwilą rozmawialiśmy.Rozmawialiśmy jak ojciec z synem. Nie próbuj się okłamywać, to ci się nie uda.Prawdę masz wypisaną na czole.Pochowałeś go wdniu, w którym zawlekli go do szpitala.Nie udawaj naiwnego.Wiesz doskonale, że już nigdy niebędzie potrzebował tego koca.Więc po co ta gra?Fredek miał rację.Czytał mi z czoła myśli, których nie miałem odwagi głośno wyrazić. Nawet jeśli jest tak, jak mówisz - po co ten pośpiech?Za koc dostaliśmy bochenek chleba i słoik marmolady z buraków.Przed ojcem zachowałem tenhandel w tajemnicy.Tylko raz, gdy nasze spojrzenia skrzyżowały się na sekundę, z samego dnamojego jestestwa wypłynęła straszna myśl o tym, że wróci do siebie i odkryje, że sprzedałem jegożycie za miskę soczewicy.Mimo to nie czułem wyrzutów sumienia.Piękny, wspaniały świat, októrym mówił, jeszcze się nie narodził.Spokojnie przykrywałem się z Fredkiem wspólnym kocem.Wchłodne noce spaliśmy wpasowani w siebie jak dwie łyżeczki.Jego tyłek w moim podbrzuszu, mojenogi pod jego zgiętymi kolanami.Obróciwszy się, czułem jego ciepły, wilgotny oddech na moichplecach.Sądzę, że bliskość fizyczna, mimo iż nie zawierała żadnego innego pierwiastka pozapotrzebą ciepła, związała nas jeszcze mocniej.Nie oznaczało to jednak, że dzieląc z nim pryczę i koc,dzieliłem również myśli.Dzięki swej wrażliwości Fredek posiadał specjalną miarkę do mierzeniamoich uczuć i miary ich zaangażowania w różne sprawy, a przy tym był dostatecznie subtelny, by niezadawać pytań.Po zgaszeniu świateł, przykryty po uszy, leżałem z Fredkiem Mincem i jego martwym ojcem, zWitoldem Królem i plątaniną nieokiełznanych myśli.Straciłem poczucie rzeczywistości, niewiedziałem, czy to sen, czy jawa.Ciało wyzwoliło się od siły przyciągania Ziemi, lewi-towało wprzestrzeni, aby wnet opaść w głęboką przepaść.Nie; nie była to przepaść, lecz opadanie windąwspomnień, długi zjazd ciemnym szybem, aż do najniższego poziomu, do dna.Nigdy nie opowiadałem Fredkowi o Królach.Nie przez zapomnienie; wiedziałem, co czynię.Jakżywe stały przede mną sylwetki pana Witolda, jego żony Heleny i ich córki Jadwigi.Ich mieszkaniesąsiadowało z naszym.Witold pracował na kolei.Był szarym urzędnikiem, ale  z pełnym prawem doemerytury , jak zwykł podkreślać.Pani Helena pomagała w utrzymaniu rodziny.Była okupacja,trudne czasy, więc nie gardziła żadnym zajęciem.Chodziła po ludziach sprzątać, a gdy biedaprzycisnęła, brała jeszcze pranie do domu.Nigdy nie odpoczywała.Jadwiga, starsza ode mnie o sześćlat, nie budziła mego zainteresowania., Jak się skończy wojna, będę artystką w teatrze , oświadczałakażdemu, kto skłonny był słuchać.Pani Helena kwitowała te oświadczenia lekceważącymmachnięciem ręki, pan Witold uśmiechał się pobłażliwie.Jadwiga kończyła liceum ogólnokształcące,rodzice pragnęli zapewnić jej przyszłość w dyrekcji PKP.Nie wiedziałem, że znajomość z Królami wykraczała poza granice sąsiedzkich konwenansów.Dopiero po kilkumiesięcznym pobycie w Starachowicach ojciec wyjawił mi, że oddał im naprzechowanie część naszego dobytku. Nigdy nie miałem wątpliwości co do ich uczciwości ,powiedział. Nadszedł czas, by się przekonać, że miałem rację.W hucie pracowało kilkuset polskich robotników.Większość była tam jeszcze przed wojną.Nowadyrekcja nie mogła obyć się bez wykwalifikowanej siły roboczej.Za kontakt z nimi nakładano ostrekary, oni płacili grzywny potrącane z poborów, nam aplikowano chłostę.Mimo to, Niemcom nigdynie udało się doprowadzić do całkowitej izolacji więzniów.Często spotykaliśmy się w ubikacjach,rzadziej przy wspólnej pracy.Ojciec nawiązał kontakt z elektrykiem poruszającym się swobodnie wterenie.Budynki huty stały rozrzucone na obszarze kilku kilometrów kwadratowych, międzypotokiem, którego nazwy nie znałem, a torami kolejowymi.Całość otoczona była drutem kolczastym [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • elanor-witch.opx.pl