[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Jest dziewczyną z miasta, a ja ze wsi.To całkiem proste.Nie.Wiesz, jest cośjeszcze.Jaja nudzę.I dawno przestałem ją kochać.Jeszcze zanim poznałem ciebie,Beth.Próbowałem ci to powiedzieć, ale nie mogę chyba mieć ci za złe, że mi niewierzyłaś.- Zawahał się.- A te grozby, że się zabije.- Znów przerwał iwzruszył ramionami.- Odkryłem, że nic nie znaczą.Były dramatyczne i bardzoAnula & ponaousladansc skutecznie rzucały mnie przed nią na kolana.Ale to ona jest tą, która zdradzała.Jabyłem wierny.- Umilkł na chwilę.- Tobie.Proszę, uwierz mi, nie krzywdzimy jej.- Giles, chcę ci wierzyć.- Umilkła nagle.- Co to było? - Wszystkiezmysły miała wyczulone.- Co? - Giles rozglądał się po drzewach i skałach.- Jestem pewna, że coś widziałam.tam, w cieniu.- Beth poczuła nagłyprzypływ prawdziwej trwogi.- Giles, chodzmy stąd.Wracajmy do samochodu.Popatrzył na nią zdziwiony.- Ale tu jest tak ślicznie, Beth.Nie ma nikogo.A nawet jeśli ktoś jest, to niema znaczenia.Nikt się nami nie interesuje.Odeszła od niego kilka kroków, ale Giles podążył za nią.- Chcę cię jeszcze pocałować.I muszę zrobić kilka zdjęć.- Miałprzewieszony przez ramię aparat.Beth znów rozejrzała się dookoła, próbując dojrzeć coś w ciemności.- Nie.Tam coś jest.Patrzy na nas.- Coś? - Znów ją objął, tym razem opiekuńczym gestem.- Gdzie?- Nie wiem.Ale czuję to.Proszę, chodzmy stąd.Chwyciła go za rękę ipociągnęła w kierunku szlaku.- Nie, Beth.Zaczekaj.Cała ta rozmowa o twoim dziadku i czarnej magiiprzestraszyła cię.Tylko kilka zdjęć.- Uwolnił rękę, za którą go trzymała, i sięgnąłpo aparat.Nastawiając starannie ostrość, cofnął się do krawędzi skalnej platformy iskierował obiektyw w stronę lśniącej wody.- Tak.Zlicznie.Jeszcze jedno.Topiękne.Nie chcesz zrobić żadnych szkiców, żadnych notatek?Potrząsnęła głową.- Przyjdziemy tu jeszcze raz za dnia.Proszę, Giles.Chcę już iść.- Skóra nakarku jej ścierpła.Srebrzyste piękno lasu i wody nagle stało się bardzo grozne.Tojest panika - pomyślała nagle.Panika w prawdziwym sensie tego słowa.Lęk przedPanem, bogiem pięknych i dzikich miejsc.Przygryzła wargę.A może Giles marację? Może to książki Adama napełniły ją takim strachem, a nie niezwykłe, dzikiepiękno oświetlonego księżycowym blaskiem strumyka?Nie dostrzegła wąskich oczu, obserwujących ją z kryjówki pod zwisającąAnula & ponaousladansc skałą, nie słyszała drapania pazurów, które zagłuszył huk spadającej wody.Broichan ciągle jeszcze czekał, ale ona teraz już zmądrzała.Nie wróciła dołóżka, nad którym stał, obserwując jej uśpione ciało.Krążyła w pobliżu, niewidzianaprzez niego, i powoli wracała jej siła.Stanęła w pobliżu kamienia, wodząc palcamipo jego rzezbach, widziała mech i stary porost przyschnięty od wieków dorysunków, które były dziełem jej brata.Uśmiechnęła się do siebie.Nikt oprócz niejnie potrafi odczytać kodu.Nikt nie potrafi zrozumieć tajemnic, które zawiera.Lustrona kamieniu było porysowane.Kiedy chciała spojrzeć w odbicie czasu, wpatrywałasię w maleńkie lusterko w puderniczce z masy perłowej, którą miała w swojej tkanejtorbie.Wędrowała po wzgórzach, czasami wracała do Hertfordshire i błądziła podomu, w którym kiedyś mieszkał A-dam.Teraz byli tam obcy ludzie.Nie podobalijej się.Ale ich nie ruszała.Byli niczym.Niewarci jej uwagi bardziej niż rodzina,zamieszkała w starym domu Lizy na walijskich wzgórzach.A-dam znów o niej myślał.Czuła go.Czuła jego energię, wiedziała, że jejposzukuje, ale nadal nie mogła go zobaczyć.Kiedy dziecko dziecka A-dama przybyło do Szkocji, poczuła to od razu wswojej krwi.Ta więz była tam.Ta dziewczyna była bardzo blisko.Brid stawała sięcoraz silniejsza.Broichan także to czuł.Opuścił chatę, w której spała Brid, i wrócił do swojej.Tam mógł wróżyć ze szklanej kuli w kłębach dymu i w wodzie, obserwując tędziewczynę, Beth, z chmurą ciemnych włosów.Wiedział, że ona zaprowadzi go wkońcu do A-dama, mężczyzny, który złamał święte prawa, i do Brid.Broichanostrzył noże i wpatrywał się ze swojej chaty w księżyc, i wiedział, że inni ludzie winnych czasach też wpatrywali się w ten sam księżyc, na myśl o tym dreszczprzebiegał mu po plecach.Wyczuwał znów obecność tego drugiego człowieka, mężczyzny z epokiAdama, który śledził go tak długo.Ten Walijczyk stawał się coraz silniejszy imądrzejszy, Broichan przyznawał to z posępną miną.Będzie musiał mieć się nabaczności.Ten człowiek miał szczególną moc, jego własna zaś nie była już takAnula & ponaousladansc wielka jak kiedyś.Ale potrafi jeszcze ją odnowić.Kiedy ścieżki prowadzące przezinne światy, które Brid przetarła, co pozwoliło temu mężczyznie nimi kroczyć,zostaną zamknięte, a dzikie, szalone podróże dziewczyny przez paralelne światy udasię powstrzymać, on, Broichan, odzyska dawną siłę swego rodu.Wtedy zapewnibezpieczeństwo swemu światu przez ofiarę krwi.Rozdział dwudziestyChata w Walii była pusta.Meryn stał na smaganym wiatrem zboczu izakłopotany rozglądał się dookoła.Był potrzebny.Słyszał głosy, wzywały go.Broichan, wściekły, polował w ciemnościach na swą zdobycz.Jego grozby docierałydo najdalszych zakątków tej planety.Beth groziło niebezpieczeństwo.Meryn byłtego pewien.Ale gdzie ona jest? Stał przez chwilę, patrząc w dolinę, obserwując, jaksmuga słonecznego światła opromienia krajobraz, słyszał dobiegający z dalekakrzyk myszołowa, krążącego gdzieś w blasku słońca.W oddali, za podmokłymiłąkami i za rzeką Wye, góra wznosiła się stromo ku popołudniowemu niebu.Wszystko było osnute mgłą.Od północy zbliżał się deszcz.A także coś jeszcze.Jakiś głos z ciemności.Ta kraina wzywała go.Wsiadł z powrotem do samochodu i siedział w nim przez chwilę [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • elanor-witch.opx.pl
  •