[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.PogÅ‚adziÅ‚a go rÄ™kÄ… po wÅ‚osach.WstaÅ‚. Na miÅ‚ość boskÄ…, Lindo.Chodzmy.PodniosÅ‚a siÄ™ z porÄ™czy fotela i spiesznie podeszÅ‚a do niego,kÅ‚adÄ…c mu dÅ‚onie na ramionach i uÅ›miechajÄ…c siÄ™ tym samymtajemniczym, podnieconym uÅ›mieszkiem. Kochanie, zaraz pójdziemy, ale poczekaj chwilkÄ™.MuszÄ™ cijeszcze coÅ› powiedzieć.SygnaÅ‚y niebezpieczeÅ„stwa zadzwiÄ™czaÅ‚y na alarm. To coÅ› okropnie ważnego.Musisz podejść do tego roz-sÄ…dnie.Musisz zdawać sobie sprawÄ™, że czasem bywa tak w maÅ‚-żeÅ„stwie czasem, jak siÄ™ na coÅ› patrzy z bliska, nie widzi siÄ™tego we wÅ‚aÅ›ciwych kolorach, jak.Kochanie, dzwoniÅ‚am doCharlesa Rainesa.StaÅ‚ patrzÄ…c na niÄ… jak oniemiaÅ‚y. DzwoniÅ‚am do niego do domu.PowiedziaÅ‚am, że bardzosiÄ™ ucieszyÅ‚eÅ› jego listem i poprosiÅ‚eÅ› mnie, żebym wasumówiÅ‚a, bo musiaÅ‚eÅ› wyjść.Wszystko już zaÅ‚atwione.Masz siÄ™z nim spotkać jutro o szóstej w Barberry Room tylko ty i on żeby spokojnie to sobie omówić.Możesz wyjechać pociÄ…giemo drugiej.BÄ™dziesz miaÅ‚ dość czasu. Zaufaj mi przypomniaÅ‚ sobie.Tylko ten jeden raz.Totakie ważne, żebyÅ› mi zaufaÅ‚.A wiÄ™c już wtedy, zaledwie wpięć minut po tym, kiedy jej to powiedziaÅ‚, wiedziaÅ‚a, co zrobi.To dlatego nie pojechaÅ‚a od razu na przyjÄ™cie.Jej krÄ™tactwo,potworność zdrady wywoÅ‚aÅ‚y falÄ™ gniewu, która zapeÅ‚niÅ‚apustkÄ™ jego wyczerpania.I nie tylko to.CoÅ› jeszcze gorszego.PatrzÄ…c, jak siÄ™ uÅ›miecha do niego, ufna w odniesionezwyciÄ™stwo, zdaÅ‚ sobie sprawÄ™ z rzeczy, której nigdy niepodejrzewaÅ‚: że nim gardziÅ‚a.Wbrew wszelkim pozorom( Kochany, pomóż mi! Cóż bym bez ciebie zrobiÅ‚a? ) miaÅ‚a goza nic, kawaÅ‚ek gliny w rÄ™kach, który mogÅ‚a urabiać w każdyksztaÅ‚t, jaki jej podszepnÄ…Å‚ kaprys. Mam dość Nowego Jorku.ChciaÅ‚abym zamieszkać na wsi.MuszÄ™ sprawić, aby porzuciÅ‚firmÄ™ »Raines i Raines«.Oto jak na to patrzyÅ‚a w NowymJorku.A teraz myÅ›li: ChcÄ™ tych pieniÄ™dzy i nudzÄ™ siÄ™ tutaj.MuszÄ™ zaÅ‚atwić, żeby wróciÅ‚.Gdyby nie byÅ‚a pijana, niezdradziÅ‚aby siÄ™ z tym tak Å‚atwo.Ale czy to zmienia postaćrzeczy?OdbiegÅ‚ myÅ›lami od zÅ‚ożonoÅ›ci tego zagadnienia i postanowiÅ‚w gniewie: zadzwoniÄ™ do Charlie'ego teraz.Powiem, że żonabyÅ‚a pijana i niech go diabli razem z jego posadÄ….Ale wchwili, gdy to myÅ›laÅ‚, już wiedziaÅ‚, że nie może tego zrobić.Tymbardziej przez telefon towarzyski.Tak czy owak, bÄ™dzie musiaÅ‚pojechać i odrobić szkodÄ™.Jego gniew mieszaÅ‚ siÄ™ teraz z dziwnym, gwaÅ‚townymuczuciem, że po tym, co zaszÅ‚o, nic już nie jest jej winien, żewreszcie jest wolny. Uważasz, że jesteÅ› taka sprytna, co? Nie sprytna.Tylko rozsÄ…dna.RozsÄ…dna za nas oboje.Rozumiem twojÄ… dumÄ™.Z caÅ‚Ä… pewnoÅ›ciÄ….WolaÅ‚byÅ› umrzeć niżprzyznać racjÄ™ krytykom.To zupeÅ‚nie naturalne.Ale w gÅ‚Ä™biduszy wiesz wiesz, że ci nie wyszÅ‚o.CzegoÅ› ci nie dostaje.Azniszczyć wszystko dla gÅ‚upiej dumy, odrzucić jednÄ… jedynÄ…naprawdÄ™ dobrÄ… szansÄ™, jaka ci siÄ™ w życiu trafia, tylkodlatego.Gniew nagle staÅ‚ siÄ™ nie do opanowania.ZdzieliÅ‚ jÄ… w twarz.WydaÅ‚a krótki, skamlÄ…cy okrzyk i podniosÅ‚a dÅ‚oÅ„ do ust,patrzÄ…c na niego oczyma odmienionymi ze zdumienia,wÅ›ciekÅ‚oÅ›ci i strachu.Nigdy przedtem jej nie uderzyÅ‚, ale nie odczuÅ‚ żadnegowstrzÄ…su.Raczej uniesienie. Masz powiedziaÅ‚. Teraz nie trzeba już nic prostować uCareyów.To nadaje twoim sÅ‚owom stuprocentowÄ… zgodność zprawdÄ….Odsunęła siÄ™ od niego tyÅ‚em i usiadÅ‚a w fotelu, trzymajÄ…cdÅ‚oÅ„ ciÄ…gle przy ustach. UderzyÅ‚eÅ› mnie powiedziaÅ‚a.PodszedÅ‚ do barku i z rozmysÅ‚em nalaÅ‚ sobie burbona. John. usÅ‚yszaÅ‚ za sobÄ… jej cichy i Å‚amiÄ…cy siÄ™ gÅ‚os. John.Nie odwróciÅ‚ siÄ™. John powiedziaÅ‚a to znaczy.znaczy, że mimowszystko nie wezmiesz tej posady?OdwróciÅ‚ siÄ™ na piÄ™cie ze szklankÄ… w rÄ™ku. A coÅ› ty myÅ›laÅ‚a? Ale musisz. W jej twarzy byÅ‚ teraz jedynie strach. Nicnie poradzisz.PowiedziaÅ‚am przecież Charlie'emu Rainesowi,że przyjmujesz.Musimy wyjechać do Nowego Jorku.Nie mogÄ™tutaj zostać.Nie mogÄ™, nie mogÄ™, nie mogÄ™. To jedz rzekÅ‚ John. Jeżeli nie chcesz zostać tu, to jedz.WstaÅ‚a plÄ…czÄ…c siÄ™ w sukni i omal nie padajÄ…c.PodbiegÅ‚a doniego.ChwyciÅ‚a go za rÄ™ce i zaczęła nerwowo wodzić dÅ‚oÅ„mi porÄ™kawach jego marynarki.ChÄ™tnie by jÄ… odepchnÄ…Å‚, ale niezrobiÅ‚ tego.PÅ‚awiÅ‚ siÄ™ teraz w poczuciu wolnoÅ›ci.Niechaj goszarpie.Już go to nie wzrusza. John.może postÄ…piÅ‚am niesÅ‚usznie.Może nie powinnambyÅ‚a dzwonić.Nie wiem.To byÅ‚a taka trudna decyzja.NiewiedziaÅ‚am, co zrobić.Ale.jeżeli postÄ…piÅ‚am zle, przebacz mi.Bo gdybyÅ› tylko wiedziaÅ‚.ZarzuciÅ‚a mu ramiona na szyjÄ™.Twarz przytuliÅ‚a do piersi.GÅ‚owa dotykaÅ‚a jego policzka.W Å›wietle lampy widziaÅ‚ siwewÅ‚osy na skroniach, matowe, bezbarwne, umarÅ‚e.CiaÅ‚o jej byÅ‚ociepÅ‚e i przywieraÅ‚o do niego.I oto nagle, bez ostrzeżenia,mimo caÅ‚ej odrazy, poczuÅ‚ powracajÄ…cÄ… falÄ™ tkliwoÅ›ci
[ Pobierz całość w formacie PDF ]