[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Mallory poszła za jego wzrokiem i wydała odgłos podobnydo skowytu.- Charles! - wykrzyknęła.- Co ty tutaj robisz?- Przyjechałem cię odwiedzić, kochanie, ponieważ nigdy nie masz czasu dłużej porozmawiać ze mną przeztelefon.Wyglądał jak paw w kurniku, wystrojony w zaprasowa-ne na kant flanelowe spodnie i jedwabną koszulę, wymyśloną przez nowojorskiego projektanta mody męskiej.Stanął przed Mallory i krytycznym wzrokiem obrzucił jejdżinsy i buty.- Wyglądasz wspaniale, moja droga, chociaż.chybatrochę wiejsko.Mallory, zbyt zaskoczona, by cokolwiek odpowiedzieć.scandalouspatrzyła tylko z szeroko otwartymi ustami i chyba jeszczeszerzej oczami.Natomiast Jack bynajmniej nic był onieśmielony.Postąpił krok do przodu i warknął:- Czego tu chcesz, Garrison?Charles nerwowo zamrugał i teraz dopiero obrócił sięw stronę Jacka.Był od niego o wiele niższy i szczuplejszy.I na pewno strachliwszy.- Czy ja pana znam? - spytał.- Pewno nie - odparł Jack z głęboką pogardą w głosie.Charles zwrócił się do Mallory.- Gdzie możemy spokojnie porozmawiać?- Nigdzie - odparł Jack, krzyżując ręce na piersiach.- Nie pytałem pana, tylko.- Po co tu przyjechałeś? - przerwała Mallory.- To jest chyba oczywiste.Chcę z tobą porozmawiać- powiedział Charles z fałszywą serdecznością, którą takdobrze pamiętała z przeszłości.Kiedy jednak spojrzał naJacka, nagle jakby się zmieszał.- Właśnie wyjeżdżamy - oświadczyła zimno Mallory.- Wyjeżdżasz z tym człowiekiem? - spytał Charlesz nutą zawodu w głosie.- Chociaż nie jest to twoja sprawa, ale ci powiem,Charlesie drogi.Tak, wyjeżdżamy razem na weekend.Masz coś przeciwko temu?- Skoro tak się sprawy mają, powiem od razu, co mamdo powiedzenia, Mallory.Jeśli twój przyjaciel nam łaskawie zezwoli na zamienienie kilku słów w cztery oczy.- Nie masz najmniejszej szansy, drogi przyjacielu -stwierdził Jack, stając za Mallory.Mimo że Mallory była nadal wprost ogłuszona pojawieniem się Charlesa, odczuła zadowolenie, że właściwie poraz pierwszy w życiu ma czyjeś silne wsparcie.scandalous- Jeśli masz coś do powiedzenia, to powiedz tu i teraz- odparła.- Niech będzie.Mallory, potrzebuję twojej pomocy! -wydusił z siebie z trudem.- Jakiej znowu pomocy?- Przy mojej kolejnej książce.Potrzebuję dokumentalisty.Mogłabyś ze mną pracować na poprzednich warunkach.- Chyba żartujesz, Charles?Charles w swej pysze wziął jej pytanie jako wyraz zainteresowania propozycją.Podszedł kilka kroków, ale zatrzymał się, widząc grozny wzrok Jacka.- Wiedziałem, że to cię zainteresuje, Mallory.Możeszsobie zatrzymać swój sklepik.Na pewno znajdziesz kogoś,kto go poprowadzi.- Pozwalasz mi zatrzymać sklep? - Aż ją zamurowało.Uśmiechnął się z łagodną wyrozumiałością.- Tak jest, moja droga, pozwalam.No co, ruszamy odrazu w drogę?- Mam ochotę poprzestawiać panu.- zaczął Jack,wychodząc zza pleców Mallory.- Wstrzymaj się, Jack.- Mallory złapała go za rękaw.Jack widział, że Mallory jest purpurowa z oburzenia.Skinął na zgodę głową i odsunął się.Charles znowu błędnie zrozumiał interwencję Mallory jako poparcie dla swej propozycji.Triumfujący uśmieszek zniknął jednak z jego twarzy już po jej pierwszych słowach.- Przede wszystkim, Charles, nie mam najmniejszego zamiaru porzucać mojego sklepu i mojego domu, żebyznowu podjąć rolę niedowartościowanej pracownicy naukowej.Takich pracownic możesz sobie znalezć na pęczki.Ja nie jestem ci do tego potrzebna.Po co chcesz mnie?- Pracowało nam się razem dobrze.Tylko ty zawszechciałaś.scandalous- Ona już nic nie chce - przerwał mu Jack.- I zadałapanu proste pytanie.Po co właśnie ona?Agresywność pytania Jacka skłoniła Charlesa do uczciwej odpowiedzi:- Mój wydawca mówi, że jeśli nie przedstawię lepszegokonspektu książki, to nie podpisze ze mną umowy.- A ja byłam na tyle głupia, że napisałam konspekty twoich dwu poprzednich książek! - wyrzuciła z siebiez niesmakiem Mallory.- Nie, Charles, nie napiszę trzeciego.Radz sobie sam, jak umiesz.Charles chciał coś jeszcze powiedzieć, ale obróciła sięna pięcie i poszła do furgonetki.Jack otworzył drzwiczki.- Brawo, dziewczyno! - szepnął.Rzuciła mu wdzięczne spojrzenie.Zatrzasnąwszy za nią drzwiczki, Jack obchodził właśniesamochód, by usiąść za kierownicą, kiedy Charles podbiegłdo wozu i przez otwarte okno krzyknął:- Już dobrze, dobrze.Policzymy się pół na pół! - Byłwyraznie w panice.- Możemy nawet umieścić na okładcetwoje nazwisko jako współautorki.- Nie, dziękuję - odparła.- Mam lepszą propozycję.Korbką podkręciła szybę
[ Pobierz całość w formacie PDF ]