[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Najczęściej kontaktowałam się z jegopersonelem albo zastępcą komendanta Vartanem.- Rozumiem - moja partnerka to osoba z koneksjami.Pewnie mówiłaś Vartanowi i Garcii, jak pilnować porządkuw Dolinie.Pokręciła głową z udawanym rozdra\nieniem.- Mógłbyś się z łaski swojej nie przypieprzać.Dziękipracy na szóstym miałam mo\liwość dobrze się przyjrzeć, jakpracuje departament.- Albo raczej nie pracuje.A propos, powinienem ci oczymś powiedzieć.- O co chodzi?56- Kiedy zszedłem po kawę, wpadłem na Irvinga.Zaraz potwoim wyjściu.Rider natychmiast się zaniepokoiła.- Co się stało? Co mówił?- Niewiele.Nazwał mnie tylko bie\nikowaną oponą ioznajmił, \e rozsypię się na kawałki, a wtedy pociągnę zasobą komendanta, bo to on przyjął mnie z powrotem.A kiedysytuacja się uspokoi, Pan Proper oczywiście zgodzi się naawans.- Jezu, Harry.Pierwszy dzień w pracy i Irving ju\ ci siędobiera do tyłka?Bosch rozło\ył szeroko ręce, omal nie uderzając w ramięmę\czyzny siedzącego przy stoliku obok.- Poszedłem po kawę.Irving po prostu się napatoczył.Sam do mnie podszedł, Kiz.Przysięgam, \e to nie jazacząłem.Pochyliła głowę, wpatrując się w talerz.Jadła dalej, nieodzywając się do Boscha.Wreszcie rzuciła niedojedzonykotlecik.- Nie mogę więcej, Harry.Chodzmy stąd.- Dobra.Bosch poło\ył na stoliku pieniądze, dodając napiwek, aRider powiedziała, \e następnym razem ona stawia.Potemwsiedli do samochodu Boscha, czarnego terenowegomercedesa, i wyjechali przez Chinatown na sto pierwszą,którą ruszyli na północ.Dopiero gdy dotarli do autostrady,Rider wspomniała o Irvingu.- Harry, nie lekcewa\ go - powiedziała.- Bądz ostro\ny.- Zawsze jestem ostro\ny, Kiz, i nigdy nie lekcewa\yłemtego faceta.- Chcę ci tylko przypomnieć, \e ju\ dwa razy nie udałomu się awansować na najwy\sze stanowisko.Mo\e byćzdolny do wszystkiego.- Wiesz, czego nie rozumiem? Dlaczego twój kumpel gonie spławił, kiedy tu przyszedł? Mógł najpierw posprzątać.Przeniesienie Irvinga na drugą stronę ulicy nie likwidujezagro\enia.Wszyscy o tym wiedzą.- Nie mógł go wyrzucić.Irving jest w słu\bie od ponadczterdziestu lat.Mą mnóstwo koneksji poza departamentem iw ratuszu.Poza tym zna ró\ne tajemnice.Komendant niemógł wykonać przeciw niemu \adnego ruchu, dopóki się nieupewnił, czy się nie sparzy.Znów zapanowała cisza.Było wczesne popołudnie i wkierunku Doliny zmierzało niewiele aut.Radio wsamochodzie było ustawione na stację KFWB, którapodawała wiadomości i komu-57nikaty drogowe, ale wynikało z nich, \e nie gro\ą im \adnekorki.Bosch zerknął na wskaznik poziomu paliwa i zobaczył,\e ma jeszcze pół baku.Du\o.Ju\ wcześniej postanowili korzystać na zmianę zwłasnych samochodów.Zło\yli zapotrzebowanie nasłu\bowy wóz i dostali zgodę, lecz oboje wiedzieli, \euzyskanie pozwolenia nic nie znaczy.Zanim dostaną swojecztery kółka, mo\e upłynąć kilka miesięcy.Departament niemiał ani wolnego samochodu, ani pieniędzy na nowy.Potrzebowali jednak oficjalnego pozwolenia na papierze, abymóc pózniej \ądać zwrotu kosztów za paliwo i u\ytkowaniewłasnego pojazdu do celów słu\bowych.Bosch doskonalewiedział, i\ z czasem pokona swoim mercedesem tylekilometrów, \e za sumę przeznaczoną na zwrot kosztówdepartament mógłby kupić więcej ni\ jeden nowy wóz.- Słuchaj - rzekł w końcu - wiem, co sobie myślisz, nawetje\eli nic nie mówisz.Nie martwisz się tylko o mnie.Nadstawiałaś za mnie karku i przekonałaś komendanta, \ebyprzyjął mnie z powrotem.Wierz mi, Kiz, wiem, \e nie tylkoja.jadę tym autem na bie\nikowanych oponach.Nie musiszsię martwić i powiedz komendantowi, \eby te\ się niemartwił.Dam sobie radę.Nie pęknę.I nikt się nie sparzy.- To dobrze, Harry.Miło mi to słyszeć.Starał się wymyślić jeszcze jakiś argument, aby jąbardziej przekonać.Wiedział jednak, \e słowa to tylko słowa.- Nie wiem, czy ci o tym mówiłem, ale kiedy odszedłem zpracy, z początku nawet mi się podobało.Wiesz, byłemwolny, robiłem, co chciałem.Potem zaczęło mi tegobrakować i zabrałem się do rozpracowywania spraw.Sam.Izauwa\yłem, \e zacząłem utykać.- Utykać?- Trochę.Jak gdybym miał jeden obcas ni\szy.Albojedną nogę krótszą.- Obejrzałeś buty?- Nie musiałem.To nie była wina butów, ale broni
[ Pobierz całość w formacie PDF ]