[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Po raz pierwszy Syria nawiązała równą walkę i to jest sukces.Inżynier powiedział, że jest wielka różnica między Synajem a wzgórzami Golan.Synaj leży daleko od centrum Egiptu i daleko od centrum Izraela.Wojska mogą się tam przesuwać do przodu i do tyłu na dziesiątki kilometrów, a rdzeń Egiptu i rdzeń Izraela pozostaną nienaruszone.Strzał oddany na synajskiej pustyni nie ugodzi w serce żadnego z tych krajów.Na wzgórzach Golan jest inaczej.Centrum Izraela i centrum Syrii przylegają ciasno do siebie.Serce Izraela jest w zasięgu strzału syryjskiego, a serce Syrii jest w zasięgu strzału izraelskiego.Każdy metr ziemi na wzgórzach Golan ma życiowe znaczenie.Szerokość wzgórz Golan wynosi najwyżej dwadzieścia kilometrów.Po jednej stronie Golanu leży dolina Galilei, a po drugiej – dolina Damaszku.Nie ma Izraela bez Galilei i nie ma Syrii bez doliny Damaszku.Walka jest tutaj tak zażarta, ponieważ na wzgórzach Golan decydują się losy obu stron, samo ich istnienie.Powiedział, że kiedyś Syria była wielka.Palestyna, Jordania i Liban to były po prostu syryjskie prowincje.Jeszcze na początku naszego wieku istniały trzy mocarstwa arabskie: Egipt, Irak i Syria.Egipt i Irak pozostały, natomiast Anglia i Francja zabrały Syrii Palestynę, Jordanię i Liban.Ale pamięć tamtej Syrii żyje wśród ludzi.Cały wschodni brzeg Morza Śródziemnego, piękna część świata, należał do nas, a teraz pozostał nam tylko kawałek.Dla nas Izrael nie jest po prostu obcym państwem, ale okupantem, który zajął syryjską ziemię – Palestynę.Izrael może szukać ugody z Jordanią, ale* to nie ma znaczenia, ponieważ jedynym krajem arabskim, który ma prawo decydować o przyszłości Palestyny, jest Syria.Ani Izrael, ani Jordania nie mogą rozstrzygać o losach syryjskiej ziemi.Oto dlaczego Izrael i Jordania zwalaczają fedainów, a Syria uważa ich za swoich braci i sojuszników: Arabowie palestyńscy są częścią wielkiego narodu syryjskiego.Palestyńczycy i Syryjczycy byli najbardziej pokrzywdzonymi przez imperializm Arabami.Imperializm zabrał nam Palestynę i najlepszą połowę Syrii.Dlatego Palestyńczycy i Syryjczycy są wśród Arabów najbardziej antyimperialistyczni.W ten sposób objawił mi się nowy – jeden z tysiąca – aspekt sprawy palestyńskiej.Tym razem – syryjski.Wszyscy wiemy, że życie jest trudne i że nie ma narodu, który by nie uginał się pod brzemieniem niezliczonych kłopotów.Kiedyś wszystkie narody zwróciły się do Pana Boga: aby pozwolił im lepiej żyć, żeby ujął im trochę zmartwień, trochę konfliktów i trochę spraw, których nie potrafią rozwiązać.I Pan Bóg zgodził się i powiedział – dobrze, niech każdy naród złoży na mojej ziemi wybranej tę część swojego zła, którą ma w nadmiarze.To ziemia mojego proroka Mojżesza, mojego proroka Chrystusa i mojego proroka Mahometa.Oni są mądrzy i cierpliwi, oni sobie z tym wszystkim poradzą.I narody uczyniły, jak było im powiedziane.Ale ponieważ, uradowane dobrocią bożą, znosiły swoje kłopoty i konflikty na wyścigi i zrzucały je w pośpiechu byle jak i byle gdzie, nastąpiło wielkie pomieszanie, poplątanie i powikłanie, apokaliptyczny węzeł, monstrualny chaos i dlatego problem palestyński jest tak trudny do rozwiązania.IV Chrystus z karabinem na ramieniuRektor przyjął mnie w swoim gabinecie na jedenastym piętrze wieżowca, w którym mieści się Uniwersytet Sao-Andres.Wieżowiec stoi na skraju starego centrum La Paz i wygląda tak, jak wiele budynków po zakończeniu powstania warszawskiego.Ściany podziurawione kulami, tu i tam mur wyszarpany pociskiem artyleryjskim.W wielu oknach nie ma szyb, a ponieważ jesteśmy na wysokości blisko czterech tysięcy metrów, ostre i zimne wiatry przeciągają korytarzami.Studenci siedzą na wykładach zmarznięci i skuleni, wicher wyrywa im notatki i rozsiewa je po ulicy.Na szczęście wykłady odbywają się rzadko.Co jakiś czas, jeżeli duch opozycyjny uczelni przybierze groźną postać, rząd zamyka uniwersytet na kilka miesięcy.W tych okresach, kiedy uczelnia jest otwarta, studenci najczęściej strajkują: domagają się ustąpienia rządu.Jeżeli strajk nie odnosi skutku, przygotowują nową rewoltę.Nikt nie myśli o nauce i to jest zrozumiałe.Studenci są w Boliwii główną obok górników siłą opozycyjną, na nich spoczywa ciężar walki z reżimem.Być studentem w tym kraju to niebezpieczne zajęcie.Wielu studentów ginie w czasie ulicznych manifestacji, wielu ginie w czasie kolejnych, zbrojnych szturmów wojska na uczelnię albo w szeregach partyzantki.Studenci przychodzą na uczelnię uzbrojeni.W gmachu uczelni jest pełno broni.Są tam pistolety automatyczne i skrzynki granatów.Pamiętam, że mieli kiedyś przeciwlotniczy karabin maszynowy, zakupiony u kontrabandzistów.Ten karabin ustawili na dachu wieżowca i strzelali z niego do samolotów, które przylatywały bombardować uniwersytet.W gabinecie rektora też pełno śladów kul.Są to ślady świeże, pozostałość bratobójczej wojny, jaką studenci stoczyli niedawno między sobą.Nie cała bowiem młodzież to lewica.Część wysługuje się oligarchii.Inni należą do różnych skłóconych ze sobą ugrupowań; są tu więc anarchiści i trockiści, maoiści i niezależni chadecy, socjalfaszyści i narodowi rewolucjoniści.Na wydziale medycyny działa 13 partii politycznych.Na całej uczelni około 20 partii, ale trudno policzyć dokładnie, bo wiele z nich tworzy się i znika po tygodniu.Życie polityczne w Ameryce Łacińskiej to nieustanne pączkowanie partyjne, zadziwiająco witalne, partyjne rozmnażanie.Największa trudność dla Latynosa, to poddać się czyjejś dyscyplinie, toteż jeśli chce działać politycznie, pierwszym jego odruchem jest stworzenie własnej partii.Można by tu przytoczyć długą listę polityków latynoskich, którzy w swoim życiu stworzyli kilka, a nawet kilkanaście partii.Wojnę, która zostawiła ślady w gabinecie rektora, stoczyli trockiści z anarchistami
[ Pobierz całość w formacie PDF ]