[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Mężczyźni uderzali otwartymi dłońmi w stół i pokrzykiwali: ho! ho!, a kobiety popiskiwały: hi! hi! Aldis z trudem przełknął ciasto obficie skropione alkoholem.– Rum własnej produkcji – pochwalił się gospodarz.– Jedz, pij! – zachęcał.– Uczestniczysz w poważnej ceremonii.Miejsce chłopca zajął młodzieniec.Tańczył dookoła tacy w takt melodii wygrywanej na cytrze.Przygaszono światła, Alpar zapalił wonne świece.Z sąsiedniego pokoju wybiegła dziewczyna i wiechciem słomy poczęła okładać tancerza.Podskakiwał jak tekturowy pajac na sznurku, wywołując salwy śmiechu.– Wypędza z niego głód i pragnienie – komentował gospodarz.– Nigdy nie będzie łaknąć.Tak bawili się nasi pradziadowie w święto urodzaju.Aldis przymknął oczy.– Patrz! Patrz! – wołał gospodarz.– Nie zasypiaj!– Ten placek – usprawiedliwiał się Aldis – i wino.Cały świat się kołysze.Nawet podłoga.Daleki grzmot sprawił, że wszyscy ucichli.Taca, leżąca na podłodze, przesunęła się uderzając w ścianę.Straszliwa siła rozerwała sufit, a na głowy oniemiałych ludzi runęła lawina kamieni.– Upłynęła cała wieczność albo dziesięć minut – mamrotał Aldis, usiłując podnieść głowę.– Prawda jak zwykle tkwi pośrodku – usłyszał głos Asoki.– Między wiecznością a dziesięcioma minutami? Nie umiem tego obliczyć.Na oko sto tysięcy lat.– Żartujesz, to dobrze.– Gdzie jesteś?– Siedzę przy tobie.– A ja?– Leżysz na pledzie w moim ogrodzie.– Nic nie widzę.– Aldis uniósł się na łokciu – Dlaczego tak ciemno?– Elektrownia uszkodzona.– Co się stało?– Podziemny wstrząs – informował profesor – lekki wstrząs, ale kilkanaście domów runęło.Są ranni.– Nikt nie zginął?– Nikt, wszyscy mieli nieprawdopodobne szczęście.– Kto mnie tutaj przyniósł?– Piekarz i jego krewni.– Co z Arką?– Nie wiem.Przed willą profesora Asoki zatrzymał się pojazd, smugi reflektorów błądziły po murach, po drzewach, po ogrodzie, wreszcie znieruchomiały.Z pojazdu wyskoczył Mencjusz.– Aldis! Aldis! – wołał podniecony.– Co z tobą? – Podbiegł do pisarza.– Cieszę się, jestem szczęśliwy – poklepywał go po plecach, sapał wyraźnie wzruszony.– Dlaczego siedzisz na ziemi?– Kontuzja – wyjaśnił Asoki.– A, profesor! – Mencjusz rozczulił się na dobre.– Wiedziałem, że pod twoją opieką Aldisowi nie spadnie włos z głowy.Dziękuję, dziękuję.– Co z Arką? – powtórzył pytanie Aldis.– Olbrzymia fala uniosła statek i osadziła go między skałami wyspy.Fregata „Kastor” została wyrzucona na południową plażę.„Polluks” i okręty podwodne zdołały utrzymać się na wodzie.Czy możesz wstać? Nie wstawaj! Marynarze pomogą.Bosman Hist! – ryknął generał – czterech ludzi z noszami! Szybciej.Aldis podniósł się i chociaż szumiało mu w uszach i dokuczał przejmujący ból głowy, dotarł o własnych siłach do pojazdu.– Wrócę na wyspę – zapewniał profesora Asoki – odpocznę trochę i wrócę.– Podziemny wstrząs skrócił drogę powrotną – przypomniał Mencjusz.– Arka znalazła się w pobliżu wyspy.Do brzegu niespełna kilometr.– generał nagle umilkł.Kilkunastu wyspiarzy podbiegło do pojazdu.Przerażeni wskazywali niebo, krzycząc:– Patrzcie! Patrzcie! Księżyc zbliża się do Ziemi!– Nonsens! – żachnął się Mencjusz.– To złudzenie optyczne.Tarcza Księżyca zawsze jest większa nad horyzontem.Dorośli ludzie, a zachowują się jak dzieci.– Generale – odezwał się oficer z eskorty pojazdu – Księżyc rośnie dosłownie w oczach.– Złudzenie optyczne – upierał się Mencjusz.– Oglądamy Księżyc jak gdyby przez powiększające szkło.– Przez coraz silniejsze powiększające szkło – stwierdził profesor Asoki.– Nie umiem tego wytłumaczyć! Księżyc zbliża się do nas z wielką szybkością.– Absurd – generał jeszcze nie kapitulował.– Szok wywołany podziemnym wstrząsem zakłócił naszą równowagę psychiczną.Oglądamy niebo przez ścianę kosmicznego klosza, z wulkanu wydobywa się dym i zniekształca obraz Księżyca – Mencjusz szukał logicznego wyjaśnienia.– Za dwie, trzy minuty – wyszeptał Aldis – Księżyc zderzy się z Ziemią.Tarcza Księżyca olbrzymiała z sekundy na sekundę.– To niemożliwe – mamrotał Mencjusz – niemożliwe!– Niemożliwe staje się możliwe – powiedział Asoki: skrył twarz w dłoniach, nie mogąc znieść oślepiającego blasku.– Jasno jak w dzień – Aldis wgramolił się do pojazdu.– Jaśniej.Nikną cienie.Co za fantastyczny widok! Tysiące przerażonych ludzi na ulicach – monologował.– Wpatrują się w Księżyc, krzyczą, wznoszą ręce, pochylają głowy, niektórzy przykucnęli pod drzewami.– Co mówisz? – zapytał osłupiałego generała, który bełkotał niezrozumiale.– Tak.to.wygląda, tak wygląda.– Co?– Koniec świata – podpowiedział Asoki.Można by sądzić, że koniec całego Układu Słonecznego.Lecz tarcza Księżyca poczyna maleć, świat już nie oślepia, ciemnieje niebo.Księżyc minął Ziemię w odległości kilkudziesięciu tysięcy kilometrów Nie pojmuję, nie pojmuję.– Najważniejsze, że nie rąbnął – generał już oprzytomniał.– Nie doszło do zderzenia – żyjemy.A byłem przekonany.– machnął ręką i wskoczył do pojazdu.– Jedziemy do Lucjusza na Arkę.Znieruchomiali ludzie ożyli.Kobiety szlochały bez opamiętania.Mężczyźni, nie mogąc jeszcze oderwać oczu od niknącego za horyzontem Księżyca, rozprawiali podnieceni o tym, co by było gdyby: Księżyc spadł do oceanu, uderzył w kontynent, albo otarł się o Ziemię.Poważniejsze rozmowy prowadzono na Arce.Sternus informował o najnowszych wynikach badań intensywnie prowadzonych przez Zespół Astronomów:– Nie ulega wątpliwości – mówił wśród absolutnej ciszy – że Księżyc nie zmienił nagle swojej orbity, że w dalszym ciągu okrąża naszą planetę, że pozostał wiernym satelitą Ziemi, że nic, lub prawie nic nie zmieniło się w Układzie Słonecznym.Bez przerwy obserwujemy Kosmos, planety, gwiazdy.To nie Księżyc minął Ziemię i pomknął w stronę Neptuna, to my, zamknięci w kosmicznej kuli, oderwaliśmy się od rodzinnego globu, minęliśmy Księżyc i z wielką szybkością mkniemy dalej.Wstępne obliczenia wskazują, że lecimy po elipsie zbliżonej do paraboli o aphelium znajdującym się poza orbitą Neptuna, a więc poruszamy się po takiej samej trasie, po jakiej wędruje kometa.Wierzcie, albo nie wierzcie – profesor Sternus zawiesił na ścianie cztery kartony: – Oto kolejne fazy spotkania z Nieznanym Gościem – tłumaczył szkicując jednocześnie.– Faza pierwsza: Gdy kometa przelatywała w pobliżu Ziemi, z jej warkocza spłynęły gigantyczne krople, bąble, bańki, kule kosmiczne.Faza druga: Wyspa Wniebowstąpienia zostaje uwięziona wewnątrz kuli.Faza trzecia: Po całkowitej izolacji od reszty świata następuje oderwanie części wyspy od podłoża; odczuliśmy wtedy lekki wstrząs, z krateru wulkanu wytrysnął strumień lawy, góra zadudniła, zagrzmiała, dmuchnęła pióropuszem żółtego dymu i ucichła
[ Pobierz całość w formacie PDF ]