[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Potem chcieli tu zrobić wiÄ™zienie dla przywódców burskich czy innych Afrykanerów, nie wiem dokÅ‚adnie.Ale mieli stare mapy tego sektora i przeliczyli siÄ™ co do wielkoÅ›ci wyspy.Tu by siÄ™ nie zmieÅ›ciÅ‚a nawet obsÅ‚uga wiÄ™zienia.Oczekiwali czegoÅ› wiÄ™cej, a zastali to, co widać – powiódÅ‚ rÄ™kÄ… wokół.– Do pracy zatrudnili prywatne przedsiÄ™biorstwo budowlane.Na miejscu inżynierowie zorientowali siÄ™, że projekt jest nierealny, i zrobili kosztorys, zanim generaÅ‚owie zrozumieli, że trzeba siÄ™ wycofać.W wiÄ™zieniu byÅ‚a przewidziana latarnia, wiÄ™c jÄ… zbudowali, żeby nikt ich nie oskarżyÅ‚ o defraudacjÄ™ wojskowych pieniÄ™dzy.Takie tam biurokratyczne sztuczki.Zbudowali latarniÄ™ i wynieÅ›li siÄ™ stÄ…d – westchnÄ…Å‚ z sarkazmem.– Mogli jÄ… sobie darować, tÄ™ pieprzonÄ… latarniÄ™.I tak żaden inspektor nie pofatyguje siÄ™ tu na kontrolÄ™.ZwÅ‚aszcza od kiedy Anglicy ogÅ‚osili zwierzchnictwo miÄ™dzynarodowe nad latarniÄ…, zrzekajÄ…c siÄ™ swoich praw.W praktyce to oznacza, że przedtem należaÅ‚a do wojska, a teraz do nikogo.UsiadÅ‚em.Tak, teraz już definitywnie przestaÅ‚em cokolwiek rozumieć.– Nie wierzÄ™! JeÅ›li to prawda, to co pan tu robi? Co robi latarnik w nieuczÄ™szczanym rejonie?Poczucie humoru miaÅ‚ caÅ‚kiem nieprzewidywalne.Najwyraźniej ulga, że nie speÅ‚niÅ‚y siÄ™ jego najgorsze przewidywania co do losu żabolki, podziaÅ‚aÅ‚a na niego jak balsam.RozeÅ›miaÅ‚ siÄ™ i podaÅ‚ mi piersiówkÄ™, dopiero teraz.W Å›rodku byÅ‚ jakiÅ› zimny i gorzki likier.Ale liczyÅ‚ siÄ™ sam gest, nie jakość alkoholu.– Nie przysÅ‚ano mnie do latarni.Jestem poprzednim meteorologiem.To znaczy – zawahaÅ‚ siÄ™ – tytuÅ‚u nie mam, ale korporacja nie miaÅ‚a wielkich wymagaÅ„, rekrutujÄ…c personel do tej dziury.A o historii latarni dowiedziaÅ‚em siÄ™ od marynarza na statku, którym tu przypÅ‚ynÄ…Å‚em.Taki jeden z PoÅ‚udniowej Afryki opowiedziaÅ‚ mi o wszystkim.WyciÄ…gnÄ…Å‚ rÄ™kÄ™ po piersiówkÄ™, przechyliÅ‚ jÄ… do ust, po czym ciÄ…gnÄ…Å‚ dalej:– Hallo, Kollege.Co pana sprowadza w te strony? ZwyciÄ™zców tu nie ciÄ…gnie.Nigdy.Uczciwych i honorowych też nie.Jaki jest paÅ„ski przypadek? Å»ona uciekÅ‚a z inżynierem drogowym? Nie starczyÅ‚o odwagi, żeby wstÄ…pić do Legii Cudzoziemskiej? NapadÅ‚ pan na bank, w którym pracowaÅ‚? Czy może wszystko pan straciÅ‚ w kasynie? ProszÄ™ nie mówić, na jedno wychodzi.Witam w piekle przegranych, witam w raju zagubionych.– Nieoczekiwanie zmieniÅ‚ ton i temat: – Gdzie jest drugi remington?ByÅ‚o mi już wszystko jedno, zostawiÅ‚em mu inicjatywÄ™.Å»abolka Batisa wpatrywaÅ‚a siÄ™ w ziemiÄ™ obojÄ™tnym, krowim wzrokiem.Dwoma palcami grzebaÅ‚a w bÅ‚ocie.Nie przeżuwajÄ…c, poÅ‚knęła w caÅ‚oÅ›ci wyciÄ…gniÄ™tego robaka.BatÃs wszedÅ‚ do domu.Pochylony nad skrzyniÄ… z amunicjÄ…, wyglÄ…daÅ‚ jak pirat, który odkryÅ‚ skarb.Widok drugiego remingtona i nabojów wprawiÅ‚ go w euforiÄ™.– Dobra sztuka, tak, dobra sztuka – powtarzaÅ‚, poklepujÄ…c kolbÄ™ karabinu.PrzesypywaÅ‚ naboje jak lichwiarz zÅ‚ote monety.– ProszÄ™ mi pomóc! – ocknÄ…Å‚ siÄ™ nagle.– Już siÄ™ robi ciemno.Wie pan, co to znaczy?PrzewiesiÅ‚ sobie przez jedno ramiÄ™ remingtona, a przez drugie swojÄ… strzelbÄ™.ChwyciliÅ›my obaj skrzyniÄ™ z amunicjÄ… za boczne uchwyty.Tak, już zapadaÅ‚a noc.KiwnÄ…Å‚ na żabolkÄ™ i we trójkÄ™ rzuciliÅ›my siÄ™ szaleÅ„czym biegiem.Szybciej, szybciej – poganiaÅ‚ mnie w lesie – do latarni, do latarni! – I to samo po niemiecku: Zum Leuchtturm, zum Leuchtturm! – Ale trudno byÅ‚o skoordynować ruch dwóch par nóg na Å›cieżce.PotknÄ…Å‚em siÄ™ o korzeÅ„ i amunicja wysypaÅ‚a siÄ™ na ziemiÄ™.– Co pan, do diabÅ‚a, wyprawia, upiÅ‚ siÄ™ pan czy co? – klÄ…Å‚ BatÃs, zbierajÄ…c naboje garÅ›ciami, z mchem i bÅ‚otem.BiegliÅ›my dalej, noc nas doganiaÅ‚a.– O Boże, o Boże – szeptaÅ‚ BatÃs.I znów powtarzaÅ‚: – Zum Leuchtturm, zum Leuchtturm!Od latarni dzieliÅ‚o nas już niespeÅ‚na dwadzieÅ›cia metrów.ZaczÄ™liÅ›my siÄ™ wspinać na granitowÄ… skaÅ‚Ä™ u podnóża
[ Pobierz całość w formacie PDF ]