[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Bądz cichutko - szepnęła do Ti-Ti.Niby wiedziała, że niemożliwe jest, by kogoś tu spotkała, bo cała służbasiedzi teraz przy kolacji, ale mimo to bała się.Czym prędzej więc przebiegłapodwórko i otworzyła furtkę, a gdy tylko zamknęła ją za sobą, poczuła się,jakby wkraczała w inny świat.Ubogie pokoiki stajennych nad stajniami w niczym nie przypominałyeleganckiego Belgravia Square.Angelina nie miała jednak czasu, by sięrozejrzeć, bo parę metrów dalej stał powóz, z którego wysiadał właśnie książę.Twarz jego promieniała radością i wyglądał oszałamiająco w wieczorowymstroju i z gardenią w butonierce - chyba jeszcze przystojniej niż za dnia.Bezsłowa pomógł Angelinie zająć miejsce w powozie, po czym sam usiadł obok inatychmiast ruszyli.- A więc jednak przyszła pani! - krzyknął zachwycony.- Mówiłem sobie, żetak będzie, ale podświadomie bałem się, że coś stanie na przeszkodzie.- Tak, jestem, ale musiałam zabrać Ti-Ti.Mówiąc to posadziła pieska naprzeciwległym siedzeniu.- Na czas kolacji zaopiekuje się nim Aleks - rzekł książę.- Byłabym też wdzięczna, gdyby książę mógł schować gdzieś mój klucz.Niemieści mi się do torebki i boję się, że go zgubię - powiedziała przejęta i podałaklucz księciu.Prawie o nim zapomniała, ale na szczęście dostrzegła go na szafce wkorytarzu.Gdyby nie to, nie mogłaby dostać się z powrotem na podwórko.Zwykle tego klucza używali służący, gdy chcieli pójść do woznicy, a terazksiążę umieścił go w kieszeni w obiciu powozu.- Czy wie pani, Angelino, że ślicznie pani wygląda? Jakoś nie wyobrażałemsobie pani z różami we włosach.Angelina sięgnęła do nich ręką.Wpinała je w takim pośpiechu, że nie miałapewności, czy dobrze się trzymają.- Proszę ich nie ruszać i w ogóle niczego nie zmieniać! - zwrócił się do niejksiążę.- Wygląda pani tak, jak sobie wymarzyłem, a nawet jeszcze piękniej.Angelina odwróciła zarumienioną twarzyczkę w stronę okna.Było wciążwidno, choć słonce już zaszło, a gwiazdy jeszcze się nie pojawiły.- Dokąd jedziemy? - spytała nieswoim głosem.- W bardzo ciche i spokojne miejsce.Nie dlatego, żebym nie chciał byćwidziany w pani towarzystwie, ale zależy mi na tym, żebyśmy mogliporozmawiać bez hałaśliwej muzyki i gwarnych rozmów.- Gdziekolwiek to będzie, na pewno mi się spodoba.Nigdy dotąd nie byłamw restauracji.- Zdaję sobie sprawę, że nie powinna się pani tam pokazywać, zwłaszcza wmoim towarzystwie.Dlatego uważam, że postąpiła pani bardzo odważnie.I cudownie.- Babcia.byłaby zbulwersowana!- Jak większość ludzi.I z tej przyczyny postaram się, żeby nikt nas niewidział.- Tak czy owak.to dla mnie niesamowita przygoda!- Dla mnie też! Ale jestem pełen obaw.- Obaw? - zdziwiła się.- A czego książę miałby się obawiać?- Mówiąc obrazowo, wchodzę coraz głębiej w ścieżki labiryntu i nie mampojęcia, czy znajdę wyjście.Angelina wyglądała na zupełnie zdezorientowaną.- Nie jestem pewna.czy rozumiem.- Tym lepiej.Nie chcę, żeby pani rozumiała, przynajmniej na razie.Ale samnie wiem, czy to, co pani ze mną robi, sprawia mi przyjemność czy ból.Angelina wciąż nie potrafiła odgadnąć znaczenia słów księcia, a onprzyglądał jej się przez chwilę, po czym dodał:- Niech pani nie pozwala mi mówić w ten sposób.Chcę, żeby dziś świetniesię pani bawiła i zawsze wspominała ten wieczór jako coś prawdziwieszczęśliwego.Chciałbym, żeby zawsze była pani szczęśliwa.- Mam taką nadzieję - odparła.- I pragnę tego samego dla księcia.- Wątpię, czy mi się to uda, ale ogromnie się cieszę, że mamy dla siebie tenwieczór.- A jakie ma książę plany na jutrzejszy wieczór? - spytała, by zmienić temat.- Mam spotkanie, którego nie mogę odwołać - odrzekł.- A pojutrze będę nabankiecie z okazji koronacji.Jeśli się odbędzie.- Jeśli się odbędzie? - powtórzyła zdziwiona.- Co książę chce przez to powiedzieć?- Proszę sobie przypomnieć, co zdarzyło się poprzednio.- Ale chyba król nie jest znowu chory? To byłoby okropne!- Bez obaw - uspokoił ją książę.- Widziałem go zaledwie wczoraj i biorącpod uwagę przebytą chorobę, czuje się naprawdę świetnie.- A więc będzie bankiet - podsumowała Angelina.- Byłoby straszne, gdybyznów miało się zmarnować tyle jedzenia.- A zmarnowało się? Proszę mi opowiedzieć.- Niezupełnie, ale gazety pisały, że w pałacu rzeczywiście powstał problem,co zrobić z.tonami zgromadzonej żywności.- Co więc zrobiono? - spytał ubawiony tym książę.- Było tam na przykład dwa tysiące pięćset przepiórek.- Ciekawe!- Do tego ogromne ilości pieczonych kurczaków i kuropatw, smażonychjesiotrów i kotletów, no i oczywiście owoce i ciasta, które szybko się psują.Jakoś wcześniej książę nigdy nie pomyślał o takich przyziemnych kłopotach.- I co się stało z tym wszystkim?- Ktoś wpadł na pomysł, by zwrócić się do instytucji charytatywnej, którasprawiedliwie rozdzieliłaby żywność.- I komu powierzono to zadanie?- Siostrom Miłosierdzia - roześmiała się i dodała: - Tak więc zamiast książąt ikrólów biedni zjedli consommś de faison aux ąuenelles, cótelettes de bćcassinesa la Souvaroffi wiele innych dań przygotowanych przez królewskiego kucharza.Książę śmiał się rozbawiony.- To rzeczywiście problem, gdy jedzenia jest więcej niż biesiadników.Muszęopowiedzieć o tym moim kuzynom.Interesowali się szczegółami związanymi zodwołaną koronacją, ale nie potrafiłem zaspokoić ich ciekawości.- Ale tym razem zobaczy książę całą uroczystość w OpactwieWestminsterskim i skosztuje wszystkich wspaniałych potraw
[ Pobierz całość w formacie PDF ]