[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Jeśli się nie mylę, jeśli się nie myli pan Artur Ritter i w błędzie niejest Jan Oskar Peb, to Jakub Klug, we Włoszech nazywany raz Kalgiem,innym razem Gluchiem, spędził we Florencji dwa miesiące, z czegotylko sto dwadzieścia godzin poświęcił grze w szachy.W wydawanejw Wenecji gazecie Lo Scacco w pazdzierniku 1873 roku zostaływydrukowane dwa diagramy, na których niejaki Kubaklug (bezwątpienia chodzi tu o naszego bohatera, którego imię i nazwisko zasprawą włoskiego niechlujstwa zostały połączone w jeden dziwniebrzmiący wyraz) zmierzył się z nadzieją italskich szachów, wyżejwspomnianym Sanzą[22].Pierwszą partię (30 IV 1873) wygrałw czterdziestu posunięciach Kubaklug, natomiast w drugiej (20 V 1873)padł remis, z tym że przez długi czas przewagę miał Sanza i gdyby przydwudziestym drugim posunięciu nie przeoczył doskonałej okazji doataku, z pewnością bez trudu wygrałby tę partię.W tej samej gazecie w numerze ze stycznia 1874 roku autorpodpisujący się inicjałami K.B.opisał bankiet w kawiarni La Gazza,podczas którego dla zabawy i rozrywki znudzonych gości pochodzącyz Niemiec szachista o nadzwyczaj miłej fizjonomii podkreślonej żabim(sic!) wąsikiem dał popis gry na ślepo przeciwko szesnastu graczom.Miało to miejsce w upalny czerwcowy wieczór 1873 roku[23].Tajemniczy szachista, którym z pewnością był Jakub Klug, wygrałtrzynaście partii, dwie przegrał i jedną zremisował. Na uwagę zasługujefakt pisze K.B. że jegomość niespecjalnie koncentrował się na grze.Swoje posunięcia dyktował jakby od niechcenia w przerwie pomiędzyjedną a drugą konwersacją, jednym a drugim kieliszkiem wina [24].[22] Lo Scacco , 1873, s.214.[23] Lo Scacco , 1874, s.24.[24]Tamże, s.25.3.Zwit nad miastem RabbaskJakub Klug zamieszkał w kamienicy niedaleko palazzo Pitti,w ciasnym pokoju, za którego cały wystrój robiło niewygodne łóżkuo dębowym wezgłowiu i mały stoliczek na krzywych nóżkach,z lichtarzem na wypolerowanym blacie.Wczesnym rankiem dozamkniętych drewnianym skoblem drzwi pukał jak zwykle w świetnymhumorze Wilhelm Stieblitz i zabierał go na kilkugodzinny spacer pomieście, urozmaicony wizytami w kościołach i lekkostrawnymposiłkiem w kawiarni na placu Santo Spirito.Oprócz chęci zmierzeniasię z włoskimi szachistami przyszły pretendent do tytułu mistrza świataprzyjechał do Florencji ze względu na wiszący w zakrystii kościoła SanLorenzo obraz Sebastiana Alfiera da Talamone zwanego Il GufoOdpoczynek przy szachach, który był tematem jego zaniechanej ostatnioz powodu tourn�e po Europie pracy doktorskiej.Klug godzinamistudiował to póznorenesansowe dzieło, które niewprawnemuobserwatorowi mogłoby się wydać dość tendencyjne i mdłe, choćw gruncie rzeczy skrywało w sobie wiele tajemnic, a techniką nieodbiegało od najlepszych dzieł cinquecenta.Podczas jednego z długich, wręcz dłużących się spacerów WilhelmStieblitz pokazał Klugowi jeszcze inne dzieło Il Gufa Zwit nad miastemRabbask.Był to ponury (wypłowiały) fresk przedstawiający mapę nieba.Znajdował się pod kopułą przykrywającą ufundowaną przez florenckąrodzinę Brocabuonich kaplicę Zwiętego Prawa w kościele Santa Mariadella Boschiva.Nad wyglądającym na klasztorny dziedziniec witrażemwymalowane było wschodzące na nieboskłon krwawe słońce, nadktórym złotą czcionką napisany był wers z poematu Rabbask greckiegopoety Faratosa z Rodos (ur.ok.24 r.p.n.e., zm.28 r.n.e.), któryw wieku trzydziestu trzech lat po wielu miesiącach mozolnej wędrówkitrafił do tego tajemniczego miasta:I tego dnia cień umarł, a oczom ukazało się dno studni.Jak przypuszczał Stieblitz, malowidło w kaplicy Zwiętego Prawaprzedstawiało układ gwiazd nad miastem Rabbask w chwili, gdy zawitałtam Farados.Zresztą dzień przybycia poety z Rodos do tej zagubionejna skraju świata metropolii ( dzień szczęśliwy i parny, zbyt odległy, bymógł wydać się prawdziwy ) jest głównym tematem jego pełnegodygresji poematu.Do dzisiaj przetrwały zaledwie dwie księgi dziełaFaradosa, i to niestety też nie w całości.Znajdujemy w nich międzyinnymi dokładny opis Rabbasku (domy błękitno-białe, świątynie za targrobiące, place tłumne i smutne), jak i zwykłą, potraktowaną z iścieobyczajowym zacięciem miejską codzienność, gdy kobiety zgięte nadciemną kałużą szaty swym mężom w zmęczonych dłoniach prały.Pergamin z fragmentami dwóch ksiąg przypadkowo odnalazłlingwista Mikołaj Akielewicz w Biblioteca Laurenziana w połowie XIXwieku.Zdaniem Stieblitza w czasach, gdy żył Sebastiano Alfiero daTalamone, dostępne były obszerniejsze partie poematu, a być możeznany był wręcz w całości.Stąd Stieblitz wywnioskował, że Il Gufo albodzięki dokładnemu opisowi nieba, który mógł w którejś ze swoich ksiągpopełnić Farados, albo dzięki starożytnym mapom astronomicznymdokładnie odwzorował wygląd gwiezdnego firmamentu z dniaopisanego w dziele.W swoich przypuszczeniach, opartych wciąż nadość wątpliwych, by nie rzec wyssanych z palca przesłankach posunąłsię jeszcze dalej.Uznał bowiem, że przywołany przez Il Gufa wersw rzeczy samej dotyczy chwili, w której słońce (będące w zenicie) jestdokładnie nad miastem, a jego promienie padają pod kątemdziewięćdziesięciu stopni, albowiem tylko wtedy cień umiera i możnaujrzeć dno studni.Następnie dzięki pomocy astrofizyków z uniwersytetuw Berlinie ustalił po pierwsze, jakiego dnia słońce wschodziw gwiazdozbiorze Blizniąt w ten właśnie sposób, w jaki przedstawił to IlGufo (bodajże 18 VII), a po drugie: na jaką szerokość geograficzną jegopromienie padają wtedy pod kątem prostym.Z poematu Faradosawywnioskował również, że miasto Rabbask znajdowało się nad dużymzbiornikiem wodnym, najprawdopodobniej Morzem Czerwonym( wody błękitnej głębiny krwawe ), co istotnie ograniczyło jegoposzukiwania.Z połączenia tych przesłanek wyszło mu, że miastoRabbask znajdowało się około stu dwudziestu kilometrów na wschód odAsmary (Erytrea).I tam też w ciągu najbliższych tygodni zamierzałwyruszyć.3.Ekspedycja Stieblitza�smego sierpnia 1873 roku o godzinie 10.20 Wilhelm Stieblitz,ubrany w piaskowy garnitur, w lekkich trzewikach, w założonym nabakier, przypominającym trochę piracki kapeluszu i w czarnej, podszytejatłasem pelerynie zjawił się wraz z Jakubem Klugiem na florenckimdworcu.Pociąg (szereg jasnobłękitnych wagoników, które od czarnejlokomotywy oddzielał zielony, przeładowany tendrzak) od pięciu minutbył już podstawiony.Panowie pożegnali się wylewnie, nie szczędzącsobie przyjacielskich cmoknięć w policzki i serdecznego poklepywaniapo plecach, po czym elegancki i elastyczny Wilhelm Stieblitz, jakżeuskrzydlony tą szaloną myślą, że lada dzień wyruszy do Afryki, byodkryć zaginione miasto Rabbask i tym samym dać powód potomnymdo ochrzczenia jego nazwiskiem kilku ulic i jednego uniwersytetu,zniknął w wagonie pierwszej klasy, którego szyby zdobiły symetrycznedesenie sadzy
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
�