[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nic dziwnego, że ojciec takmało czasu spędzał w domu, woląc zostać w bi urze albo w klubie.Ale rzeczywiście w powi etrzu czuło się coś słonawego, przyprawiającego o mdłości.- Jestem przekonana, że tego lata znowu będzi emy mieli wysypalozy.Dwa razy w ciągu ostatniego dziesięciolecia woda wyrzucała nabrzeg całe ławice - nieubłagany wieloletni cykl mordował nieprzeliczoną populację maleńkich rybek właściwie bez widocznego powodu.- Boże - powi edzi ała El izabeth.- Ni e możemy przej ść dośrodka?Na słabo wi docznym przeciwległym brzegu Woody dostrzegł nikłe światełka Chibawassee, gdzie %7łydzi z Chi cago spędzali wakacje.Dawniej było t am pole golfowe.Wiele lat temu.Ojciec i kilku innychpanów gościli kiedyś u członków kl ubu z Chi bawassee.Zagral iw dwi e pary, a pózniej ojciec zaprosił ich na obiad.Pokazał pot emnowym znaj omym swoj e żeglarskie trofea.Woody zapami ęt ałzapach cygar i zastanawiał się, czy ojciec także palił.- Nic z Nowego Jerku, Charles? - zapytał j eden z %7łydów.- Tylko z Wielkich Jezior?- Wolę żeglować po j eziorze Mi chi gan - odpowi edzi ał ojciecswobodni e.- Naprawdę? - zdziwił się mężczyzna.- Jeśli o mni e chodzi ,wol ałbym puchar nowoj erskiego j achtklubu.Po ich wyjściu mat ka otworzyła wszystkie okna, żeby pozbyćsię dymu z pokoi.Przez całe lata rodzi ce Woody' ego śmial i sięz j achtkl ubu w Nowym J e r ku".Opowi adaj ąc tę historię, mat kani eodmi enni e mówi ła o strasznym smrodzi e cygar.- Ni e można przed t ym uciec - powiedział Woody do Elizabeth,ale ona i tak j uż się podnosi ła.- Och, Woody - odpowiedziała.- Zawsze można spróbować.Ben czekał, trzymaj ąc matkę za rękę.Powiedziała mu, że nauczysię żeglować, dlatego przez ostatni e kilka dni wyobrażał sobie, j akodczuwa się wtedy wiatr i zacinające kropl e zi mnej wody.Czy łódzbędzie się wznosiła na falach i opadała? Czy będzie nią kołysałona boki?Teraz stali na wi el ki m pirsie w mieście.Silny powi ew wi atrusprawił, że zacumowane łodzie zmi eni ły pozycje.Te, które zakotwi czono, jęczały, obijały się o siebie, napi nały łańcuchy.Rachelusiłowała przygładzi ć włosy, ale kosmyki wymykały się spod jejdłoni i falowały wokół głowy.- Już ni edługo - powiedziała, obserwuj ąc port.Liny zwisające z masztu wielkiego j achtu, cumuj ącego na końcuprzystani , wydawały kl ekoczący odgłos.Chłopi ec wpatrywał sięw szczyt masztu i zastanawiał, czy potrafiłby wspiąć się na niego,ale w t ym momenci e matka mocni ej ścisnęła go za rękę.- Spójrz!Mot or ówka podpływała do ni ch wol no z war kot em silnika,wypuszczała kłęby spalin.Mężczyzna, który w niej siedział, miałkrótki e czarne włosy.- Ahoj ! - zawołał, podpływaj ąc do przystani.Mat ka Bena roześmi ała się, a on popat rzył na nią, nie bardzowiedząc, co widziała w t ym wesołego.A może ten mężczyzna nie byłżeglarzem.Może w ogóle tak naprawdę nie mieli nigdzie żeglować,lecz j edyni e popłynąć motorówką.Ni eznaj omy wyciągnął rękę.Ben musi ał ją chwycić, żeby zejśćpo stopniu.Aódka obijała się lekko o przystań.- Wchodz na pokład - powi edzi ał mężczyzna.Ben spoj rzał na Rachel, która ki wnęła głową w stronę lodzi.- No, dalej - powi edzi ała.- Przeci eż masz na to ochot ę.-A ki edy Ben wzi ął przybysza za rękę, dodała: - To jest panMarch.- Cześć - powi edzi ał Ben.Usiłował cofnąć dłoń, ale pan Marchtrzymał j ą mocno i patrzył na Bena, j akby chłopak był co naj mniejprezent em urodzi nowym.- Jest do ciebie bardzo podobny - odezwał się do Rachel, puszczając rękę Bena i odwracaj ąc się, żeby pomóc jego matce.- O tyle, o ile.Przyjrzyj się jeszcze raz.Odpychaj ąc mot orówkę od przystani, pan March zawrócił doportu.Płynęli w stronę Beck' s Point.Wi atr rozwiewał zapach spalinz silnika Diesla.Dzi ób rozcinał wodę, tworząc na falach postrzępi one na biało V.Ben wskazał pal cem zakot wi czoną s mukł ą ni ebi eską łódz,kołyszącą się na falach.- To twoj a łódz? - zapytał.- To Niebieska Czapla" - odpowi edzi ał pan March.- Popłyni ez nami Hank ze sklepu z łodziami.Będzie pomagał.- Obróci ł siędo Rachel.- Postanowi łem też zabrać Rory' ego.Rachel siedziała na rufie.Ben jeszcze nigdy nie widział u niejtak sztywno wyprostowanych pleców.Włosy mat ki zdawały siężyć włas nym życiem, tańczyły na wi etrze we wszystki e strony.Zastanawi ał się, czy to woda ją przeraża, czy też wyraz jej twarzyświadczy o czymś i nnym.Jej suki enka wydawała mu się w j akiśsposób ni eodpowi edni a.Czy nie powi nna włożyć spodni ? Ostatni ozaczęła także mal ować usta
[ Pobierz całość w formacie PDF ]