[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nie chciałem śmierci Danny'ego, po prostu podjąłem złą decyzję.Wiem, że to ja się pomyliłem, nikt inny.Nikt nie kochał Dan-ny'ego bardziej niż ja.Nikt.Dziś rano podjąłem złą decyzję, przyznaję.32Przycisnął ucho do drzwi i wstrzymał oddech, nasłuchując.Nie słyszał jednak niczego, nawetszlochu Margot.po chwili wrócił do salonu i usiadł na jednej z sof pokrytych białą skórą.Zciany miały kolor bladych magnolii, wisiały na nich obrazy Margot - duże, niektóre owymiarach sześć stóp na siedem.Impresje w bieli I-VII.Malowała je na postrzępionychpłótnach, białą farbą olejną, i chociaż widniały na nich jakieś nieregularne spiralki, zawijasy ikrzyżyki, dominowała biel.- Malarstwo to po prostu malowanie - mówiła zawsze Margot, zasiadłszy na sofie w pozycjikwiata lotosu.-Chcę, żeby ludzie zapominali o formie, kształcie, kompozycji.Forma, kształt ikompozycja to wszystko są sztuczki, służące temu, aby ludzie nie patrzyli na to, co taknaprawdę się liczy.Naprawdę, Margot, liczy się nasz syn, martwy i zimny w kostnicy.Liczą się te wszystkiebiedne dzieci, porozrywane na strzępy na szkolnym dziedzińcu.Chociaż - skoro ludzie tegoświata zdolni są do tak ohydnych czynów -może nic już się nie liczy? Może nie ma już wśródludzi nadziei, wiary, dobroci, nic niewarte są uśmiechy?Kiedy we wtorek wieczorem kładliśmy się do łóżka, rozmyślał, nie mogliśmy wiedzieć, żegdy my będziemy spokojnie spać, zastępy okrutników będą gorączkowo pracować.Dlategokiedy się obudziliśmy, nie mogliśmy wiedzieć, że nie żyjemy już w świecie ufności iszczęścia, lecz w jego niebezpiecznej i bezdusznej replice, w której nie można być niczegopewnym i nikomu nie można zaufać, już nigdy.Wstał i podszedł do Impresji w bieli IV.Wpatrywał się w nią przez długi czas.Wreszcie zpudełka na podręcznym stoliku wziął gruby czarny marker i ze łzami w oczach narysował naobrazie dużą, wykrzywioną twarz chłopca.33Wyszła z sypialni krótko przed siódmą.Wygląd jej twarzy nie pozostawiał wątpliwości, żenie spała.Frank siedział przy stole w kuchni z dużym kubkiem czarnej kawy.Zdążyłprzygotować kilka tostów, ale jeden z nich zaledwie raz ugryzł.- Napijesz się kawy? - zapytał.Potrząsnęła przecząco głową.Otworzyła lodówkę i wyciągnęła z niej karton soku z borówek.- Są nowe informacje na temat wybuchu - powiedział, wskazując na telewizor.- Przyznałasię do niego jakaś arabska grupa terrorystyczna.- Telewizja CNN nadawała kolejnewiadomości.Napis u dołu ekranu nie pozostawiał wątpliwości, kto uważany jest za sprawcęzamachu.- Dar Tariki Tariąuat, kto to jest, do diabła? Nikt dotąd nie słyszał o takiejorganizacji, ale wygląda na to, że są powiązani z Al-Kaidą.- Widziałam, co zrobiłeś z moim obrazem - odezwała się Margot.- Tak.Czekała na coś więcej, Frank jednak nadal spokojnie sączył kawę i wpatrywał się w ekrantelewizora.Wreszcie nie wytrzymała i z hukiem postawiła szklankę z sokiem tuż przed nim.- To wszystko? Tak"? Tylko tyle masz mi do powiedzenia?Frank popatrzył na nią i odstawił kubek.Starał się zachowywać spokojnie, mimo że jegoserce biło nienaturalnie szybko.- Nie, Margot.Mógłbym powiedzieć o wiele więcej, ale w tej chwili chyba byś tego niezrozumiała.Uważam, że nie chcesz zrozumieć.Margot wydała tylko ciężkie westchnienie.- Czego chcesz ode mnie? %7łebym cię przepraszał?- Nie, to zupełnie niepotrzebne.Po tym, co zrobiłeś, mógłbyś powiedzieć milion słów, a ja itak nie przejdę nad tym do porządku dziennego.Zabiłeś mojego jedynego syna, Frank.Dannynie żyje i to ty pozwoliłeś mu umrzeć.- Wiem.f34- Wiem"?! - wrzasnęła.- Wiem"? Zabiłeś go, a teraz drwisz z jego śmierci, niszcząc mojąpracę jakimś.- Głęboko odetchnęła, jakby nagle chciała się uspokoić.- Aż tak mnienienawidzisz, Frank? No, dalej, powiedz mi.Mój Boże, nie mogę uwierzyć, że tak bardzomnie nienawidzisz!Frank zamknął na chwilę oczy.- Margot, to nieprawda, wcale cię nie nienawidzę.Kocham cię i gdybym mógł przywrócićDanny'emu życie, nawet gdyby to znaczyło, że ja miałbym umrzeć za niego, nie wahałbymsię ani przez chwilę.- Ty nikogo nie kochasz, Frank.- To ty tak mówisz, kochanie.Wiedz jednak, że żadne nasze słowa nie cofną tego, co sięwydarzyło.Gdyby Danny dotarł do szkoły na czas, zostałyby z niego strzępy, tak jak i zreszty tych nieszczęsnych dzieci
[ Pobierz całość w formacie PDF ]