[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Potrzebuję czasu - odpowiadam.- Nie ma sprawy - mówi szymp.- Ile tylko chcesz.***Szympowi nie wystarcza zabicie tej istoty.Musi na nią jeszcze napluć.Pod pozorem pomagania mi w analizie próbuje Wyspę zdekonstruować, rozebrać ją naczynniki pierwsze i na siłę przypasować do ziemskich precedensów.Mówi mi o ziemskichbakteriach, które kwitną obok półtora miliona radów i śmieją się z wysokiej próżni.Pokazujeobrazki małych bezkręgowców Tardigrada, nie do zabicia - potrafią zwinąć się w kłębek ispać na skraju zera bezwzględnego, a czują się tak samo dobrze w głębokich oceanicznychrowach i w kosmosie.Dać im czas i okazję, kopnąć butem w kosmos, kto wie, co by sięulęgło z tych ślicznych małych bezkręgowców? Może zbite w gromadkę przetrwałyby nawetśmierć swojego macierzystego świata, a potem jakoś rozrosły się w kolonię?Co za pierdoły.Dowiaduję się, czego się da.Zapoznaję się z alchemią fotosyntezy, transmutującejświatło, gaz i elektrony w żywą tkankę.Uczę się fizyki wiatru słonecznego, który napina tębańkę, wyliczam dolną granicę metabolizmu formy życia filtrującej związki organiczne zeteru.Podziwiam szybkość rozchodzenia się myśli tej istoty - prawie tak szybko, jak poruszasię Eri, parę rzędów wielkości szybciej niż impulsy nerwowe u jakiegokolwiek ssaka.Możeto jakieś organiczne nadprzewodnictwo, coś, w czym schłodzone elektrony biegają prawiebez oporu - w tej mroznej pustce to możliwe.Zapoznaję się z plastycznością fenotypową i luznym doborem naturalnym, tymszczęśliwym rozogniskowaniem celu ewolucji, które umożliwia gatunkom przeżywanie wobcych środowiskach i przejawianie nowych cech, które w domu wcale nie były impotrzebne.Może tą drogą forma pozbawiona naturalnych wrogów jest w stanie wykształcićkły, pazury i zdolność do ich użycia.Przetrwanie Wyspy zależy od tego, czy jest w stanie naszabić - muszę znalezć coś, co będzie dla nas zagrożeniem.Dochodzę tylko do coraz silniejszego przeświadczenia, że jestem skazana naniepowodzenie - że przemoc - zaczynam dostrzegać - jest zjawiskiem stricte planetarnym.Planety to ci toksyczni rodzice ewolucji.Samym istnieniem powierzchni skłaniają doprowadzenia wojen, do skupiania zasobów w gęstych, łatwych do obrony punktach, o któremożna walczyć.Ciążenie zmusza do marnotrawienia energii na układy krążenia, mocneszkielety, nieustającą walkę przeciwko sadystycznej kampanii mającej na celu rozwałkowaniecię.Jeden zły krok, jedna przepaść i cała ta kosztowna architektura roztrzaskuje się wokamgnieniu.A nawet jeśli pokonasz te przeciwności, sklecisz sobie jakiś ociężały pancerz,który wytrzyma powolny marsz na ląd, to ile czasu potrzeba, żeby twój świat ściągnął nasiebie jakąś asteroidę czy kometę, która zwali się z nieba i na nowo zresetuje czas? Nie jestdziwne, że dorastaliśmy tam w przekonaniu, że życie to ciągła walka, że Bóg gra tylko w gręo sumie zerowej, a przyszłość należy do tych, co zmiażdżą konkurencję.Tutaj reguły są całkowicie inne.Większość przestrzeni jest spokojna: żadnych cyklidobowych ani pór roku, żadnych zlodowaceń ani globalnych ociepleń, ani dzikich wahań odgorąca po zimno, od ciszy po burzę.Zarodków życia wokół pełno: na kometach, naasteroidach, w rozciągających się na setki lat świetlnych mgławicach.Obłoki cząstek aż sięświecą od związków organicznych i życiodajnego promieniowania.Ich gigantyczne, pyłoweramiona żarzą się podczerwienią, odfiltrowują twardsze promienie, zapoczątkowują gwiezdneżłobki, które mogą się wydawać śmiercionośnymi tylko jakimś pokręconym uciekinierom zdna studni grawitacyjnej.Darwin to tutaj abstrakcja, nieistotna ciekawostka.Wyspa zadaje kłam wszystkiemu,co nam mówiono o mechanizmie życia.Energię czerpie ze słońca, jest doskonałeprzystosowana, nieśmiertelna i nie wygrała żadnej walki o przetrwanie - bo gdzie sądrapieżniki, konkurenci, pasożyty? Całe życie wokół 428 to jedno ogromne kontinuum, jedengigantyczny akt symbiozy.Tu natura nie ma krwawych kłów i szponów, przeciwnie -wyciąga pomocną dłoń.Wyspa przetrwała całe światy niezdolna do przemocy.Nieobciążona technologią,wygrała na myślenie z całymi cywilizacjami.Jest inteligentna ponad ludzką miarę i.I łagodna.Musi być łagodna.Upewniam się co do tego z każdą godziną.Bo czy cośtakiego jak wróg jest w ogóle dla niej do pomyślenia?Myślę, jakimi słowami ją określałam, niewiele wiedząc: białkowy balon , cysta.Zperspektywy czasu brzmią jak bluznierstwa.Nigdy ich już nie użyję.Poza tym, jeśli szymp postawi na swoim, będzie inne, lepiej pasujące określenie:padlina na szosie.I im dłużej patrzę, tym bardziej się obawiam, że ta nienawistna machina marację.Może i ta Wyspa ma jakieś możliwości obrony, ale ja za cholerę nie widzę, jakie.***- Bo wiesz, nawet taka Eriophora jest niemożliwa.Narusza prawa fizyki.Siedzimy w jednym z pomieszczeń wypoczynkowych odchodzących od strunygrzbietowej statku, robimy sobie przerwę od biblioteki.Zamierzam zacząć od nowa, odfundamentów.Dix patrzy na mnie ze zrozumiałą dezorientacją i nieufnością; moja tezawydaje mu się aż za głupia, żeby jej zaprzeczać.- To prawda - zapewniam go.- %7łeby przyśpieszyć statek o masie Eri, potrzeba o wieleza dużo energii, szczególnie przy relatywistycznych prędkościach.Tyle, co emisja całegosłońca.Ludzie wymyślili kiedyś, że jeśli w ogóle mamy się dostać do gwiazd, trzeba to zrobićstatkami wielkości kciuka.A załogę powinny stanowić wirtualne transfery osobowości, nachipach.To jest tak bzdurne, że nawet Dix nie wytrzymuje.- Nieprawda.Nie ma masy, to nie może spadać w żadną stronę.Taka mała Eri w ogóleby nie działała!- Ale załóżmy, że tej masy nic nie wypiera.Nie ma tuneli czasoprzestrzennych, aniobwodów Higgsa, niczego, co by mogło popchnąć twoje pole grawitacyjne w kierunku celu.Twój środek ciężkości po prostu tkwi pośrodku masy i tyle.Znów to spastyczne kręcenie głową.- Ale przecież są te rzeczy!- Pewnie.Tylko że bardzo długo nie mieliśmy o tym pojęcia.Stopą wystukuje na pokładzie nerwowy capstrzyk.- Cała historia gatunku tak biegnie - tłumaczę.- Myślimy, że już wszystkowyjaśniliśmy, rozwiązaliśmy wszystkie tajemnice, aż tu nagle ktoś znajduje w danych jakiśjeden denerwujący punkcik niepasujący do koncepcji.I za każdym razem, gdy próbujemy gołatać, robi się coraz większy, aż w końcu rozpruwa się cały światopogląd.To już się działomasę razy.Jednego dnia masa jest ograniczeniem, drugiego jest niezbędna i przydatna.Naszawiedza się zmienia, Dix.A my musimy się zmieniać razem z nią.- Ale.- Ale szymp nie potrafi się zmienić.Kieruje się regułami, które mają dziesięćmiliardów lat, nie ma ni chuja wyobrazni, i to nawet nie jest niczyja wina, po prostu tak gozrobili ludzie, którzy nie mieli pomysłu, jak inaczej zapewnić misji stabilność przez długiokres czasu
[ Pobierz całość w formacie PDF ]