[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ruchomechodniki, linie przesyłowe kapsuł zaopatrzeniowych, fabryki - wszystko było nowoczesne iwydajne.Nawet rząd zdawał się funkcjonować bez zarzutu.S uthlam był zadziwiającą planetą.Haviland Tuf przemieszczał się z miejsca na miejsce przez trzy dni i upajał sięwszystkimi cudownościami, po czym wrócił do swojego maleńkiego pokoiku pierwszej klasyna siedemdziesiątym dziewiątym piętrze gigantycznego hotelu i wezwał właściciela.- Pragnę w możliwie krótkim czasie powrócić na mój statek - oświadczył z dłońmisplecionymi na wystającym brzuchu, siedząc na krawędzi wąskiego, wysuwanego ze ścianyłóżka.Właściciel, mały człowieczek sięgający mu zaledwie do pasa, wydawał się bardzozakłopotany.- Wydawało mi się, że zamierzasz u nas pozostać jeszcze przez dziesięć dni -powiedział.- Zgadza się - odparł Tuf.- Jednak plany mają to do siebie, że często ulegajązmianom.Pragnę wrócić na orbitę tak szybko, jak tylko możliwe.Będę panu niezmierniezobowiązany, jeśli zechce się pan zająć wszystkimi koniecznymi przygotowaniami.- Nie widziałeś jeszcze tylu rzeczy!- Zaiste.A jednak wydaje mi się, że to, co widziałem, choćby stanowiło tylkoniewielką cząstkę całości, w zupełności mi wystarczy.- Nie podoba ci się S uthlam?- %7łyje na nim zbyt wielu S uthlamańczyków - odparł Tuf.- Mogę się pokusić owymienienie jeszcze kilku wad - dodał, unosząc długi palec.- Jedzenie jest wstrętne,pochodzące niemal całkowicie z chemicznego odzysku, pozbawione jakiegokolwiek smaku,często o niemiłej konsystencji, zabarwione na niezwykłe, budzące niemiłe skojarzenia kolory.Muszę także wspomnieć o ciągłej, natrętnej obecności gromady reporterów i dziennikarzy.Nauczyłem się ich rozpoznawać po obiektywach kamer zainstalowanych na ich czołach wcharakterze trzeciego oka.Być może pan również ich zauważył, kłębiących się w głównymholu, sensorium i restauracji.Według moich szacunkowych obliczeń jest ich co najmniejdwudziestu.- Jesteś osobą publiczną, prawdziwą sensacją - wyjaśnił człowieczek.- Cały S uthlamchciałby jak najwięcej się o tobie dowiedzieć.Mam nadzieję, że reporterzy nie narzucali się,skoro nie wyraziłeś chęci udzielenia wywiadu? Etyka zawodowa.- Była skrupulatnie przestrzegana - dokończył za niego Haviland Tuf - a także muszęprzyznać, że trzymali się ode mnie w pewnym oddaleniu.Niemniej jednak co wieczór, kiedypowracałem do tego zdecydowanie niewystarczająco obszernego pomieszczenia i włączałemwiadomości, miałem okazję oglądać siebie podziwiającego miasto, jedzącego niesmaczne,gumiaste potrawy, odwiedzającego przeróżne atrakcje turystyczne, a także wchodzącego dolokali mieszczących urządzenia sanitarne.Nie da się ukryć, iż próżność jest jedną z moichnajwiększych wad, lecz mimo to zadowolenie z tak szybko zdobytej popularności szybkozgasło.W dodatku większość ujęć przedstawiała mnie w nadzwyczaj niekorzystny sposób,poczucie humoru komentatorów łatwo zaś mógłbym uznać za obrazliwe.- To żaden problem - odparł właściciel.- Powinieneś przyjść do mnie wcześniej.Wypożyczylibyśmy ci emiter sygnałów zwierających im obwody w kamerach.Przypina sięgo do paska; jak któryś z reporterów się zbliży, kamera przestaje działać, a jego natychmiastzaczyna potwornie boleć głowa.- Zdecydowanie większy problem stanowi całkowity brak życia zwierzęcego - ciągnąłz niewzruszoną miną Tuf.- Szkodniki?! - wykrzyknął z przerażeniem człowieczek.-Jesteś niezadowolony, żenie mamy żadnych szkodników?- Nie wszystkie zwierzęta są szkodnikami - wyjaśnił Haviland Tuf.- Na wieluplanetach ptaki, psy, a także inne gatunki, cieszą się powszechną sympatią i są trzymane wdomach.Ja osobiście bardzo lubię koty.W każdym naprawdę cywilizowanym społeczeństwiejest dla nich odpowiednie miejsce, ale odniosłem wrażenie, iż mieszkańcy S uthlam niepotrafią dostrzec żadnej różnicy między nimi, a, powiedzmy, wszami i pijawkami.Kiedyzdecydowałem się odwiedzić tę planetę, kapitan Tolly Mune zapewniła mnie, że jejpracownicy zaopiekują się moimi kotami, a ja przyjąłem te zapewnienia za dobrą monetę,lecz teraz, przekonawszy się naocznie o tym, że właściwie żaden S uthlamańczyk nie miałnigdy do czynienia z przedstawicielem innego gatunku niż ludzki, powziąłem pewne obawyco do jakości tej opieki.- Oczywiście, że mamy zwierzęta! - zaprotestował właściciel.- W strefach rolniczo-hodowlanych.Całe masy zwierząt, sam widziałem filmy.- Nie wątpię w to - odparł Tuf
[ Pobierz całość w formacie PDF ]