[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Stojąc na trotuarze obok Dela, kiedy ten płacił fiakrowi, Delia nie kryłazaciekawienia dziwnym klubem dżentelmenów wraz z rodzinami", o którymtyle słyszała.Masywny budynek pod numerem dwunastym przy MontroseStreet nie odstawał od sąsiednich.Kiedy elegancko wybrukowaną ścieżkązbliżali się do frontowego ganku, nie dostrzegała niczego, co odróżniałoby tendom od typowej rezydencji dżentelmena.Drzwi otworzyły się, kiedy weszli po schodach.Schludny, pulchnyosobnik w stroju majordomusaczymś pomiędzy regulaminowym frakiem kamerdynera a mniejformalnym ubiorem osobistego lokaja z pełnym zachwytu uśmiechem namiłej twarzy czekał, by ich powitać. Pułkownik Delborough? W rzeczy samej.A to panna Duncannon.Przypuszczam, że panowieTorrington i Crowhurst już dotarli? Owszem, sir.Jestem Gasthorpe. Mężczyzna pokłonił się, zapraszającich do środka, po czym wziął od Dela wojskowy płaszcz. Jeśli będzie panuczegoś trzeba, sir, proszę bez wahania wezwać kogoś ze służby.Delia zdecydowała się zostać w pelisie. Panowie Torrington i Crowhurst opowiadali nam o tym miejscu rzekła.Jakkolwiek podstawowe elementy tworzące atmosferę wnętrza byłynieliczne i raczej surowe, na stoliku w holu pysznił się wazon z kwiatami z132RcLTcieplarni, których barwy i świeżość przyciągały oko, dodając wystrojowiłagodności.Także ozdobna koronkowa serwetka pod wazonem i wiele innychdrobiazgów sugerowały kobiecą rękę. Jak rozumiem, pierwotnie miał to byćklub wyłącznie dla dżentelmenów, lecz koncepcja uległa zmianie. O tak, proszę pani.Często gościmy u nas damy.Kiedy dżentelmeni siępożenili, a w zasadzie nawet wcześniej, w trakcie ich licznych przygód,proszono nas o zakwaterowanie dla dam. Wydaje się to panu nie przeszkadzać powiedziała zaciekawiona. Przyznaję, że początkowo żywiłem pewne obawy, teraz wszakże zradością witamy niespodziewane najazdy całych rodzin.Dzięki temu trwamyw ciągłej gotowości. Wyobrażam sobie stwierdziła z uśmiechem. Torrington i Crowhurst? zapytał Del. Tak, sir.Wraz z pochwyconymi łotrami oczekują pana na dole.Uśmiechając się promiennie do Delii, Gasthorpe wskazał pokój na prawo odgłównego wejścia. Gdyby zechciała pani rozgościć się w saloniku, zarazpodam herbatę.Delia posłała jedno spojrzenie w głąb widocznego za otwartymi drzwiamipokoju, po czym, unosząc brwi, przeniosła wzrok na Dela. Nie mam ochoty na herbatę, natomiast z chęcią zobaczę tych mężczyzn.Pójdę z tobą.Choć Del żywił cichą nadzieję na to, że Gasthorpe zdoła odwrócić jejuwagę, porażka majordomusa go nie zaskoczyła.Stłumił pełne rezygnacjiwestchnienie i skinął głową. Dobrze. Dawno temu nauczył się nie staczać nieistotnych potyczek,ale oszczędzać proch na ważne bitwy.Spojrzał na Gasthorpe'a. Prowadz.133RcLTMajordomus miał trochę niepewną minę, lecz bez słowa sprzeciwuodwrócił się i poprowadził ich oboje ku schodom w tylnej części holu.Gestem zaprosiwszy Delię, żeby szła przodem, Del podążył za nią na dół.Schody wiodły do przestronnej kuchni.Gasthorpe przeciął ją i ruszył dalejwąskim korytarzem, do którego przylegało kilka składzików.Zatrzymał sięprzed jednym z takich pomieszczeń i odwrócił ku nim z ręką na klamce. To jeden z naszych pokoi zatrzymań wyjaśnił.Kiedy majordomus otworzył drzwi, Del odsunął Delię i wszedł pierwszy.Zatrzymał się na moment tuż za progiem, a potem postąpił dalej, tak że mogławsunąć się za nim.Delia jednym spojrzeniem ogarnęła wszystkie przebywające wpomieszczeniu osoby.Tony i Gervase siedzieli plecami do drzwi, na krzesłacho prostych oparciach, ustawionych przed zwykłym drewnianym stołem.Pojego drugiej stronie garbiło się na ławie trzech opryszków.Mężczyzni, zrękami związanymi z przodu, stykali się ramionami.Wyglądali dość marnie.Dwaj mieli podbite oczy, trzeci paskudnegosińca na brodzie.Zauważało się ich niepokój, nerwowość i niepewność.Na widok Delii Tony i Gervase zaczęli wstawać, ale dała im znak, żebyna powrót usiedli.Ona i Del stanęli za nimi.Tony podporządkował się, odwrócił z powrotem do stołu i wskazałjeńców. Gawędziliśmy sobie z tymi jegomościami. Mima pozornej swobodyw jego słowach zgrzytała stal. Wydali się niezbyt zorientowani, uznaliśmyjednak, że zaczekamy na was, nim przejdziemy do szczegółów.Mając za plecami zamknięte drzwi, Delia przyjrzała się opryszkom.Cieszyła się, że odgradza ją od nich trzech dżentelmenów.Jakkolwiekzwiązani i wyraznie zbici z tropu, jeńcy byli osiłkami o paciorkowatych134RcLToczach, w których czaiła się czytelna grozba przy czyni w tej chwili rzeczoneoczy zgodnie skierowały się na nią.Mimo to czuła się całkowicie bezpieczna.Trzej dżentelmeni byli dla tychłotrów więcej niż godnymi przeciwnikami; z ich eleganckich postaciemanowała grozba znacznie bardziej zabójczej natury.A te łotry o tym wiedziały.Rychło stało się jasne, że opryszki pojęły już, kto tu rządzi.Kiedy Delzapytał, kto ich wynajął, jeńcy odpowiedzieli gorliwie. Jakiś pryk przyszedł do naszej tawerny, znaczy sic na East Endzie.Powiedział, że szuka ludzi, coby porwali kobitę, co to ma z nią kłopot.Miałosię to nam opłacić.Musieliśmy ino złapać ją i przyprowadzić mu dziś wieczór,a dostalibyśmy dziesięć suwerenów. Dziesięć suwerenów? zdenerwowała się Delia. Toż to obraza!Del uciszył ją spojrzeniem. Skąd wiedzieliście, którą damę macie porwać? za pytał Gervase.Gbur siedzący pośrodku spojrzał na Delię. Powiedział, że jest wysoka, ciemnoruda, bardzo ładna i że zatrzymałasię w Grillonie. I co takiego zamierzaliście ze mną potem zrobić? zapytała Delia,splatając ręce na piersi. Mówił, że to będzie prosta robota prychnął łotr po lewej. Anisłówka o jakiejś obstawie.Mieliśmy ino porwać panią z ulicy i przyprowadzićwieczorem w dobrym zdrowiu do tawerny.Kazał nam siedzieć w kącie ipilnować, coby była pani cicho, póki on nie przyjdzie.Delię kusiło, żeby zapytać, jak planowali ją uciszyć. Opiszcie tego mężczyznę polecił Del.135RcLTJeńcy popatrzyli po sobie.Pózniej ten w środku wzruszył ramionami. Całkiem normalny.Wyglądał jak każdy. Niezbyt to pomocne mruknął Tony, a opryszki pobladły.~ Jakiego był wzrostu? zapytała Delia.Jeńcy spojrzeli na nią. Może tak ciut wyższy od pani, pszepani. Ten w środku przeniósłwzrok na Dela. Nie tak wysoki jak ten pan.Delia skinęła głową. Jak był ubrany? Przeciętnie. Aotr znów się skrzywił. Ni tak, ni siak. %7ładen gość zwyższych sfer, to na pewno wtrącił jego kompan. Nie, on to nie był nawet dżentelmen, chociaż gadał dość dobrze. Opiszcie jego włosy powiedziała Delia. Jakiego były koloru, jakiejdługości?Znów na nią spojrzeli. Kasztanowe, półdługie odparł jeden. To nie ten z Southampton stwierdziła, zerkając na Dela.Ani żaden z tych z Windlesham. Del popatrzył na opryszków
[ Pobierz całość w formacie PDF ]