[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Od tego smrodu jemu też wywracał się żołądek nie tylkożołądek, ale również uczucia.Gniew, odraza i przemożne zniecierp-liwienie kazały mu siedzieć całą noc obok małej wiaty, patrzeć i nic nierobić.Powinienem sprawdzić, co z nią, myślał ile razy? Z dziesięć,może więcej.Powinienem sprawdzić, czy nic jej nie jest.Ale niesprawdził, siedział i patrzył na nią, Powtarzając w myślach te słowa,uznając ich mądrość, ich słuszność, ale nic nie robiąc, przez całą noc.293Zwitało, kiedy Jeff wreszcie się poruszył.Trochę przysypiał, głowa muopadała i znowu się budził, a księżyc nad nim wędrował coraz wyżej,potem osiągnął najwyższy punki i zaczął się zniżać.Prawie zaszedł,zanim Jeff zdołał się podnieść, przeciągnąć, krew jakby zgęstniała mu wżyłach.Nawet wtedy nie podszedł do Amy, chociaż to już nie miałoznaczenia.Patrzył na nią przez długi czas na jej ciemny, nieruchomykształt pośrodku polany po czym powlókł się do namiotu, rozpiąłsuwak i cicho wsunął się do środka.tacy słyszała, jak Jeff i Amy krzyczeli na siebie.Nie mogła rozróżnićSsłów, bo deszcz bębnił o płótno namiotu, ale wiedziała, że się kłócą.Winorośl też się wtrąciła: naśladowała głos Amy.Wrzeszczała: To moja wina.A potem: To przeze mnie, prawda!Stacy została sama z Erikiem w namiocie.Z powodu burzy zrobiło sięciemno i niewiele widziała.Nie miała pojęcia.która godzina, alewyczuwała, że dzień dobiega końca.Następna noc nie wiedziała, jakto wytrzymają. Jeśli zasnę, popilnujesz mnie? zapytał Eric.Stacy miała myśli mętne od alkoholu.Wszystko działo się jakby trochęwolniej, niż powinno.Patrzyła na Erica w ciemnościach i usiłowałaprzetworzyć jego pytanie.Deszcz wciąż lał, namiot obwisał pod ciężaremwilgoci.Jeff i Amy przestali wrzeszczeć. Całą noc? zapytała.Eric pokręcił głową. Godzinę.możesz czuwać przez godzinę? Tyle mi wystarczy.Stacy uświadomiła sobie, że jest zmęczona, jakby od samegomówienia o tym.Zmęczona, głodna i bardzo, bardzo pijana. Czemu nie możemy spać oboje?294Eric wskazał stertę zapasów pod tylną ścianą namiotu. One wrócą.Znowu się wepchną do środka.Jedno z nas musiczuwać.Chodzi mu o winorośle, pomyślała Stacy, i przez chwilę jakby jewyczuła, ukryte w ciemnościach, słuchające, patrzące.czekające, ażludzie zasną. Okay powiedziała. - Godzina, potem cię obudzę.Eric położył się na plecach.Nadał przyciskał do boku koszulkęzwiniętą w kulę.Po ciemku Stacy nie widziała, czy krwawienie ustało.Usiadła obok niego, wzięła go za wolną rękę, lepką i zimną.Wiedziała, żepowinni się wysuszyć, zmienić mokre ubrania.Ciągle dygotała z zimna,ale nic nie powiedziała, nie sięgnęła do plecaków.Archeolodzy nie żyli,razem ze wszystkimi, którzy przyszli przed nimi lub po nich, dlatego ichrzeczy co głupie wydawały się Stacy skażone.Nie chciała nosić ichubrań.Eric zasnął, jego ręka zwiotczała w jej dłoni.Zaskoczyło ją, że takszybko mu się to udało.Zaczął chrapać, co brzmiało dziwnie podobnie dobulgotliwego charkotania Pabla przerażająco podobnie.Stacy mało gonie obudziła, żeby przekręcił się na bok i ucichł, nagle jednak samprzestał.To również ją przestraszyło, więc nachyliła się i przysunęła uchodo jego twarzy, żeby sprawdzić, czy on oddycha.Oczywiście oddychał.W takiej pozycji, z głową tuż nad podłogą namiotu, łatwiej się byłojeszcze trochę pochylić niż z powrotem wyprostować.Położyła się obokmego, przytuliła.Deszcz ustawał teraz już tylko siąpił i w namiociezrobiło się tak spokojnie.Stacy przymknęła oczy.Nie zamierzała spać jakżeby rnogła? Nawet jeszcze nie zapadła noc.Zaraz przyjdzie Amy iusiądą razem, żeby porozmawiać zniżonymi głosami, może szeptem, żebynie zbudzić Erica.To prawda, była zmęczona, ale przecież dała słowo isama wiedziała, że winorośl czai się wokół nich i tylko czeka, aż osłabiączujność.Nie, nie zamierzała spać.Chciała tylko na chwilę zamknąćoczy, żeby295posłuchać tego łagodnego bębnienia w nylonowy dach nad głowami,pomarzyć trochę, wyobrazić sobie, że jest gdzie indziej.Kiedy znowu otwarła oczy, w namiocie było ciemno choć oko wykol.Ktoś pochylał się nad nią, szarpał ją za ramię. Obudz się, Stacy powtarzał ten ktoś. To twoja wachta.Rozpoznała głos Jeffa.Nie poruszyła się, dalej leżała na plecach ispoglądała na niego poprzez mrok.Wspomnienia powracały, ale zbytpowoli, żeby odnalezć w nich sens Deszcz.Amy krzyczy na nią: Dziwka".Jeff i Amy się kłócą.Eric prosi ją, żeby nad nim czuwała.Czuła się skacowana, ale wciąż pijana bolesna kombinacja.Głowa nietylko ją bolała, wydawała się dziwnie płynna, jakby Stacy mogła sięwylać z siebie, gdyby wykonała zbyt gwałtowny ruch w jedną czy drugąstronę.Nie potrafiła tego dokładnie określić, wiedziała tylko, że nie chcesię ruszać, że to zbyt ryzykowne.Pęcherz miała przepełniony, ale nawetto nie wystarczyło.żeby ją zmusić do wstania. Nie powiedziała.Nie widziała Jeffa, ale wyczuła jego zdumienie, cień nad niązesztywniał. Nie? powtórzył. Nie mogę. Czemu? Po prostu nie mogę. Ale to twoja kolej. Nie mogę, Jeff.Podniósł głos, rozgniewany. Dość tego, Stacy.Wstawaj.Szturchnął ją i mało nie wrzasnęła.Całe ciało ją bolało.Zaczęłajęczeć: Nie mogę, nie mogę, nie mogę. Ja pójdę odezwał się Mathias po drugiej stronic namiotu.296Wyczuła, że Jeff odwraca się w tamtą stronę. To jej kolej. Nie szkodzi.Nie śpię.Usłyszała, jak Mathias wstaje, szeleści czymś, po omacku przesuwa siędo klapy namiotu.Zatrzymał się przy wyjściu, zawahał. Gdzie jest Amy? spytał. Na dworze odparł Jeff. Odsypia. Czy powinienem. Zostaw ją.Stacy usłyszała, jak Mathias otwiera zamek błyskawiczny.Do namiotuwpadło odrobinkę światła.Przez chwilę widziała wszystkich trzech: Ericleżący bez ruchu na plecach, Jeff stojący nad nią, Mathias wychodzący napolanę.Dziękuję, pomyślała, ale nie zdołała wymówić tych słów.Klapaopadła i znów pogrążyli się w ciemnościach.Niemal bezwiednie znowu zamknęła oczy.Jeff położył się po lewejstronie, mamrocząc pod nosem z wyrazną pretensją do niej, zakładałaStacy.Nie przejmowała się tym.Skoro już się wściekał na Amy, czemunie miał się wściekać również na nią? Pózniej we dwie uśmieją się z tego,Stacy będzie go przedrzezniała, naśladując jego mamrotanie, gderanie iwzdychanie.Powinnam sprawdzić, co z Erikiem, pomyślała.Próbowała sobie przypomnieć, co się stało, zanim zasnęła
[ Pobierz całość w formacie PDF ]