[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Skoro maszzachowywać się jak rozkapryszone dziecko, chyba nie ma sensu, żebyśmy dłużej męczyli sięswoim towarzystwem.- O ile pamiętam, to ty ostatnio zachowałaś się jak dziecko.Zwiałaś z klubu,przerażona jak panienka na pierwszej randce.Powtarzam ci, nie musisz wychodzić.Nieprzeszkadzasz mi - podkreślił dobitnie ostatnie zdanie.Byli zbyt pochłonięci sobą, żeby zauważyć cztery pary czujnych oczu, śledzących ichz przeciwległego końca salonu.Marta i Daniel senior sprawiali wrażenie pogrążonych wpoważnej rozmowie, ale co chwila ciekawie zerkali w stronę okna.W końcu Marta niewytrzymała i szepnęła swojemu przyjacielowi wprost do ucha:- Czy widzisz, jak oni na siebie patrzą! Mówię ci, kiedy Daniel do nas podszedł,niewiele brakowało, żeby przeskoczyła między nimi iskra.- I co z tego, skoro ciągle się obwąchują jak dwa psiaki.Ja też mam oczy i widzę, żechłopak aż się do niej pali.Wygląda tak marnie, że zaczynam się o niego martwić.Powiedzmi, dlaczego to wszystko trwa tak długo?- Nie mam pojęcia.Ale wiem, że od paru dni Lana jest jakaś osowiała.Próbowałampytać, ale niczego z niej nie można wyciągnąć.- Może się pokłócili?- Tak szybko? Ech, kto tam zrozumie dzisiejszą młodzież.W każdym razie cieszę się,że przyjechałeś.Może uda ci się jakoś popchnąć sprawy do przodu.- O nic się nie martw, moja droga.Już ja wiem, co z tym fantem zrobić.Daję ci słowo,że do wakacji zatańczymy na ich weselu! - sapnął niezmordowany swat, mrużąc chytrze oko.- Twoje zdrowie, Marto - powiedział i delikatnie trącił jej filiżankę szklaneczką whisky.Stary Daniel MacGregor nie miał zwyczaju rzucać słów na wiatr.Gdy tylko jegoprzyjaciółce udało się wywabić Lanę z salonu, natychmiast przysiadł się do wnuka i od razuprzystąpił do ataku.- Słodkie stworzenie z tej Lany, miód nie dziewczyna - zagadnął niby od niechcenia.-Tylko troszkę brak jej iskry bożej.Podaj mi zapalniczkę, mój chłopcze, pora zakurzyćcygarko.- Wiesz, że jak babcia cię przyłapie, to marny twój los.- Nic się nie bój, nie złapie mnie! - Stary z lekceważeniem wydął wargi, jednakczujnie nadstawił uszu, nadsłuchując kroków żony w holu.Ponieważ panie były jeszcze wpracowni Shelby, posunął się nawet tak daleko, że poprosił syna o pełną szklankę.Alanstanowczo odmówił, bo, jak stwierdził, nie chciał ściągać gromów na swoją głowę.- Ale z was tchórze! - podsumował Daniel senior, jednak nie nalegał więcej,najwyrazniej zajęty czymś innym.- Wracając do tej małej Drake'ówny - zaczął, spoglądającwymownie na wnuka - to Marta mówiła mi, że z tej dziewczyny okropny pracuś.Nic, tylkopraca i praca.Podobno z nikim się nie spotyka.To prawda?- Skąd mam wiedzieć? To jej sprawa, jak spędza czas.- Daniel wzruszył ramionami.Nie zamierzał wdawać się w żadne dyskusje związane zLaną, a zwłaszcza roztrząsać jej życia prywatnego.Widząc, jak dziadek łakomie popatruje najego szklaneczkę, oddał mu resztkę whisky z życzeniem, żeby poszła mu na zdrowie.- Dziękuję ci, mój chłopcze.Przynajmniej ty jeden nie boisz się swojej dobrotliwejbabuni.Nie to, co twój ojciec.Ponieważ Alan nie dał się sprowokować i zareagował na tę uwagę jedyniepobłażliwym uśmiechem, stary mógł wrócić do przerwanego wątku.- Ta poczciwa Marta bardzo się boi, że dziewczyna, choć dalibóg nie brak jej niczego,zostanie w końcu starą panną.Poprosiła nawet, żebym wyszukał dla tej Lany jakiegośporządnego człowieka, najlepiej bankiera albo zdolnego menedżera z porządnej firmy.- Co takiego?! - Daniel podskoczył jak oparzony.- No, mówię przecież.Bankiera albo menedżera.Mam już nawet na oku jednegochłopaka, w sam raz dla niej.- A na cholerę jej bankier! Co ona będzie robić z jakimś szytwniakiem w garniturku! -Daniel nie potrafił ukryć irytacji.Stary lis tylko na to czekał.Z miną niewiniątka spytał:- A co ci się nie podoba w bankierach? Są tak samo potrzebni, jak awangardowimalarze, może nawet bardziej.Ten, o którym mówię, ma naprawdę łeb na karku, szefowiewróżą mu błyskawiczną karierę.Co ważniejsze, pracuje tutaj, w Waszyngtonie, więc niebędzie problemu, żeby ich ze sobą poznać.Mam zamiar zadzwonić do niego jeszcze dzisiajwieczorem i zaaranżować małe spotkanko.- Wolnego, dziadku! Dlaczego chcesz wtrącać się w prywatne sprawy tej dziewczyny iswatać ją z jakimś dupkiem?- Bo ją lubię.Podoba mi się i uważam, że zasługuje na człowieka z porządnej rodziny,z widokami na przyszłość.- Ale skąd ci przyszło do głowy, że ona da się wepchnąć w ramiona pierwszegolepszego gnojka, choćby i był samym następcą jakiegoś cholernego tronu! To nie zdobycz anitowar, który można tak po prostu komuś sprzedać! - gorączkował się coraz bardziej.- Ależ uspokój się, mój chłopie.- W błękitnych oczach Starego zapłonęły chytreiskierki.- Kto mówi o sprzedaży? Chcę tylko doprowadzić do związku dwojga młodych, do-brze wychowanych ludzi z porządnych rodzin.Tobie nic do tego
[ Pobierz całość w formacie PDF ]