[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Niepojadę!Cesare patrzył na nią uporczywie.Kątem oka dostrzegał, że Luke spogląda na niego znacząco.Zacząłpopadać w irytację.- Ileano, zrobisz to, o co cię proszę.- Jego głos nabrał ostrych tonów.- A może wolisz, żeby władzeimigracyjne dowiedziały się, że tak naprawdę wcale u mnie nie pracujesz?Ileana rzuciła okiem na Luke, która siedziała ze wzrokiem wbitym w talerz.- Dlaczego nie wyślesz jej? - zapytała Ileana pełna oburzenia.Wiesz dobrze, że nie mogę - odwarknął Cesare.- Byłaby wystawiona jak na widelcu.No dobra, kończjeść i pakuj się.Samolot do Rzymu wylatuje o północy.Rozzłoszczona Ileana rzuciła łyżkę na stół i jak burza ruszyła od stołu.Usłyszeli jeszcze trzaśnięciezamykających się za nią drzwi.Luke oderwała wzrok od talerza.Na jej ustach pojawił się nikły uśmiech.- Ileana zrobi dla mnie wszystko - powtórzyła sarkastycznie jego słowa.Cesare zerknął na nią spode łba.- Przymknij się! - burknął wściekły.- Przecież w końcu jedzie!Ileana zamknęła drzwi swego pokoju, szybko podeszła do telefonu i podała żądany numer.Wsłuchawce odezwał się jakiś głos.- Z panem Bakerem proszę - powiedziała.Podszedł do telefonu.- Słucham?- On mnie wysyła na Sycylię, panie Baker - rzuciła pośpiesznie ściszonym głosem.- Do swojejrodzinnej wioski.Mam się spotkać z naczelnikiem poczty i przekazać mu wiadomość.W głosie Bakera pojawiło się zainteresowanie.- Jaką wiadomość? - zapytał.- Mam powtórzyć zdanie: Przekaż mojemu wujowi, że muszę się z nim zobaczyć" - zacytowała.-Potem mam czekać w hotelu na odpowiedz, którą mi przyniesie naczelnik.- Brawo! - rzekł Baker.- Nareszcie ruszamy z miejsca.Ileana poczuła rosnący lęk.- Brawo? To wszystko, co ma pan do powiedzenia, panie Baker? Być może pan o tym nie wie, ale wujCesarego nie żyje już prawie od dwunastu lat! Nie przesyła się wiadomości nieboszczykowi!- Proszę się nie obawiać - rzekł uspokajająco.- Wuj, dla którego jest przeznaczona ta wiadomość, masię doskonale.W Rodzinie każdy nazywa tak swego opiekuna.Ileana jeszcze bardziej ściszyła głos.- Jeśli wiadomość, którą mam przekazać, jest przeznaczona dla mafii, to ja się naprawdę boję, panieBaker.Przecież oni mnie mogą zabić bez najmniejszego wahania!- Mówiłem już, żeby się pani nie martwiła.- Baker wciąż starał się ją uspokoić.- I w samolocie, iwszędzie, gdzie się pani znajdzie, będzie w pobliżu nasz człowiek.Podobno lubi pani bogatychTeksańczyków? Niech się więc pani za kimś takim rozejrzy na pokładzie samolotu.Odłożyła powoli słuchawkę na widełki i zapaliła papierosa.Podeszła do oszklonych drzwi, otworzyłaje i mimochłodu wyszła na taras.Popatrzyła z góry na zimową noc rozmigotaną lodowatymi światłami miasta.Z dołu dobiegły ją czyjeś głosy.Zaciekawiona wyjrzała poza balustradę.Głosy nie pochodziły z ulicy,lecz z piętra niżej, z balkonu, który w stosunku do jej tarasu był wysunięty do przodu.Stało tam dwojemłodych ludzi połączonych gorącym uściskiem.W mroku nocy Ileana widziała białą, wzniesioną ku górze do pocałunku twarz dziewczyny.Wyglądało na to, że oboje nie czują zimna.Ileanę przeniknął lekki dreszcz, więc zawróciła do pokojui dokładnie zamknęła za sobą drzwi.Od bardzo już dawna nie było jej dane przeżywać czegoś takiego jak to, co ujrzała na dole.Zastanowiła się przelotnie, czy jeszcze kiedykolwiek dozna podobnego uniesienia, i nagleuświadomiła sobie, że na zawsze utraciła zdolność przeżywania takich stanów.To już minęło -umarłow sypialni jej matki, wtedy, gdy Ileana miała dziewiętnaście lat.Po raz pierwszy od bardzo dawna pomyślała o swych rodzicach.O nieszczęsnym, zagubionym papie io Milutkiej, również na swój sposób zagubionej matce.To dziwne, ile czasu musiało upłynąć, zanimpotrafiła zrozumieć tych dwoje.Dopiero teraz, kiedy nie miała do kogo przylgnąć ani kogo pokochać - dopiero teraz odnalazła więz zrodzicami; poczuła się też tak jak oni zagubiona.Z oczu Ileany trysnęły łzy.Lzy żalu za bliskimi,którzy odeszli.Rozdział 23Baker przechylił się przez biurko i spojrzał na kapitana Stranga.- Wydaje mi się, Dan, że wreszcie ruszyliśmy z miejsca.Cardinali prosi swego wuja o spotkanie.Jeśliono się odbędzie i jeśli jego wujem jest ten, o kim myślę, to uchylimy wieka tego kufra!Policjant uśmiechnął się.- Już najwyższy czas.Ale co będzie, jeśli gang pierwszy dopadnie Cardinalego?Baker pokiwał w zamyśleniu głową.- Nie możemy do tego dopuścić.Stawka jest zbyt wysoka.- Nie możesz być przy nim zawsze wtedy, kiedy zaczynają do niego strzelać - powiedział szybkoStrang.- Wiem - przyznał Baker.- Ale mam pewien plan.- No to go wysłuchajmy - rzekł Strang.Baker podniósł na niego wzrok, a w jego głosie zabrzmiała nuta konfidencji.- Niech to pozostanie między nami.Szef tego nie lubi, bo nie jest całkiem zgodne z regulaminem.Na twarzy Stranga znów pojawił się uśmiech.- Zaczyna mi się to podobać - stwierdził.- A przecież jeszcze nawet nie wiem, o co chodzi.- Musimy go zapędzić do jakiejś kryjówki - oznajmił Baker.- Rozpoczniemy całą kampanię.Cogodzina telefon.Grozby.Polecimy go śledzić agentom o wyglądzie najgorszych zbirów, tak żeby ichmógł łatwo zauważyć.Pomyśli, że to faceci z gangu.Musi pęknąć i gdzieś się zaszyć.Choćby tylkopo to, żeby dożyć do tego spotkania.Strang popatrzył na niego w zamyśleniu.- To może zadziałać.- To musi zadziałać! - zawołał Baker.- A kiedy już go wreszcie przyszpilimy, założymy kocioł, którybędzie działał na dwa sposoby.Nikt bez naszej wiedzy ani z niego nie wyjdzie, ani do niego niewejdzie.Strang popatrzył na niego znacząco.- Co oznacza, że jeśli to schrzanimy, możemy się pożegnać z naszą robotą.Baker kiwnął potakująco głową.- Tak, wiem o tym.- No to widzę, że mu naprawdę nie popuścisz - rzekł Strang
[ Pobierz całość w formacie PDF ]