[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nie miałamodwagi podnieść oczu i rozejrzeć się po wnętrzu.Ze wzrokiem wbitym w oknowypatrywałam Sary.Kiedy tylko zobaczyłam jej samochód, wybiegłam takszybko, że nawet nie zdążyła wysiąść.Skrzywiłam się z bólu, siadając na fotelu pasażera.Zamknęłam oczy iwypuściłam powietrze.Zcisnęło mnie w gardle, a po policzkach popłynęły łzy.- Co cię boli? - spytała Sara niepewnie.- Plecy - odpowiedziałam z zamkniętymi oczami, wciąż drżąc.- Zawiezć cię do szpitala?- Nie - odparłam szybko.Otworzyłam oczy, starając się rozluznić mięśnieramion.Otarłam łzy dłonią.- %7ładnego szpitala, dobrze? Po prostu.Masz jakieśtabletki przeciwbólowe?Sara przeszukała schowek i podała mi opakowanie leków.Wysypałam kilkapastylek na dłoń i połknęłam je na sucho.Na widok mojej zbolałej miny Sarazmarszczyła czoło.- Chcesz pojechać do mnie?-Wystarczy, że przyniesiesz mi opakowanie lodu.Potem znajdziemy jakieśmiejsce, gdzie będę mogła pochodzić.- Chcesz pospacerować?- Muszę się rozruszać, poprawić krążenie, inaczej całkiem zesztywnieję i niedam rady zagrać meczu.- Myślisz, że powinnaś dzisiaj grać? Ja wciąż rozważam zawiezienie cię doszpitala.Jesteś blada jak ściana, masz ból wymalowany na twarzy.A to znaczy,że jest naprawdę zle.- Wszystko dlatego, że jeszcze jestem w szoku, ale na pewno zaraz miprzejdzie, mówię ci - skłamałam.Sara podjechała pod swój dom, a ja zostałam w samochodzie.Wróciła z małąprzenośną lodówką wypełnioną lodem, kilkoma szczelnie zamykanymitorebkami i wodą, którą podała mi, jak tylko wsiadła do samochodu.- Pojedzmy do szkoły, tam trochę pochodzę po bieżni - zaproponowałam,zanim pociągnęłam kilka porządnych łyków z butelki.- Muszę przeczekać tylkoparę godzin do rozpoczęcia meczu.- Jesteś pewna? - spytała z rezerwą.- Saro, naprawdę nic mi nie jest.Próbowałam rozluznić ciało, przybierając jednocześnie taką pozycję, abyzakamuflować drżenie mięśni.Pulsujący ból w głowie promieniował mi dopleców.Ustał natomiast ten kłujący, przynajmniej dopóki siedziałamnieruchomo.Podjechałyśmy pod liceum, Sara zatrzymała samochód niedaleko boiska.Naparkingu było niewiele aut.Do meczu zostało jeszcze sporo czasu.Wzięłam lód i powoli wygramoliłam się na zewnątrz, zagryzając zęby zpiekącego bólu, od którego zbierało mi się na wymioty.Sara podreptała za mnąna boisko.Napełniłam torby lodem i położyłam się na brzuchu.Przyjaciółkaułożyła mi je na plecach i usiadła obok na trawie.Przez kilka minut nie od-zywałyśmy się do siebie.Zamknęłam oczy i złożyłam głowę na rękach.Sara wtym czasie bezwiednie skubała zimną murawę.Obłożona kawałkami loduniemal zapomniałam, że przecież był grudzień.- Ty drżysz - spostrzegła Sara.- Mam lód na plecach, a na zewnątrz jest poniżej zera, zauważyłaś?- Jak długo chcesz go trzymać?- Piętnaście, dwadzieścia minut, potem zrobimy krótki spacer i znowu sobieprzyłożę.- Powiesz mi, co stało się tym razem? - zapytała po kilkuminutowej ciszy.-Obiecuję, że nikomu nie powtórzę.- Nie wiem, czy powinnam.Nie chcę wywoływać u ciebie poczucia winy,zmuszając cię do okłamywania matki czy kogokolwiek innego.- Nie martw się, najwyżej coś wymyślę - zapewniła.- Zadzwonili ze Stanfordu.- zaczęłam.- Nie! - jęknęła.- A ty nic jej nie powiedziałaś?- No właśnie - westchnęłam.- Oświadczyła, że nie mam prawa do pieniędzy zubezpieczenia po ojcu, bo to jej rekompensata za utrzymywanie mnie.Tak sięwściekłam, że odwróciłam się na pięcie i ruszyłam do pokoju.Wtedy mnieuderzyła.- Czym cię walnęła?- Nie jestem pewna, przypuszczalnie czymś, co pierwsze wpadło jej w ręce -powiedziałam i na wspomnienie bólu zadanego twardym przedmiotem aż sięwzdrygnęłam.- Nie możesz tam wrócić - stwierdziła Sara.- Naprawdę nie chcę teraz o tym myśleć.Muszę skoncentrować się na tym,żeby wieczorem wziąć udział w meczu.- Em, nie wiem, czy powinnaś.- Muszę.Ona zabrała mi wszystko, nawet spadek po ojcu.Zagram dzisiaj -uparłam się.Sara już nie oponowała.Maszerowałyśmy energicznym krokiem, dopóki zmęczenie nie zwaliło mniez nóg.Oczywiście nie przyznałam się do tego.Ponownie położyłam się natrawie, a Sara obłożyła mnie lodem.Za wszelką cenę chciałam przezwyciężyćból w plecach.Postanowiłam zagrać i nic nie mogło mnie od tego odwieść.Na parkingu zaczęły pojawiać się pierwsze samochody, podniosłam się więc iwraz z Sarą weszłam do budynku.Stanęłyśmy przy trybunach iobserwowałyśmy gromadzących się ludzi.Pół godziny przed rozpoczęciemrozgrywki przyszedł czas na przebranie się.Jak zawsze założyłam wtedysłuchawki i włączyłam muzykę na cały regulator, odrywając się odrzeczywistości.Nie mogłam zbyt długo pozostawać nieruchoma, co jakiś czaswychodziłam więc na korytarz rozprostować kości i rozruszać obolałe mięśnie.Unosiłam wtedy ręce nad głowę i wykonywałam kilka skrętów szyi.Inaczejcałkiem bym zesztywniała.%7ładna z dziewczyn nawet nie spytała, dlaczego Sara weszła do przebieralni.Wślizgnęła się ze mną za kotarę prysznicową i z wielką ostrożnością pomogłami ściągnąć bluzkę.Zacisnęłam zęby.Moje cierpiące plecy krzyczały niemo,kiedy podniosłam ręce.Sara ponownie zakwestionowała moją formę, alezignorowałam jej uwagi.Liczyłam na to, że adrenalina zrobi swoje, dziękiczemu podczas meczu pozostanę niepomna na ból.Tak jak przewidziałam, przypływ adrenaliny pozwolił mi w całości oddać sięgrze.Kiedy wreszcie znalazłam się na boisku, zapomniałam o cierpieniu.Kozłując piłką, nie miałam zamiaru ugiąć się ani przed palącymi skurczamimięśni, ani przed ostrym bólem głowy.Podania, wyrównania, odbicia, rzuty,obrona, podskakujące na swoich pozycjach zawodniczki - to zaprzątało mniecałkowicie.Kiedy jednak minęła połowa meczu, zaczęłam odczuwać spadek formy.Jużnie reagowałam tak szybko na podawane do mnie piłki, nie wykorzystywałamwszystkich nadarzających się okazji, przepuściłam wiele podań, wraz z nimiprzepadły także celne rzuty.W czasie przerwy trener Stanley zapytał mnie, czywszystko w porządku.Wyjaśniłam, że poślizgnęłam się na lodzie i trochępotłukłam.Zaproponował, że wstawi za mnie inną zawodniczkę, jednakstanowczo zapewniłam go, że dam radę.To była wyrównana gra, wręcz zbyt wyrównana.Wyrzucałam to sobie iobwiniałam się, miałam bowiem świadomość, że nie powinnam wychodzić naboisko.Bałam się jednak pomyśleć, co by było, gdybym się wycofała.Tuż przed końcem kwarty drużyny co chwila przejmowały od siebieprowadzenie, utrzymując jednopunktową przewagę.Po kolejnej przerwie, natrzydzieści sekund przed zakończeniem, to my byłyśmy w posiadaniu piłki, alemiałyśmy jeden punkt straty.Zaczęłam kozłować w kierunku kosza, mobilizującobronę do działania.Podałam piłkę do Jill, która przemieściła się na środek iprzekazała ją do Maggie stojącej przy linii końcowej.Maggie, widząc, że stojęprzy linii rzutu za trzy punkty, z powrotem podała piłkę do mnie.Wyrównałam,odbiłam się i wykonałam rzut.W tej samej chwili wyskoczyła obrończyni zdrużyny przeciwnej, zamachnęła się i ledwo muskając piłkę palcami, zderzyłasię ze mną barkiem.Poleciałam na ziemię z nogami w górze.Powietrze zeszło mi z pluć, gdy moje plecy boleśnie zetknęły się z podłogą, agłowa zderzyła się z nawoskowaną nawierzchnią.Głosy ucichły, boiskorozmyło się przed moimi oczami, kolory zaczęły wirować.Zdążyłam jeszczezamrugać oczami, a po chwili wszystko zrobiło się czarne.Przemieszczałam się szybko, choć nogi miałam nieruchome
[ Pobierz całość w formacie PDF ]