[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Pózniej dowiedziały się, że to prezent dla Słodkiej.Pan chciał podarowaćchwilę radości swojej niewolnicy.Z całej grupy w hotelu miał zostać tylko George, który zamiast swojegospokojniejszego brata blizniaka, Henry ego, pojawił się w tym roku w kurorcie.Jegowłaściciel miał dla niego jakieś zadanie.Jednemu z kolorowych portierów pracujących w hotelu powierzono pieniądze,za które miał kupić Słodkiej coś ładnego, ale ukradł połowę sumy, a resztę wydał najedzenie dla nich i tanie świecidełko dla niej.Niewolnicy nie ufali portierowiz powodu plotki, jakoby zdradził co najmniej jednego zbiegłego niewolnikaw zamian za pieniądze.Podobno sądził, że każdy niewolnik powinien odkładaćpieniądze, żeby móc się wykupić.Tak właśnie zrobił jego dziadek.Za odpowiedniąsumę pozyskał wolność dla siebie i swojej żony, zanim osiedlił się w Ohio.Wolny odurodzenia portier wierzył, że białym ludziom zgodnie z prawem przysługująprzywileje.Niewolnicy mu zazdrościli.Przyglądali się jego schludnemu płaszczowi zelśniącymi guzikami, wypolerowanym na wysoki połysk butom na czarnychpodeszwach i zegarkowi, który raz na jakiś czas wyjmował z wewnętrznej kieszeni,a potem unosił jego wieczko pod takim kątem, żeby pozostali nie mogli dostrzectarczy.Skoro nie towarzyszył im żaden biały, pięcioro niewolników i jeden wolnykolorowy nie mogli wsiąść do omnibusu dowożącego gości kurortu Tawawa na stacjękolejową.Dlatego wzięli wóz.A na dworcu wsiedli do ostatniego wagonu pociągu. Słyszałam coś szepnęła Mawu do Lizzie po tym, jak obie usiadły ściśniętena wąskim siedzeniu. Co takiego? zapytała Lizzie. Nie zauważyłaś, że w ten rok przyjechało mniej ludzi? Może. Zamykają.Sprzedają to. Co? zdumiała się Lizzie. Cicho.Nie chcę, żeby usłyszał nas tragarz.Lizzie zniżyła głos. Co powiedziałaś? Już nigdy nie zobaczysz żadnej z nas.Zamykają hotel wyjaśniła Mawu.Lizzie nic na ten temat nie słyszała, więc postanowiła, że zapyta Drayle a.Niewierzyła, że to prawda.Odchyliła się do tyłu, by znalezć się bliżej ucha Mawu. A co z twoim zabiegiem? No wiesz, żeby nie mieć więcej dzieci.Nadalzamierzasz go wykonać?Mawu wbiła wzrok w kolana. Nie sądzę, panno Lizzie.Nie po Słodkiej.Tak się nie godzi.Philip otworzył okno, żeby wpuścić trochę powietrza do dusznego wagonu,a wtedy gęste włosy Mawu, jeszcze dłuższe niż przed rokiem, przysłoniły całą jejtwarz.Przytrzymała je jedną ręką, a drugą oparła na udzie.Szóstka mężczyzn i kobiet o brązowych twarzach milczała przez większośćpodróży.Od czasu do czasu pociąg kołysał ich do snu.Gdy opuszczali kurort, byłociemno jak w nocy, lecz gdy dotarli do Dayton, słońce świeciło wysoko nadbudynkami.Cztery kobiety nie mogły opanować ekscytacji na widok miasta.NawetSłodka, która po śmierci dzieci stała się bardzo cicha, przemówiła.Przed wyjazdemsłużąca z hotelu podarowała stalową igłę pogrążonej w żałobie matce, a onawykorzystała ją do dopasowania sukni, zacerowania dziur, zwężenia gorsetówi popuszczenia szwów.Robiła to wszystko z zapałem osoby, która odzyskała chęć dożycia.Kobiety zrobiły wszystko co w ich mocy, żeby osuszyć twarze i pozbyć sięplam pod pachami.Nie chciały wyglądać jak niewolnice.Lizzie niewielkimkawałkiem materiału otarła mokre czoło Słodkiej.Portier hotelowy zagwizdał, a wtedy wysoki, szczupły chłopak pobiegł nakoniec stacji i podstawił wóz.Koła wozu były odrobinę wygięte i wyglądały tak,jakby w każdej chwili mogły odpaść. Chcę coś słodkiego oświadczyła Mawu. A ja chcę wejść do sklepu i coś kupić powiedziała Lizzie. Twój mężczyzna dał ci pieniądze? zapytała Słodka. Trochę odparła Lizzie, czując się jak egoistka.Nie zamierzała się dzielić. Myślicie, że wpuszczą nas do sklepu i pozwolą co kupić bez notatki od pana? powątpiewała Mawu. To nie Południe odezwał się portier. Tutej kolorowi ciągle chodzą dosklepów.W centrum śródmieścia kobiety zsiadły z wozu, skrzętnie skrywając podsukniami zdarte buty.Ulice miasta dopiero zaczynały budzić się do życia.Większość ludziwyglądała tak, jakby spieszyła się do pracy.Minęła je grupka leniwie kroczącychbiałych kobiet, które odwróciły się i omiotły wzrokiem sukienki Murzynek.Czteryniewolnice przyspieszyły.Tylko Lizzie zerknęła przez ramię.Zauważyła, że żadnaz mijanych dam nie nosiła szerokiego koła tak jak białe wczasowiczki z hotelu.Portier zasugerował, że czas na śniadanie.Poprowadził ich alejką, przy którejznalezli otwartą tanią restaurację dla kolorowych.Część klientów spojrzała w ichstronę; pozostali zignorowali nowo przybyłych i ani na moment nie przestalipochłaniać swoich porcji.Stoliki szybko się zwalniały, gdy ludzie odsuwalidrewniane krzesła, szurając nimi o podłogę, a potem wkładali kapelusze i wracali doswoich codziennych spraw.Cała szóstka znalazła wystarczająco duży stół w głębi sali, a wtedy podeszłado nich jedna z pracownic lokalu.%7ładen z niewolników nigdy wcześniej nie byłobsługiwany w miejscu publicznym.Lizzie siedziała wyprostowana, a gdy podano jejśniadanie, próbowała nie jeść za szybko.Reenie obserwowała pozostałych klientówrestauracji, by sprawdzić, jak się zachować.Mawu wpatrywała się w listę dańwypisaną na ścianie nad ladą.W lokalu panowała cisza, jeśli nie liczyć szczękuwidelców uderzających o talerze.Klientelę stanowili głównie mężczyzni; opróczczterech niewolnic była tam jeszcze tylko jedna kobieta.Po śniadaniu ruszyli ulicami miasta
[ Pobierz całość w formacie PDF ]