[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wic kótnia midzy zgraj wszcza si zawzita,Ci stron Asesora, ci brali Rejenta;O Gerwazym nie wspomnia nikt, bo wszyscy biegliZ boków i, co si z przodu dziao, nie postrzegli.Wojski gos zabra:  Teraz jest przynajmniej za co,Bo to, Panowie, nie jest ow szarak ladaco,To niedxwiedx, tu ju nie al poszuka odwetu,133 Czy szarpentyn, czyli nawet z pistoletu;Spór wasz trudno pogodzi, wic dawnym zwyczajemNa pojedynek nasze pozwolenie dajem.Pamitam, za mych czasów yo dwóch ssiadów,Oba ludzie uczciwi, szlachta z prapradziadów,Mieszkali po dwóch stronach nad rzek Wilejk,Jeden zwa si Domejko, a drugi Dowejko,Do niedxwiedzicy oba razem wystrzelili:Kto zabi, trudno dociec; strasznie si kóciliI przysigli strzela si przez niedxwiedzi skór:To mi to po szlachecku, prawie rura w rur.Pojedynek ten wiele narobi haasu;PieSni o nim Spiewano za owego czasu.Ja byem sekundantem; jak si wszystko dziao,Opowiem od pocztku historyj ca.Nim Wojski zacz mówi, Gerwazy spór zgodzi;On niedxwiedzia z uwag dokoa obchodzi,Nareszcie doby tasak, rozci pysk na dwojeI w tylcu gowy, mózgu rozkroiwszy soje,Znalaz kul, wydoby, sukni ochdoy,Przymierzy do adunku, do flinty przyoy;A potem, do podnoszc i kul na doni: Panowie - rzek - ta kula nie jest z waszej broni,Ona z tej Horeszkowskiej wysza jednorurki(Tu podniós flint star, obwizan w sznurki),Lecz nie ja wystrzeliem.O, trzeba tam byoOdwagi; straszno wspomnie, w oczach mi si mio!134 Bo prosto biegli ku mnie oba paniczowie,A niedxwiedx z tyu ju - ju na Hrabiego gowie,Ostatniego z Horeszków! chocia po kdzieli.krzyknem; i Pascy anieliZesali mi na pomoc ksidza Bernardyna.On nas wszystkich zawstydzi; oj, dzielny ksiyna!Gdym dra, gdym si do cyngla dotkn nie oSmieli,On mi z rk flint wyrwa, wyceli, wystrzeli:Midzy dwie gowy strzeli! Sto kroków! Nie chybi!I w sam Srodek paszczki! Tak mu zby wybi!Panowie! Dugo yj, jednego widziaemCzowieka, co móg takim popisa si strzaem.w goSny niegdyS u nas z tylu pojedynków,w, co korki kobietom wystrzela z patynków,w otr nad otry, sawny w czasy wiekopomne,w Jacek, vulgo Wsal; nazwiska nie wspomn.Ale mu nie czas teraz dojeda niedxwiedzi:Pewnie po same wsy hultaj w piekle siedzi.Chwaa Ksidzu! Dwom ludziom on ycie ocali,Moe i trzem; Gerwazy nie bdzie si chwali,Ale gdyby ostatnie z krwi Horeszków dzieciWpado w bestyi paszcz, nie bybym na Swiecie,I moje by tam stare pogryz niedxwiedx koSci;Pójdx, Ksie, wypijemy zdrowie JegomoSci.Próno szukano Ksidza; wiedz tylko tyle,e po zabiciu xwierza zjawi si na chwil,Podskoczy ku Hrabiemu i Tadeuszowi,A widzc, e obadwa cali s i zdrowi,135 Podniós ku niebu oczy, cicho pacierz zmówiI pobieg w pole szybko, jakby go kto owi.Tymczasem na Wojskiego rozkaz pki wrzosu,Suche chrosty i pniaki rzucono do stosu;Bucha ogie, wyrasta szara sosna dymuI rozszerza si w górze na ksztat baldakimu.Nad pomieniem oszczepy zoono w kozioki,Na grotach zawieszono brzuchate kocioki;Z wozów nios jarzyny, mki i pieczyste,I chleb.Sdzia otworzy puzderko zamczyste,W którym rzdami flaszek biae stercz gowy;Wybiera z nich najwikszy kufel krysztaowy(Dosta go Sdzia w darze od ksidza Robaka):Wódka to gdaska, napój miy dla Polaka. Niech yje - krzykn Sdzia, w gór wznoszc flasz -Miasto Gdask! niegdyS nasze, bdzie znowu nasze!I la srebrzysty likwor w kolej, a na kocuZaczo zoto kapa i byska na socu.W kociokach bigos grzano; w sowach wyda trudnoBigosu smak przedziwny, kolor i wo cudn;Sów tylko brzk usyszy i rymów porzdek,Ale treSci ich miejski nie pojmie odek.Aby ceni litewskie pieSni i potrawy,Trzeba mie zdrowie, na wsi y, wraca z obawy.136 Przecie i bez tych przypraw potraw nie ladaJest bigos, bo si z jarzyn dobrych sztucznie skada.Bierze si do siekana, kwaszona kapusta,Która, wedle przysowia, sama idzie w usta;Zamknita w kotle, onem wilgotnem okrywaWyszukanego czstki najlepsze misiwa;I pray si, a ogie wszystkie z niej wyciSnieSoki ywne, a z brzegów naczynia war prySnieI powietrze dokoa zionie aromatem.Bigos ju gotów.Strzelcy z trzykrotnym wiwatem,Zbrojni ykami, bieg i bod naczynie,Miedx grzmi, dym bucha, bigos jak kamfora ginie,Znikn, ulecia; tylko w czeluSciach saganówWre para jak w kraterze zagasych wulkanów.Kiedy si ju do woli napili, najedli,Zwierza na wóz woyli, sami na ko siedli,Radzi wszyscy, rozmowni, oprócz AsesoraI Rejenta; ci byli gniewliwsi ni wczora,Kócc si o zalety, ten swej Sanguszkówki,A ten - baabanowskiej swej Sagalasówki.Hrabia te i Tadeusz jad nieweseli,Wstydzc si, e chybili i e si cofnli:Bo na Litwie - kto zwierza wypuSci z obawy,Dugo musi pracowa, nim poprawi sawy.Hrabia mówi, e pierwszy do oszczepu godziI e spotkaniu z zwierzem Tadeusz przeszkodzi;137 Tadeusz utrzymywa, e bdc silniejszyI do robienia cikim oszczepem zrczniejszy,Chcia wyrczy Hrabiego: tak sobie niekiedyPrzymawiali Sród gwaru i wrzasku czeredy [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • elanor-witch.opx.pl