[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Stiller cieszył się na mięso z rusztu i wiejską kiełbasę; sałaty tu nie było.Kolejarze grający w jasa rozmawiali w czasie tasowania kart pozornie gniewnym to-nem, choć naprawdę wcale nie byli zirytowani, o kosztownej, a pozbawionej widokówkonferencji Wielkiej Czwórki.Kiedy gra rozpoczęła się na nowo, zamilkli skupieni.Tomilczenie zalegające niską izbę gospody udzieliło się również Sybilli i Stillerowi. Nic mi jeszcze nie opowiedziałeś o Paryżu powiedziała Sybilla, którą tomilczenie wyraznie przygnębiało.Kiedy otyła właścicielka gospody postawiła na stole wprawdzie jeszcze nie utę-sknione jedzenie, ale za to wino, Stiller zapytał ją o pokój. Pojedynczy czy podwójny? zapytała gospodyni, kiedy Stiller wyszedł z nią,by obejrzeć pokój.Sybilla została przez chwilę sama była jedyną kobietą w gospo-dzie.Przerzucała pismo Związku Rowerzystów, nie czytając tekstu.Jakiś robotnikusiadł przy jej stole.Zlizując z warg pianę, przyglądał się damie z nieukrywaną nieuf-nością, po prostu z pogardą, jak gdyby wiedział to, czego poczciwy Stiller nawet się niedomyślał.Jak przyjąłby Stiller wyznanie, które jej samej, kiedy próbowała ubrać je wsłowa, wydawało się po prostu niewiarygodne, nieprawdopodobne, monstrualne! Sy-billa dziwiła się, że może mu patrzeć w oczy.Mogła, i to bez trudu, również wtedy,kiedy Stiller usiadł obok niej, wesoły, zgłodniały.Nie przeszkadzało mu to, że Sybilla,która przecież już jadła, wypiła tylko kieliszek wiśniówki.Robotnicy kolejowi opowia-dali, że gdzieś niedaleko Bergun obsunęła się lawina.Ale plotka była przesadzona.Stiller widział tę lawinę i poinformował robotników, z ważnymi minami ćmiącychswoje cygara, że droga jest już uprzątnięta.Sybilla była zaskoczona, a nawet zachwy-cona, i poczuła ulgę na widok tego, że ludzie grający przy drugim stole w jasa, napa-wający ją niewyraznym lękiem, dali się całkowicie rozbroić spokojną rzeczowościąStillera.Poczuła się bezpieczna.Również robotnik kolejowy siedzący przy jej stoleprzestał obrzucać ją pogardliwymi spojrzeniami i nawet nie proszony podał jej po-pielniczkę.Pózniej, zapłaciwszy za swoje piwo, zdjął czapkę i życzył Stillerowi i Sybillimiłego wieczoru we dwoje.Zajadający Stiller zapytał w pewnej chwili: Czy coś ci się stało? Dlaczego? Taka jesteś dzisiaj cicha. Cieszę się, żeś przyjechał.Byłam wściekła na ciebie, myślałam, że po prostuzniknąłeś i zostawiłeś mnie tu samą. Zsunęła z kolan pomrukującego kota; zesko-czył na podłogę z zadartym w górę ogonem. Dlaczego nie zostawiłeś mi żadnej wia-domości? spytała Sybilla. Zrobiłam coś głupiego, żebyś wiedział, coś bardzo głu-piego.Stiller zajadał w dalszym ciągu i zdaje się, że nie oczekiwał niczego poważnego.Był w Davos, rozstał się z chorą Juliką, czegóż mógł się jeszcze obawiać! Uśmiechnąłsię: Co takiego?Ale wtedy zjawiła się tęga właścicielka oberży z dwiema szklankami kawy.Sy-billa doznała uczucia ulgi.Przecież wcale nie chciała o tym mówić! Są rzeczy, które,choć się wydarzyły, nie mają znaczenia i nabierają go, dopiero kiedy się je wypowiada;a przy tym to nieprawda, nie powinny mieć znaczenia! Jak się tego należało obawiać,kawa w szklankach była gorzka, gorąca, można było sobie sparzyć język, a przy tymlurowata, nie mająca nic wspólnego z kawą.Próbowali poprawić ją humorem i dużąilością cu kru, ale od cukru ta brązowoszara ciecz zrobiła się po prostu obrzydliwa.Stiller opowiadał o Paryżu.Dlaczego nie zapadła się pod ziemię? Udawała, że go słu-cha.Czyż nie śnią się nam często koszmarne rzeczy i czy z tego powodu następnegoranka zapadamy się pod ziemię? Kiedy Sybilla myślała o dwóch minionych nocach,wydawały się jej takim koszmarnym snem. Ale, ale, przywiozłem ci coś! przerwał Stiller swoje opowiadanie o Paryżu. Gdzie ja to mam? Sybilla napełniła kieliszki winem. Znasz te perfumerie na pla-cu Vendóme? rzekł Stiller z uśmiechem i zaczął opowiadać, jak to szukał dla niejperfum: plac Vendóme, jak wiadomo, wielki prostokąt otoczony arkadami, to twier-dza perfumerii francuskich, każda firma ma tam swój sklep; należy pamiętać nazwęposzukiwanych perfum, inaczej trzeba chodzić od firmy do firmy i dawać sobie zwil-żać palce różnymi wonnościami.Stiller wmówił w siebie, że pozna perfumy Sybilli pośród setek innych.Panien-ki są urocze, zwilżają perfumami swoje własne rączki, ponieważ jego własne palce zo-stały już uperfumowane.Oczywiście Stiller staje się coraz bardziej niepewny.Obcho-dzi cały plac Vendóme, od firmy do firmy, od ręki do ręki, od zapachu do zapachu.Panienki sklepowe nie śmieją się z niego, o nie, przeciwnie, jego pełna troski powagazachwyca je, tylko jego francuszczyzna nie wystarcza na opisanie zapachu, Stiller no-tuje sobie nazwy.Na palcu wskazującym prawej ręki ma na przykład Scandale.Alew ciągu popołudnia, ostatniego w Paryżu, plączą mu się nazwy.Potrafi teraz tylko wy-ciągać palce.Celui-la! Czasem nawet panienki sklepowe nie mogą odróżnić poszcze-gólnych zapachów, muszą wołać szefa.Chwilami wszystkie perfumy, jakie w ogóleistnieją, przypominają mu Sybillę, to znowu żadne.I ile ich tam jest, oszaleć można!Ręce Stillera stają się dwiema paletami pełnymi zapachów, Stiller chodzi z rozstawio-nymi palcami, żeby się te zapachy nie pomieszały.Ileż w tych niuansach błogości iudręki! Na dobitkę panienki sklepowe chcą wiedzieć, czy perfumy, których szuka, ma-ją być dla blondynki, dla brunetki, a może dla rudej? To wcale nie wszystko jedno, onie, a poza tym Stiller nie wiedział również, że te same perfumy na każdej skórzepachną inaczej.Na cóż mu się więc zdały te demoiselles i wszystkie próby na ich obcejskórze? Na krótko przed zamknięciem sklepów rezygnuje z dalszych poszukiwań.Wieczorem, w teatrze Jouveta ( Szkoła żon ), prawie zapomina o tej sprawie, takiwspaniały jest ten Jouvet.Ale przecież nie pozbył się rąk, więc podczas przerwy za-czyna znowu obwąchiwać wszystkie palce po kolei.Wracając z teatru znowu staje naśrodku ulicy, zdejmuje rękawiczki, żeby powąchać palce.Węch ma znowu świeży, alenie można już odróżnić palca od palca, wszystkie zapachy stopiły się w jeden, sytuacjajest beznadziejna.Wreszcie myje ręce i jest równie mądry jak na początku.Następne-go ranka, tuż przed odjazdem pociągu, idzie i kupuje na chybił trafił. Nie mam pojęcia, czy to te! powiedział Stiller z pewnym zakłopotaniem,kiedy nareszcie wręczył Sybilli małą, niegdyś wytworną, od długiego noszenia w kie-szeni nieco postrzępioną paczuszkę z prośbą, żeby ją otworzyła. Iris Gris ! zawołała ze śmiechem. Czy tych używasz? zapytał.Sybilla otworzyła flakonik, zwilżyła grzbiet dłoni kilkoma kropelkami i roztarłaje. Uważam, że Iris Gris to cudowne perfumy! powiedziała
[ Pobierz całość w formacie PDF ]