[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wszedłem do jego gabinetu.Położył kciuk pod nazwą maleńkiej miejscowości napółnocny wschód od Livingston.Nazywała się Burned Wells. Skoro odwozisz ją do domu, zajrzyj tam.Nasłuchałem się tylu plotek i gadania, że samnie wiem, co z tym zrobić.Jutro zaczniemy sprawdzać rachunki bankowe Jassa, może nie zatarłdokładnie wszystkich śladów.Fish Ellery mówi, że mieszka tam jedna babka, którą Jasstraktował poważniej niż inne.Meksykanka z dużą domieszką krwi indiańskiej, bardzo hardai dumna.Prawdopodobnie było to dwadzieścia pięć lat temu, przed śmiercią Cube a.Terazmiałaby jakieś czterdzieści dwa lata.Pamięta, że wołano na nią Amparo.Mówi, że Jass prawiestracił dla niej głowę.Zabierał ją w podróże, kupował dużo prezentów i trzymał przy sobie chybaz rok.W sumie to żadne namiary, ale to bardzo mała miejscowość. Widzę, że droga do tej miejscowości też w sumie żadna. Dwadzieścia pięć kilometrów od trasy stanowej numer sto.To taka wiocha zamieszkanaprzez ludzi, którzy pracują na ranczach sięgających poza granice mojego okręgu.Hughes,Robischon, Star B.Kiedyś było ich tam więcej, młodzi uciekają.Szopy i jeden sklep.Pompaz paliwem i murowany kościółek.Ta Amparo mogła dawno umrzeć lub się wyprowadzić.A może wciąż tam mieszka i nikomu nic nie mówi.Mimo to warto zarzucić haczyk. Obyś miał lepsze tropy. Owszem, już pchnąłem ludzi.Dowiedz się, ile zdołasz, i przyjeżdżaj.Zastaniesz mnietutaj. 13O dwudziestej trzydzieści zatrzymaliśmy się z Isobel w motelu z restauracją napołudniowym skraju miasta.Opowiedziałem jej o nowym kierunku śledztwa, o zwierzeniachJassa i o zleceniu szeryfa.Jej reakcja była nikła, prawie żadna. Nie ciekawi cię to? zapytałem. Raczej nie, Travisie.Jestem wyżęta emocjonalnie.To był taki dziwny dzień, tylewyczekiwania.Czułam się jak na lotnisku, gdy ogłoszono, że wszystkie samoloty są uziemione.Owszem, chcę wiedzieć, kto zabił mojego brata.Ale mam wrażenie, jakby zginął przed wielomalaty.A nawet że wiedziałam, iż zginie.Wydaje mi się, że był w tej aferze niewinnymprzypadkowym świadkiem. Siedzieliśmy przy stoliku naprzeciw siebie, jej okulary spoczywałyna blacie; ściągnęła brwi. W próbie samobójczej jest coś osobliwego.Bez względu na to, czymsię kończy, człowiek zabija cząstkę siebie.Może zdolność do głębokiego odczuwania.Nie wiem.Czuję się jak obca wobec samej siebie.Muszę się dowiedzieć, kim jestem, kim zamierzam być.Czuję się taka& odcięta od wszystkiego.I towarzyszy temu dziwne uczucie& nieprzyzwoitejsatysfakcji.Pojawia się co jakiś czas niczym iskra elektryczna.Jakbym wiedziała, że wkrótcewyjadę na wakacje.Nie powinnam się tak czuć bez powodu.Zastanawiam się, czy coś jest nietak z moją głową. Rzucę absurdalny domysł.Może cieszysz się, że żyjesz. Niezupełnie.Ale nie będę więcej próbowała się zabić.Na mojej mapie drogowej dwudziestopięciokilometrowa trasa do Burned Wellszaznaczona była nikłą kropkowaną niebieską linią, która odchodziła na wschód od drogi stanowejnumer sto, jakieś dziewięć czy jedenaście kilometrów na północ od Livingston.Zwolniłem, żebynie przegapić zjazdu, wypatrzyć jakiś znak orientacyjny, który pozwoli mi odnalezć drogę, kiedybędę wracał. Zabierz mnie tam ze sobą zaproponowała. Po co? Nie wiem, będę miała zajęcie.Jeśli ją znajdziesz, może ze mną porozmawia chętniej niżz tobą.Pojechaliśmy więc.Wąska piaszczysto-żwirowa droga prowadziła przez spaloną słońcemziemię; niebo było tak gwiazdziste, że widziałem zarys terenu po obu stronach.Znalezliśmy sięw okolicy, która wyglądała jak dżungla ogromnych głazów, wieżyczek wyrastającychz porośniętego kaktusami piasku.Droga wiła się wśród tego marsjańskiego pastwiska.Samochódstukał o coś, ześlizgiwał się i wlókł dalej, snop świateł z reflektorów tu i ówdzie wydobywałz mroku puszkę od piwa lub czerwone oczy zająca.Pózniej szlak zaczął schodzić w szerokądolinę, za oknami przesuwały się wysokie kaktusy meksykańskie; dalej prowadził porówniejszym terenie ku iskierkom świateł błyszczących na tle przeciwległego brzegu doliny.Osada Burned Wells biegła wzdłuż nieutwardzonej ulicy i miała szerokość dwóchprzecznic.Mieszkańcy zdążyli już położyć się spać.Zwiatła, które dostrzegliśmy z daleka,pochodziły z białych syczących latarni gazowych
[ Pobierz całość w formacie PDF ]