[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Inspektor wróciłna komisariat i od razu udał się do gabinetu przełożonego.Nikt203 nigdy nie poznał treści ich rozmowy, która trwała ponad dwiegodziny.Wiadomo tylko, że po wyjściu z gabinetu szefaPilguez, z grubymi aktami pod pachą, podszedł do biurkaNathalii.Rzucił papiery, spojrzał jej prosto w oczy i poleciłwłożyć akta do szuflady spraw definitywnie umorzonych.Arthur i Lauren zadomowili się w mieszkaniu przy GreenStreet; popołudnie spędzili w Marinie, spacerując wzdłużwybrzeża.Pojawił się nowy promyk nadziei: nic niewskazywało na to, by ponownie wszczęto proceduręzmierzającą do przeprowadzenia eutanazji.Wydarzenia iprzeżycia ostatnich dni tak wstrząsnęły matką Lauren, żepostanowiła zmienić decyzję.Zjedli kolację u  Perry'ego" iwrócili około dziesiątej, by obejrzeć film w telewizji.%7łycie nabrało normalnego rytmu.Każdy kolejny dzień sprawiał,że powoli zapominali o sprawie, która jeszcze niedawnozaprzątała ich umysły.Arthur wpadał od czasu do czasu do biura, by podpisać jakieśdokumenty.Resztę dnia spędzali razem; chodzili do kina,spacerowali godzinami po Golden Gate Park.Któregośweekendu wybrali się do Tiburon, gdzie przyjaciel Arthuraudostępnił mu dom na czas swojej podróży do Azji.W innymtygodniu przez kilka dni pływali żaglówką od zatoczki dozatoczki.Chodzili na różne spektakle w mieście, oglądali musicale,balety, bywali na koncertach i przedstawieniach teatralnych.Czas płynął wolno, zupełnie jakby trafiły im się długie, leniwewakacje, kiedy człowiek niczego nie może sobie odmówić.Chcieli żyć terazniejszością.Nie myśleli o tym, co przyniesiejutro, interesowało ich, co się w danej chwili działo.Nazywalito teorią sekund.Mijający ich ludzie brali Arthura zanieszkodliwego wariata, widząc, jak mówi sam do siebie lub204 trzyma ramię w górze, jakby kogoś obejmował.Wrestauracjach, w których często bywali, kelnerzy przyzwyczailisię do tego dziwnego mężczyzny, który przychodził sam, siadałprzy stoliku i nagle pochylał się, jakby dotykał czyjejś,niewidocznej dla innych ręki, a potem podnosił ją do ust, mówiłdo siebie łagodnym i czułym głosem i przytrzymywał drzwi,przepuszczając przodem nieistniejącą osobę.Niektórzy sądzili,że postradał zmysły, inni przypuszczali, że niedawno zostałwdowcem i, nie mogąc się pogodzić z utratą żony, wydaje musię, że ciągle jest przy nim.Arthur przestał zwracać na touwagę, napawał się każdą podarowaną im przez los chwilą.Wciągu tych kilku tygodni stali się najbliższymi sobie ludzmi,kochankami i towarzyszami życia.Paul przestał się w końcuniepokoić, uznał, że przyjaciel przechodzi jakiś kryzys.Odetchnął z ulgą na wiadomość, że porwanie nie pociągnie zasobą żadnych konsekwencji, kierował sprawnie firmą wprzekonaniu, że pewnego dnia jego wspólnik odzyskarównowagę psychiczną i wszystko ułoży się jak dawniej.Niespieszyło mu się, mógł poczekać.Za najważniejsze uznał, żeten, którego nazywał swoim bratem, miewa się całkiem niezle, awkrótce - w co głęboko wierzył - będzie miewał się jeszczelepiej, bez względu na to, czy pozostanie w swoim własnymświecie, czy pewnego dnia powróci do rzeczywistości.I tak minęły trzy spokojne miesiące, bez wstrząsów inieprzewidzianych zdarzeń.A potem nadszedł ten wtorkowywieczór.Spędzili go w domu, a potem leżeli w łóżku.Powymianie czułości powrócili do czytanej wspólnie książki;czytali ją razem, bo Lauren nie mogła samodzielnie przewracaćkartek.Zasnęli tuż przed świtem, przytuleni do siebie.Około szóstej nad ranem Lauren gwałtownie usiadła na łóżku iwykrzyknęła jego imię.Natychmiast się obudził i otworzył205 szeroko oczy.Siedziała ze skrzyżowanymi nogami, jej twarzbyła blada, niemal przezroczysta.-Co się stało? - zapytał pełnym niepokoju głosem.-Obejmij mnie szybko, błagam!Natychmiast usłuchał.Nie zdążył ponownie zadać pytania, bopołożyła mu rękę na pokrytym delikatnym zarostem policzku,pogłaskała delikatnie po brodzie.Pogładziła po karku i objęła zniezwykłą czułością.Kiedy zaczęła mówić, jej oczy wypełniłysię łzami.-Nadszedł ten moment, kochany, zabierają mnie, zaczynamznikać.-Nie! - krzyknął, przytulając ją jeszcze mocniej.-Dobry Boże, jak ja nie chcę cię opuszczać! Tak bym chciała,żeby nasze wspólne życie trwało wiecznie, chociaż taknaprawdę jeszcze się nie zaczęło.-Nie możesz teraz odejść, tak nie można, walcz z nimi, błagam!-Nic nie mów, posłuchaj, czuję, że mam już niewiele czasu.Dałeś mi coś, czego istnienia nawet nie podejrzewałam; zanimcię poznałam i zaczęłam z tobą wspólne życie, nie wyobrażałamsobie, że miłość może dostarczyć tylu prostych, a takniezwykłych doznań.To wszystko, co przeżyłam przedspotkaniem ciebie, nie jest warte ani jednej sekundy, którąspędziliśmy we dwoje.Chcę, żebyś wiedział, jak bardzo ciękochałam [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • elanor-witch.opx.pl
  •