[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Gdy pauza się skończyła, nowy kolega, urażony, czekał na nich przydrzwiach klasy:- Wy zostajecie bez przezwiska.Nie jesteście go warci.Niezasłużyliście - głos mu zadrżał.Ledwie zaczęła się lekcja, Bokrzycki, cichy, nie zabierający głosuna lekcjach, o którym Jaon nie pamiętał, że istnieje, podniósł dwapalce w górę:- Proszę pani.Proszę pani - wołał alarmującym głosem - nowy uczeńprzezywa się.- Brzydko cię nazwał? - sprostowała nauczycielka.- Całą klasę.- Nas nie - wyrwał się Jaon - mnie z Szachowskim nie.Zapanował tumult.Jedni krzyczeli na Bokrzyckiego "skarżypyta,skarżypyta", inni "Jaon i Szachowski bez przezwisk".- Jak cię nazwał? - spytała nauczycielka.- Nie chcę mówić - bronił się Bokrzycki.- "Amerykańska katarynka"."Amerykańska katarynka" - wrzeszczanochórem.- Cóż to za nazwa? - zdziwiła się nauczycielka.- Nie ma takiejrzeczy jak amerykańska katarynka.Bokrzycki rozpłakał się na głos i oparł głowę na stoliku,ukrywając twarz.Nauczycielka podeszła, położyła mu dłoń naramieniu, potem pogładziła po włosach.Zwróciła się do nowegoucznia:- Nie podoba mi się, że chciałeś zrobić przykrość koledze.Niechcę słyszeć innych przezwisk.Nosicie imiona.Wybrali je wasirodzice.Macie swoich patronów.Wasz kolega przyszedł ze szkoły,gdzie były inne zwyczaje.Wy sobie mówcie po imieniu, nie przezwiskami.Takie jest moje życzenie.Proszę przeprośBokrzyckiego - zwróciła się nauczycielka do nowego ucznia.Siedząc w ławce odezwał się:- Nie ma za co przepraszać.- Proszę wstań.Nowy uczeń wstał.- A teraz proszę opuścić klasę.Gdy zdecydujesz się przeprosićkolegę, możesz wrócić.- Nie zdecyduję się - odrzekł nowy uczeń, zabierając zeszyt iksiążki.Po lekcjach wszyscy wychodzili milcząco.- C'est sont les arbres - wskazywał Jaon drzewa Frani w drodzepowrotnej.- C'est la rue.C'est sont les oisaux.Frania patrzyła na niego przerażona.Przechodnie oglądali się zanimi."Ach, gdyby to była Maniunia, też nie rozumiałaby, aleodczułaby, że rozmawiam z nią po francusku" - myślał Jaon.Nazajutrz nie przyszedł do szkoły ani nowy uczeń, ani Bokrzycki.Pani nie wyczytała ich sprawdzając listę.Złożywszy dziennik,powiedziała:- Stała się rzecz smutna.Odeszło od was dwu kolegów.Jeden, bodopuścił się wybryku, nie umiał tego uznać i zdobyć się naprzeproszenie kolegi, któremu sprawił przykrość, drugi zbytprzejął się tą przykrością.Jeden był tylko dzień w szkole,drugiego znamy od początku.Co do nowego ucznia, powiem otwarcie:nie żałuję go.Szkoda nam Bokrzyckiego.%7ładen z was nie przejąłsię przezwiskiem jak on, więc mimo że chcielibyśmy go dalej miećwśród nas, nie możemy pochwalić go, że nie umiał zlekceważyćniemądrej nazwy, nadając jej mimowolnie wagę.Jego zachowanie,mimo że był pokrzywdzony, musimy też uznać za niewłaściwe.Ale iwasze zachowanie było złe.Wykrzykiwaliście przezwisko, zamiaststanąć w obronie kolegi.Może dlatego nie chciał wrócić do nas?Na przerwie Szachowski podszedł do Jaona."Więc już żadnej pauzynie spędzę sam - pomyślał Jaon.- Tak będzie do końca szkoły?"Poczuł się osaczony przez Szachowskiego.Nie mógł też się zbliżyćdo nikogo innego.Szachowski odcinał go od kolegów.Nie zdawałsobie sprawy z tego, jak jest niesprawiedliwy: gdy nie znał nikogo,Szachowski jeden do niego podszedł.Szachowski objął go za szyję, ale wyczuł widać rezerwę Jaona, bozabrał rękę.- Mój ojciec - powiedział - pochwaliłby decyzję szkoły.Aczkolwiekszkoła straciła finansowo, ale pozbyła się uczniów, którzysprawialiby kłopoty.Obaj byli głupcami, każdy na inny sposób.Byli nam niepotrzebni.Jaon nie spodziewał się po Szachowskim takich słów.Sądził, żeSzachowski jest poczciwym, przepełnionym uczuciami chłopcem, którynarzuca się innym.Ton bezgranicznej pogardy i sposób mówienia dorosłego, który pewnyswojej potęgi, patrzy z góry na ludzi, zmienił nastawienie Jaonado Szachowskiego.Taki Szachowski, jako przyjaciel odpowiadałby mu.Teraz Jaon objął za szyję Szachowskiego, a ten nie okazał muobrazy.- Bardzo mnie zachwyciło to, co powiedziałeś - otwarciestwierdził Jaon.- Więc dobrze wyczuwałem, że ty jesteś taki jak ja.Kiedy dorosnękupię parlament i wprowadzę królestwo w Polsce.Potem możemyopanować świat, w którym będę rządzić ja i ty.Ojciec mówi, żeludzie nie wiedzą, że dzielą się na tych, co zrozumieli i tych,którzy nigdy nie zrozumieją.Jaon nie miał odwagi zapytać Szachowskiego, co zrozumieli.Gorączkowo myślał: "Kto z tych, których znam, zrozumiał?" Czy możezaliczyć do tej kategorii rodziców? Uchwycił się pewnegowspomnienia:- Niedawno przekonałem się, że jeden dorosły jest głupszy odemnie.- Widzisz, to nas łączy - wykrzyknął entuzjastycznie Szachowski.-Gdy byłem całkiem mały, chciałem stworzyć Państwo Dzieci -zwierzał się Jaonowi Szachowski.- Wszystkie przesiedliłbym doPołudniowej Afryki.Miałem nawet mapę miast dzieci.Aleprzekonałem się, że dzieci nie różnią się od dorosłych.Odpoczątku są skazane, by być głupie całe życie.Dalej mówili o rozumieniu.Jaon nie wiedział, co trzeba rozumieć ibał się, że Szachowski przed nim ukrywa to jako klucz do władzynad światem i wiedział, że już o to nie zapyta, wtajemniczony wcoś, czego nie pojmuje.Gdy Szachowski zostanie królem świata,wezwie go i dopuści do władzy? Zadzwonił dzwonek i wrócili doklasy.Przyszła po niego Frania [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • elanor-witch.opx.pl
  •