[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Poznałem bliżej jedną z dziewcząt z tej grupy.Lubiłem z nią rozmawiać i od razu jejzaufałem.Gdy opowiedziałem jej trochę o swojej duchowej podróży, zareagowała niezwykleserdecznie.Przypomniała mi, że Bóg często używa do wykonania swego dzieła najbardziejnieoczekiwanych ludzi.To rzeczywiście sprawdzało się w moim życiu.Któregoś wieczoru, podczas kolacji w restauracji American Colony we wschodniejJerozolimie, moja przyjaciółka spytała, dlaczego się jeszcze nie ochrzciłem.Nie mogłem sięprzyznać, że jestem agentem Szin Bet i że tkwię po uszy w działalności politycznej i wewszystkich operacjach służby bezpieczeństwa w tym regionie.Jednak było to uzasadnionepytanie, które sam wielokrotnie sobie zadawałem.- Czy ty możesz mnie ochrzcić? - zapytałem.Zgodziła się.- A czy zatrzymasz to tylko dla siebie?Przyrzekła, że tak zrobi, i dodała:- Plaża jest niedaleko, jedźmy tam teraz.- Mówisz poważnie?- No pewnie, dlaczego nie?- Jasne, dlaczego nie.Kiedy jechaliśmy do Tel Awiwu, wahałem się przez chwilę.Czyżbym zapomniał, kimjestem? Czy rzeczywiście mogę zaufać tej dziewczynie z San Diego? Po czterdziestu pięciuminutach spacerowaliśmy już po zatłoczonej plaży, chłonąc słodkie, ciepłe wieczornepowietrze.Nikt w tłumie nie domyślał się nawet, że syn przywódcy Hamasu - grupyterrorystycznej odpowiedzialnej za śmierć dwudziestu jeden młodych ludzi w położonymprzy końcu ulicy „Delfinarium” - za chwilę zostanie ochrzczony jako wyznawca JezusaChrystusa.Zdjąłem koszulę i weszliśmy do morza.*W piątek 23 września 2005 roku, gdy wracaliśmy z ojcem do domu po wizycie wobozie dla uchodźców niedaleko Ram Allah, tata otrzymał niespodziewany telefon.- Co się dzieje? - krzyknął do słuchawki.- Co?!Był roztrzęsiony.Sami Abu Zuhri, rzecznik Hamasu w Gazie, właśnie poinformował go, że podczaswiecu w obozie dla uchodźców Dżebalija Izraelczycy zabili kilkudziesięciu członkówHamasu.Zarzekał się, że widział, jak samolot izraelski wystrzelił rakiety w tłum.Stwierdził,że Izrael złamał rozejm.Siedem miesięcy wcześniej mój ojciec ciężko pracował nad wynegocjowaniem tegorozejmu.Okazało się, że wszystkie jego wysiłki poszły na marne.Już wcześniej nie ufałIzraelczykom, a teraz ich niepohamowana żądza krwi doprowadzała go do wściekłości.Ja jednak byłem sceptyczny.Nic ojcu nie mówiłem, ale coś mi się w tej historii niezgadzało.Zadzwonił dziennikarz z telewizji Al-Dżazira.Chcieli przeprowadzić wywiad zojcem, jak tylko dojedziemy do Ram Allah.Po dwudziestu minutach znaleźliśmy się wstudiu.Gdy ojcu podłączano mikrofon, zadzwoniłem do Loai.Zapewnił mnie, że Izrael nieprzeprowadził żadnego ataku.Zdenerwowałem się.Poprosiłem realizatora, żeby pokazał mimateriał filmowy z tego incydentu.Wziął mnie do reżyserki i kilka razy obejrzeliśmynagranie.Było na nim wyraźnie widać, że pocisk nie został wystrzelony z powietrza, tylko zziemi.Szajch Hasan Jusuf już na wizji wymyślał zdradzieckiemu Izraelowi, straszączerwaniem rozejmu i domagając się międzynarodowego śledztwa.- No i co, poczułeś się lepiej? - spytałem go, kiedy wyszedł ze studia.- O co ci chodzi?- Mam na myśli twoje oświadczenie.- Dlaczego nie miałbym poczuć się lepiej? Nie wierzę, że mogli popełnić tak ohydnązbrodnię!- To świetnie, bo oni tego nie zrobili.To sprawka Hamasu.Zuhri kłamie.Chodź zemną do reżyserki, coś ci pokażę.Ojciec poszedł za mną do niewielkiego pokoju, gdzie obejrzeliśmy nagranie jeszczekilka razy.- Przyjrzyj się eksplozji.Popatrz, podmuch wybuchu idzie z dołu do góry.Pocisk niezostał wystrzelony z powietrza.Później dowiedzieliśmy się, że w trakcie demonstracji bojownicy Hamasu z Gazychcieli się popisać posiadaną bronią
[ Pobierz całość w formacie PDF ]