[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. A co powiesz? rzekła książę ujrzawszy namiestnika.Skrzetuski schylił mu się do nóg. Mości książę, przyszedłem błagać najpokorniej, by mnie ekspedycja na Sicz była powie-rzoną.Bychowiec może by ustąpił, bo mi jest przyjacielem, a mnie tak właśnie na niej, jakona samym życiu zależy boi się tylko Bychowiec, czy wasza książęca mość krzyw za to niebędziesz. Na Boga! rzekł książę toż ja bym nikogo innego jak ciebie nie wysyłał, ale rozumia-łem, że niechętnie ruszysz, niedawno taką długą drogę odbywszy. Mości książę, choćbym też i co dzień był wysyłany, zawsze libenter w tamtą stronę jez-dzić będę.Książę popatrzył na niego przeciągle swymi czarnymi oczyma i po chwili spytał: Co ty tam masz?Namiestnik stał zmieszany jak winowajca, nie mogąc znieść badawczego spojrzenia.56 Już widzę, że muszę prawdę mówić rzekł gdyż przed rozumem waszej książęcej mo-ści żadne arcana ostać się nie mogą, jedno nie wiem, znajdę-li łaskę w uszach waszej książę-cej mości.I tu zaczął opowiadać, jak poznał córkę kniazia Wasyla, jak się w niej rozkochał i jakbypragnął teraz ją odwiedzić, a za powrotem z Siczy do Aubniów ją sprowadzić, by przed zawie-ruchą kozacką i natarczywością Bohuna ją uchronić.Zamilczał tylko o machinacjach starejkniahini, gdyż w tym był słowem związany.Natomiast tak począł błagać księcia, iżby mufunkcję Bychowca powierzył, iż książę rzekł: Ja bym ci i tak jechać pozwolił i ludzi dał, ale gdyś tak wszystko mądrze ułożył, by wła-sny afekt z oną funkcją pogodzić, tedy muszę już to dla ciebie uczynić.To rzekłszy w ręce klasnął i kazał paziowi przywołać pana Bychowca.Namiestnik ucałował z radością rękę księcia, ten zaś za głowę go ścisnął i spokojnym byćrozkazał.Lubił on niezmiernie Skrzetuskiego, jako dzielnego żołnierza i oficera, na któregowe wszystkim można się było spuścić.Prócz tego był między nimi taki związek, jaki wytwa-rza się między podwładnym uwielbiającym z całej duszy zwierzchnika a zwierzchnikiem,który to czuje dobrze.Około księcia kręciło się niemało dworaków służących i schlebiającychdla własnej korzyści, ale orli umysł Jeremiego wiedział dobrze, co o kim trzymać.Wiedział,że Skrzetuski był człowiek jak łza cenił go więc i był mu wdzięczny za uczucie.Z radością dowiedział się także, że jego ulubieniec pokochał córkę Wasyla Kurcewicza,starego sługi Wiśniowieckich, którego pamięć była tym droższą księciu, im była żałośniejszą. Nie z niewdzięczności to przeciw kniaziowi rzekł nie dowiadywałem się o dziewczy-nę, ale gdy opiekunowie nie zaglądali do Aubniów i żadnych skarg na nich nie odbierałem,sądziłem, iż są poczciwi.Skoroś mi jednak teraz ją przypomniał, będę o niej jak o rodzonejpamiętał.Skrzetuski słysząc to nie mógł się nadziwić dobroci tego pana, któren zdawał się sobie sa-memu robić wyrzuty, że wobec nawału spraw rozlicznych nie zajął się losami dziecka dawne-go żołnierza i dworzanina.Tymczasem nadszedł pan Bychowiec. Mosanie rzekł mu książę słowo się rzekło; jeśli zechcesz, pojedziesz, aleć proszę,uczyń to dla mnie i ustąp funkcji Skrzetuskiemu.Ma on swoje szczególne, słuszne racje, byjej pożądać, a ja o innej pomyślę dla waści rekompensie. Mości książę odparł Bychowiec łaska to wysoka waszej książęcej mości, że mogącrozkazać, na moją wolę to zdajesz, której łaski nie byłbym godzien nie przyjmując jejnajwdzięczniejszym sercem. Podziękujże przyjacielowi rzekł książę zwracając się do Skrzetuskiego i idz gotowaćsię do drogi.Skrzetuski istotnie dziękował gorąco Bychowcowi, a w kilka godzin potem był gotów.WAubniach od dawna trudno już mu było wysiedzieć, a ta ekspedycja dogadzała wszelkim jegożyczeniom.Naprzód miał zobaczyć Helenę, a potem prawda, że trzeba się było od niej nadłuższy czas oddalić, ale właśnie taki czas był potrzebny, by drogi po niezmiernych deszczachstały się dla kół możliwe do przebycia.Prędzej kniahini z Heleną nie mogły zjechać do Aub-niów, musiałby więc Skrzetuski albo w Aubniach czekać, albo w Rozłogach przesiadywać, cobyłoby przeciw układowi z kniahinią i co więcej obudziłoby podejrzenia Bohuna.Helenaprawdziwie bezpieczną przeciw jego zamachom mogła być dopiero w Aubniach, gdy więcmusiała koniecznie jeszcze dość długo w Rozłogach pozostawać, najlepiej wypadało Skrzetu-skiemu odjechać, a za to z powrotem już pod zasłoną siły wojskowej ją zabrać.Tak obracho-wawszy kwapił się namiestnik z wyjazdem, i ułatwiwszy wszystko, wziąwszy listy i instrukcjeod księcia, a pieniądze na ekspedycję od skarbnika, dobrze jeszcze przed nocą puścił się wdrogę mając z sobą Rzędziana i czterdziestu semenów z kozackiej książęcej chorągwi.57ROZDZIAA VIIByło to już w drugiej połowie marca.Trawy puściły się bujno; perekotypola zakwitły, stepzawrzał życiem.Rankiem namiestnik, jadąc na czele swych ludzi, jechał jakby morzem, któ-rego falą ruchliwą była kołysana wiatrem trawa.A wszędy pełno wesołości i głosów wiosen-nych, krzyków, świergotu, pogwizdywań, kląskań, trzepotania skrzydeł, radosnego brzęczeniaowadów: step brzmiący jak lira, na której gra ręka boża.Nad głowami jezdzców jastrzębietkwiące nieruchomie w błękicie na kształt pozawieszanych krzyżyków, trójkąty dzikich gęsi,sznury żurawiane; na ziemi gony zdziczałych tabunów: ot, leci stado koni stepowych, widaćje, jak porą trawy piersią, idą jak burza i stają jak wryte otaczając jezdzców półkolem; grzywyich rozwiane, chrapy rozdęte, oczy zdziwione! Rzekłbyś: chcą roztratować nieproszonychgości.Ale chwila jeszcze i pierzchają nagle, i nikną równie szybko, jak przybiegły; jenotrawy szumią, jeno kwiaty migocą! Tętent ucichł, znowu słychać tylko granie ptactwa.Nibywesoło, a jakiś smutek śród tej radości, niby gwarno, a pusto o! a szeroko, a przestronno!Koniem nie zgonić, myślą nie zgonić.chyba te smutki, tę pustosz, te stepy pokochać i tęsknąduszą krążyć nad nimi, na ich mogiłach spoczywać, głosu ich słuchać i odpowiadać.Ranek był
[ Pobierz całość w formacie PDF ]