[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Bo skoro żyw by do nich wrócił,zdrajcą by go nazwali.Ale obawiał się Zygfryda i jego zemsty.Ocknął się z myśli i zobaczył, że rozmowy się dookoła toczą.Usiadł.- U króla byliśmy i przyjął nas.Jeńców zostawiliśmy w Krakowie.- A i my jednego mamy.Podkradł się do nas nocą, aby czegoś się wywiedzieć, alepojmany został jucha i teraz tam związany siedzi.Po polsku gada słabo, a jakmówimy mu, że jest Krzyżakiem, to on zaprzecza.Zembrzuski przyjrzał mu się uważnie.Był to ten sam Krzyżak, którego złapali przypieczarze, a którego imć pan Kalesanty puścił wolno.A i imć Kalesanty gorozpoznał, i do Stanisława - rzekł.- Jam go puścił wolno, to Krzyżak, ale nam prawdę wyznał i dlatego go wypuściłem.- To, co robił nocą przy nas? - Rzekł Stanisław.- To go teraz zapytamy - rzekł Kalesanty.I Kałesanty spytał.- Poznajesz mnie?- Tak panie.Po co podchodziłeś do obozu nocą?- Głód mnie panie zmusił i wszystko mi było jedno.Złapali mnie, ale jeść dostałem.- Teraz nie w moich rękach jesteś i nic ci nie pomogę.Krzyżak spuścił oczy, aStanisław rzekł.- Skoro wypuszczony byłeś za prawdę, tedy i ja tego nie zmienię.Szkody nam niewyrządziłeś, więc odejść możesz.Konia twego mamy, to i jego dostaniesz, a żebyś wdrodze już głodu nie czuł, jadło też otrzymasz.Kazał go rozwiązać.Krzyżak ku zdziwieniu wszystkich, pewnie widząc dobroć,jakiej sumieniem swoim się nie spodziewał podszedł i rzekł.- Nie chcę panie do swoich, oni już nie moi, pozwól mi zostać u siebie, będę ciałemmoim cię panie osłaniał, aby wynagrodzić ci litość, jaką mi okazałeś.Zdziwiony Stanisław spojrzał na imć Kalesantego, a ten powiedział.- Gdy to jest szczera prawda dobrą osłonę waść mieć będziesz, bo tylko człowiek,który to przejdzie, taką osłoną być może.Stanisław powiedział.Ręce masz wolne, obóz przed tobą, nikt od tej chwili pilnowaćcię nie będzie.Ale pamiętaj, co przyrzekłeś.- Będę ci służył panie wiernie, boś dobry i przyjazny dla mnie.Po czym poszedł w to miejsce, gdzie siedział związany i usiadł.Patrzył nawszystkich z niedowierzaniem.Ale zaraz imć Kałesanty - rzekł.- W drogę nam spieszno mości panowie, do domu, gdyż bliscy czekają.W chwilę po pożegnaniu w siodłach siedzieli, a słońce nieco pochyliło się kuzachodowi.Do nocy znów kawał drogi ubyło i zbłądziwszy nieco, znów swoją drogęodnalezli.Ujechawszy nią kawałek znalezli miejsce, w którym ktoś przed nimiognisko palił.- Tu zatrzymamy się - powiedział imć, Kałesanty.Noc przeszła spokojnie i już skoro świt w siodłach siedzieli.To Kałesanty ponaglał.Znów jechali tą dłuższą drogą, aby ominąć polanę, którąMścisławową zwał.- Droga dłuższa, więc spieszyć się trzeba.Powiedział do Zbysława i spojrzał na Michała, w którym smutek siedział.- Cóż waść tak myślisz? Michał ocknął się.A Kałesanty dalej prawił.- Nie ma teraz, co zadręczać się, wszystko, co się stało nie wróci.Teraz ludzi masz waść i gród musisz dzwignąć, a i twoi też pewnie nie siedząbezczynnie.Wciągnął w rozmowę Michała, aby tej żałości mu ująć.Jechał dość długo kołomałego człowieka, stroskanego do granic, rozmowę prowadząc.Jechali długo lasem,w który wjechali i naraz, gdy się skończył, zobaczyli pole drogą przecięte.A w oddalikępy drzew rozciągnięte wzdłuż.- Rzeka nie daleko, a te drzewa rozciągnięte brzeg wskazują - krzyknął Zembrzuski.- Może w rzece się wykąpiemy - powiedział Miłosza do Dobrawy.Zembrzuski tousłyszał i odrzekł.- Jak nakaże imć Jędrzej.Widząc ich zdziwienie, poprawił się.No imć pan Kałesanty, to i kąpiel będzie.- Ale coś mi się zdaje, że do grodu mu spieszno.Podjechali na brzeg rzeki.Spojrzeli w lewo z nurtem.Tu woda płytka była.Ale imćKalesanty pozwolił na tyle, co by twarze pomoczyli.Wkrótce bród przebyli i zaraz zarzeką Junosza pożegnał się z ojcem, gdyż oni jechali w lewo, a jemu droga w prawoprzypadała.Nie mówili dużo do siebie, tylko Junosza konia luznego ze sobą zabrał.Teraz pędził w kierunku osady.Reszta ludzi ruszyła w lewo traktem za rzekąbędącym.Junosza gnał do dziewczyny.Tak bardzo tęsknił do niej.Wjechał w lasbędący przed osadą i wpadł w zasadzkę zastawioną przez Krzyżaków.Zapuścili sięoni tu polując na zwierzynę, która tak naprawdę należała do króla polskiego.Gdy gopojmali myślał, że jest ich kilku, ale zaraz dowiedział się wszystkiego.Przyprowadzili go przed obliczę Krzyżaka, który pod białym płaszczem zbroję miałna sobie, a obok niego siedziało kilku innych.Nad nimi rozłożony był namiotchroniący przed słońcem i ustawiony był na polanie.- Złapaliśmy go panie, gdy w las się zapuszczał - powiedział jeden z tych, którzy gopojmali.Junosza spojrzał, a obok namiotu, zwierzyna ubita leżała.Kilka saren, a i dzikówpokotem leżało.- Kim jesteś? Związać go!Spytał i rozkazał Krzyżak jednocześnie.Związali go nim zdążył odpowiedzieć.Terazdopiero mając ręce związane - odrzekł.- Do dziewczyny jadę.- Szpiegujesz nas?- Nie panie - odrzekł Junosza.- Do dziewczyny jedziesz?Powiedział i zaraz wybuchli śmiechem, bo nie spodziewali się takiej odpowiedzi.- Do dziewczyny, a gdzie ona?Krzyknął ten, który najbliżej niego siedział.Junosza zamilkł.Wiedział, że nie możeKrzyżakom zdradzić, gdzie jest ona i osada, bojąc się i o nią i o osadę, by jej niespalili.- Kłamiesz - krzyknął Krzyżak.Po koniu widzę, że kłamiesz, boś kimśznaczniejszym.Chciałeś podpatrzeć nas, co by królowi waszemu donieść, że jegozwierzynę ubijamy.Teraz ją widzisz, ale sposobności, aby mu powiedzieć mieć już nie będziesz.Pojedziesz z nami, a lochy nasze odwiedzisz, to może rozumniejszybędziesz.Po chwili znów przywiezli na koniu, kilka sztuk zwierzyny ubitej.- Oprawić to prędko, bo tylko mięso i skóry zabieramy.Resztę zakopać, co by śladunie było - rzekł dowodzący Krzyżak.Teraz Junosza zrozumiał, jaki błąd popełnił myśląc, że bezpiecznie dojedzie.Nie miałszczęścia i nie wiedział, że tu Krzyżacy polują [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • elanor-witch.opx.pl
  •