[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Masz jakieś kłopoty; czuję to, nieważne, czy się ze mną ożenisz,chcę ci pomóc, chciałeś pomocy Katona, pozwól mi spróbować, zrobiłabymwszystko. Cześć.Siedział, czekając na następny dzwonek, ale telefon już się nieodezwał.Zajdę do Misji, pomyślał, choć to niczego nie wyjaśni.Przypuszczam, że to Kato napisał ten list, przypuszczam, że będę musiałzdobyć pieniądze.Ale będę musiał zobaczyć się z Merrimanem, zmyślićjakąś bajeczkę, podpisać, co trzeba, i w żadnym razie nie będę mógłzałatwić tego wszystkiego na dziś wieczór, musi to być jutro wieczór, oBoże, Boże! I na myśl o okropnej, małej, ciemnej szopie na podwórkuserce w nim zadrżało i głośno jęknął.Czy może, czy powinien zawiadomićpolicję? Nie, nie śmie ryzykować życia Katona, nie śmie ryzykowaćswojego.Nagle cały jego świat kompletnie się zmienił.Przerazliwy strachzamknął mu usta i ścisnął za gardło.Nie potrafię tego znieść wsamotności, pomyślał, nie potrafię, a jednak muszę.Gdybym tylko mógłpowiedzieć o tym komuś, komuś śmiałemu i mocnemu jak John Forbesalbo jak matka. Jak się czujesz, ojcze? Okropnie powiedział Kato. Zdawało się nam, że może daliśmy ci za dużo. Za dużo czego? Narkotyku. Uszkodzenie mózgu powiedział Kato głośno sam do siebie. Czy możesz usiąść? Proszę, nie świeć mi w oczy.Piękny Joe zasłonił latarkę dłonią, a jego palce ułożyły się wświetlisty, przezroczysty, różowozłoty kwiat i stłumione światło ukazałomały pokój bez okna.Piwnica? Nie wyglądał na piwnicę.Był zanadtokwadratowy, o zbyt ostrych kantach, prostokątne pudełko, bardziejprzypominające celę więzienną, tyle że ściany były gęsto pokryte jakimiściemnymi zygzakami.Tapeta? Możesz się podnieść?Zajęcie pozycji siedzącej wydawało się sprawą odległej przyszłości. Nie wiem. Kato spojrzał w górę na twarz Pięknego Joe, napołyskliwe sześciokątne okulary, które w tym kontekście wyglądały jakakcesoria jakiegoś kosmonauty z powieści fantasty czno naukowej, najasne włosy gładko uczesane z rozdziałkiem, na pełne wyrazu (alejakiego?), lekko uśmiechnięte usta.Próbował sobie przypomnieć, co sięstało.Po dwu dniach spędzonych w Leśnej Zagrodzie wrócił do Londynu,bo po prostu czuł, że znowu musi się spotkać z Pięknym Joe.Nie miałżadnego celu, żadnego planu prócz tego, żeby znalezć się z powrotem wobecności chłopca.Powiedział sobie, że zbyt szybko zrezygnował.Powtarzał sobie bajeczki o tym, że musi pomóc Joemu, musi go w końcuzabrać, o tym, że jakoś, tak czy inaczej, wszystko jeszcze będzie dobrze.Wiedział, że to bajki.W istocie bajki te mogły okazać się prawdziwe; alenawet to było nieważne, wydawało się błahostką w porównaniu z prostąpotrzebą ponownego zobaczenia się z Joem, potrzebą wyjątkową imetafizyczną w swojej grozie.Jeśli nie zobaczy się z Pięknym Joe, muryistnienia runą; żeby zbawić siebie, żeby zbawić świat, musi iść tam, gdziejest Joe.Kupił świece.Pamiętał to dokładnie, pamiętał także, jak bardzosymboliczny wydawał mu się ten akt w owej chwili.Poszedł do domuMisji, ustawił świece w oknie, zapalił je i czekał w półmroku, aż przyjdziePiękny Joe.I jak cudowna ćma Piękny Joe wyszedł do niego z głębi nocy.Kato pamiętał moment, kiedy usłyszał te ciche kroki na schodach, jakonajszczęśliwszą chwilę swego życia, chwilę absolutnej radości, która jakmagiczny klejnot warta była więcej niż wszystko, mogła okupić wszystkoinne.Pózniej sprawy przedstawiały się mniej jasno.Jedli czy pili coś razemi Kato poczuł się bardzo dziwnie i nieswojo.Pamiętał, że patrzył na twarzJoego i widział, jak jaśnieje nieziemską urodą, jak gdyby Joe był młodymświętym ukazującym się w chwale albo może dobrym czarodziejem, jakąśistotą ponadczasową, która wędruje przez świat, dokonując aktówzbawienia, przedzierzgnięta w cudownie pięknego młodziana.Potem spa-cerowali razem i spacer ten był radosny; nocne niebo nad Londynemlśniło różowa wy m brązem, a wiotkie różowe chmurki rzucały światło naziemię.Zdawało mu się, że przeszli tak długą drogę; a potem znalezli się wjakimś ciemnym kącie ze schodkami i Kato spadł ze schodków.Przypominał sobie słabo jakieś przejście, nagłą ciemność i drzwi, którychnie mógł otworzyć.I głosy, zdawało mu się, że słyszy głosy w oddali,mówiące jakimś obcym językiem, tylko nie mógł rozróżnić słów.Potemzjawiło się coś innego.Zwieca, dwie świece o nieruchomych płomieniach,jarzące się jakimś niebiańskim świetlistym olejem.I pisał Ust.List byłtrudny, ale jakoś w końcu wyszedł mu jasno i łatwo, jak pasjans.Kato spoglądał na dłoń Joego, zamienioną w świecący kwiat, o cielejasnym i przezroczystym jak nocne chmury świętego Londynu. A więc, Joe powiedział w końcu znów się spotkaliśmy. Tak, ojcze.Wiedziałem, że tak się stanie. Tak.Ja też wiedziałem. Kato zastanawiał się przez chwilę.Upadłem. Tak, ojcze, upadłeś i skaleczyłeś się w nogę
[ Pobierz całość w formacie PDF ]