[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Posiedzimy tu sobie całą noc i pooglądamy zdjęcia? Czy jakoś to załatwimy?Nic.- Zwietnie.- W głosie Meyera pojawił się ostry ton, którego od razu pożałował.-Głodny jestem.Nie mam pieniędzy na dwie.- To nie ona, durniu - warknął Schandorff.Meyer zamrugał powiekami.Naburmuszonym, udręczonym głosem Oliver Schandorff wreszcie się do niegoodezwał.- Ta dziewczyna w kotłowni.To nie jest Nanna.Na górze, w holu, przed ołtarzykiem Nanny.Ogarek świecy zamigotał w ciemności.Lund zerknęła na telefon.Miała zasięg.Usłyszała kroki przy drzwiach.Nie pomyślała, żeby się ukryć.Skierowała latarkę nazródło dzwięku.- Lisa?Dziewczyna z wazonem pełnym róż w ręku zamarła w jasnym świetle.- Jak się tu dostałaś? - spytała Lund.Lisa postawiła kwiaty na ołtarzyku.- Więdną.Ludzie zapominają.- Jak się tu dostałaś?- Drzwi do sali gimnastycznej są otwarte.Zamek się zepsuł.Wszyscy o tym wiedzą.Odgarnęła długie blond włosy, spojrzała na zdjęcia i kwiaty.- Kiedy poznałaś Nannę?- W podstawówce.W ostatniej klasie.Nanna wybrała Frederiksholm, więc ja też.- Ułożyła róże.- Sama bym się pewnie nie dostała.Nanna jest bystra.Jej tata musiał zdobyćpieniądze.Mój tata ma ich dużo.Ale ja.ja jestem głupia.- Kiedy się pokłóciłyście?Lisa spojrzała na nią.- Wcale się nie pokłóciłyśmy.- Mamy telefon Nanny.Nigdy do niej nie dzwoniłaś, ostatnio nie pisałaś esemesów.Lisa milczała.- Nanna dzwoniła do ciebie.- To nie była kłótnia.W zasadzie nie.- Chodziło o Olivera?Odpowiedz padła natychmiast:- Nie pamiętam.- Myślę, że o Olivera.Nanny on nie obchodził.Ty się w nim kochasz, prawda?Lisa się zaśmiała.- Zadaje mi pani dziwne pytania.- Dlatego poszłaś do kotłowni.- Mogę już iść?Lund wyciągnęła kolczyk.- Zapomniałaś o czymś.Dziewczyna wpatrywała się w torebeczkę dowodową, zaklęła i odwróciła się dowyjścia.- Możemy stracić mnóstwo czasu, szukając sukienki - przemówiła Lund do jej pleców.- Albo możesz mi po prostu powiedzieć.Lisa Rasmussen stanęła, objęła się ramionami w kusym, czerwonym płaszczyku.- To ważne - ciągnęła Lund.- Nanna była w tym pomieszczeniu? Czy byłaś sama zchłopcami?W pułapce pomiędzy dzieciństwem a dorosłością.- Byłam na nią wściekła, jasne?Lund skrzyżowała ramiona.Czekała.- Nanna chciała o wszystkim decydować.Traktowała mnie jak dziecko.Byłam pijana.Potem ten świr Jeppe wszedł i zaczął nas filmować.Oliver się wściekł.Ja próbowałamzatrzymać Jeppego.Potknęłam się o butelki.Podwinęła rękaw.Plastry i strupy.Długie rany, może szwy.- Pocięłam się. - Co dalej?- Oliver zabrał mnie do szpitala.Siedzieliśmy tam całą noc.Przycupnęła na parapecie, na jej pospolitą twarz padało światło latarni.- Ciągle był wściekły na Nannę.Myślałam, że może.Opuściła rękaw, znowu się objęła ramionami.- Kretyn.Nanna miała rację.- Gdzie była Nanna?- Nie wiem.- Liso.- Nie wiem! - krzyknęła.- Chyba o wpół do dziesiątej.weszła do holu, założyła miswój kapelusz, uściskała mnie.I powiedziała do widzenia.Spojrzała w twarz Lund.- I tyle.Wyszła.Lund kiwnęła głową.- Czy mój tata musi o tym wiedzieć? Zabije mnie.Hartmann i Rie Skovgaard słuchali radia w drodze do recepcji.Serwisy informacyjnejuż obwieściły wybory.Koalicja wpłynęła na zmianę sytuacji.Zmiana zastałego systemupolitycznego nie wydawała się odległa.Wyglądało na to, że sprawa Birk Larsen przestała im szkodzić.Czekała ich terazciężka praca przy kampanii.Spotkania i konferencje prasowe.Uściski dłoni, triumfalne głosy.Tajne spotkania ścisłych kręgów duńskiej polityki, w lśniących pokojach, gdzieprawica, lewica i centrum zbierali się, by polemizować łagodnie, w otoczce uśmiechów izgrabnych obietnic, wymieniać grzeczne obelgi, rzucać dyskretne ostrzeżenia podprzykrywką porad.Póznym wieczorem, wyczerpany, marząc tylko o tym, by zabrać Rie Skovgaard dodomu i do łóżka, Hartmann spotkał się z jej ojcem.Wieloletni parlamentarzysta z ramieniaStronnictwa Liberalnego.Kim Skovgaard był krzepkim, przyjaznym mężczyzną o wielkichwpływach.Podobnie jak Poul Bremer, który właśnie gawędził przyjaznie z przeciwnikami podrugiej stronie pokoju.Skrzekliwy śmiech burmistrza niósł się szeroko.- Nie miałem pojęcia, że Bremer jest na twojej liście gości - zdziwił się Hartmann.- Przyjaciół trzymaj blisko siebie, a wrogów jeszcze bliżej.- Kim Skovgaarduśmiechnął się porozumiewawczo.- Koniec końców wszyscy walczymy o to samo.O lepszeżycie.Różni nas rozumienie tego pojęcia. Hartmann również się uśmiechnął.- Jesteście jeszcze wplątani w tę sprawę? - spytał Skovgaard.- Masz na myśli morderstwo dziewczyny?- A są inne?- Nigdy nie byliśmy wplątani.To był zbieg okoliczności.Więcej już nic na ten tematnie usłyszysz.Skovgaard wzniósł kieliszek.- Dobrze.Przy takich nagłówkach trudno byłoby cię wspierać.- Tato - przerwała im Rie.- Nie teraz.On jednak ciągnął.- Premier.i kilka innych osób zastanawiają się, czy panujesz nad sytuacją.- Kampania jest pod kontrolą.Wygramy.- Uśmiech.Zagubiony pośród morza innych.- Przepraszam.Przeszedł do sąsiedniego pomieszczenia, wziął Poula Bremera za ramię, poprosił osłowo na osobności.Zajęli ustronne miejsce przy kominku.- A więc w końcu podbiłeś madame Eller, Troels - rzekł Bremer.- Gratulacje.Mamnadzieję, że cena nie była zbyt wysoka.- Wiem, do czego zmierzasz.Bremer zamrugał powiekami, pokręcił głową.- Jeśli przyłapię cię jeszcze na jakichś gierkach - Hartmann przysunął się, mówiłszorstkim, zdecydowanym szeptem - zaciągnę cię do sądu.Rozumiesz?- Ani trochę - odrzekł Bremer.- Nie mam pojęcia, o czym, do cholery, mówisz.- Zwietnie - rzucił Hartmann na odchodne.- To wszystko.- Troels! Wracaj!Bremer podszedł do niego i spojrzał mu w twarz.- Zawsze cię lubiłem.Zawsze, odkąd jako nowicjusz wygłaszałeś swoją pierwsząmowę.Dzisiaj.Hartmann próbował ocenić, co tu jest szczere, a co jest tylko grą, i nie udało mu się.- Dzisiaj mnie pokonałeś.To nie zdarza mi się często.A kiedy już się zdarza.niepodoba mi się.Nie podoba mi się też, kiedy w przypływie paranoi oskarżasz mnie o rzeczy, októrych nie mam pojęcia.Hartmann stał, usiłując nie czuć się jak łajany uczniak.Wielka ręka Bremera powędrowała do góry, kciuk i palec wskazujący opierały się osiebie. - Gdybym chciał cię zgnieść, nie sądzisz, że zrobiłbym to już dawno temu?Poklepał Hartmanna po ramieniu.- Pomyśl o tym.- Uśmiech przerodził się w gniewny grymas [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • elanor-witch.opx.pl
  •