[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.wiczyłaprzebywanie z Duchem i zacieśnianie więzi, a pewnego poranka nakrzyczała na syna,zamknij się zamknij się zamknij się, chwyciła go za szyję, zacisnęła palce.Ta diaboliczna czarna nieobecność wciąż w niej była, chociaż została wydalona.To cośchciało, by została morderczynią.Dlaczego nie? Tak powiedział Ray, kiedy wyznała mu, żesię boi, i zorganizował kogoś, by zaopiekował się chłopcem na kilka dni, może miesiąc;powiedział jej, Bobby, możesz się z nim zobaczyć, kiedy chcesz, ale nie wolno namryzykować.Zmagamy się tu z mocami większymi od bomby atomowej, mocami zdolnymizniszczyć świat, mocami, które nieomal zniszczyły już świat i to nieraz.Ona też: niektórzy zaoferowali, że się nią zaopiekują, byli tak cholernie mili, by się niewydarzyło to, co się wydarzyło: ale jej zdolność przyjmowania tego, czego potrzebowała,także została zniszczona i Bobby nie była w stanie.Stało się to dlatego, że była sama, bez przyjaciół, bez mężczyzny, bez dzieci; ponieważmiała trudny dzień w pracy, a w mrocznym mieszkaniu czekały na nią tylko sny.Dlategotamtej wrześniowej nocy, dziwnej gorącej nocy dwa miesiące wcześniej, minęła swój zakrętna autostradzie i pojechała dalej.Chciała tylko sprawdzić, kto ma pełny parking, sprawdzić,czy dojrzy firebirda Larsa z nowymi skrzydłami namalowanymi na masce.Jak pies dowymiotów powraca.The Play Pen, Seven Seas, Embassy Lounge.Biały kabriolet tempestnadjechał z naprzeciwka, oślepił ją na sekundę; w lusterku wstecznym ujrzała, jak lśniącabryła samochodu włącza się w sznur ponurych czarnych i szarych dachów.To nie twoja wina, pomyślała, zawracając na następnym skrzyżowaniu: nie twoja wina,że nie możesz się oprzeć.Na parkingu zdjęła okulary i wrzuciła je do torebki; zdjęła buty,włożyła szpilki.Przesunęła dłonią po śliskiej karoserii białego samochodu.Dopiero co goumyto.Czapki z daszkiem w barze obróciły się w jej stronę.Znała większość z nich, nie zimienia, ale z gatunku, tak samo jak zna się odmiany i rasy kur albo psów; jeden z nich -zdarzyło się tak, że tego wieczora potrafiła ich rozpoznać bez tego - miał obfity zapuszczonywąs.Wszyscy jezdzili pickupami i była pewna, że mieli w nich po psie; do tego mieli byłążonę i pasek z dużą klamrą w dżinsach, mosiężną albo srebrną, ostatni fragment rycerskiejzbroi ochraniający miękkie podbrzusze; znała dzwięk czyniony przez te klamry, kiedyspadały na podłogę.Zamówiła wódkę i piwo i wlała tę pierwszą do tego drugiego.Aatwo było poznać, który z nich jest właścicielem tempesta.Nie miał żadnego paska,jego spodnie go nie potrzebowały.Miał wypastowane buty i nieprzemakalną sportową kurtkę.Przez chwilę patrzyli na siebie w lustrze i wzdłuż szynkwasu, a ona jednym uchem słuchałafaceta, który twierdził, że dawno temu miał okazję ją poznać.- Dawno temu nikt nie miał okazji mnie poznać.Wzięła piwo i ruszyła wzdłuż szynkwasu, kiedy on wyciągał portfel.- Wychodzisz już? - spytała.- Niekoniecznie - odpowiedział powoli.- Może się tu nudzisz?- Nie ma zespołu.- Wzruszył ramionami.Blond włosy uniesione z przodu poznaczonebyły śladami grzebienia.- Lubię muzykę - powiedziała.- Szafa grająca.Napiła się.Jej facet z Reading nazywał takie drinki bojlerami.Czuła już go w ustach ipalcach.- Albo jest też muzyka w Del Raye.Co wieczór.- Gdzie to jest?Pokazała kciukiem na południe.Pokiwał głową poważnie, jak gdyby rozważającryzykowne przedsięwzięcie biznesowe, przyglądając jej się zza okularów w czarnychoprawkach.Siedzenia kabrioletu obite były skórą, tak jak się spodziewała, żywą w dotyku, czerwonąjak szminka.Drzwi zamknęły się z cichym, lecz solidnym dzwiękiem, który już kiedyśsłyszała lub zapamiętała.Pomyślała, czy nie poprosić go, by opuścił dach, ale nie zrobiłatego.Przekręcił kluczyk i poczuła drżenie.Kilka razy nacisnął pedał gazu, możeniepotrzebnie, może tylko po to, by usłyszeć silnik albo pozwolić jej go usłyszeć.Potemwyjechał z parkingu, trzymając kierownicę jedną piegowatą ręką.- Słyszysz mnie stamtąd? - spytał.Przysunęła się i włączyła radio.Rozbłysło światełko.Poczuła się ciepło i miło, trochęniebezpiecznie.Otworzyła schowek
[ Pobierz całość w formacie PDF ]