[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.To niesamowite! Ludzka skóra? Do diabła, co się wyprawia na tym świecie…– Zatrzymani coś powiedzieli? – zainteresował się Segnon.– Zajrzałem do koszar, jadąc tutaj, ale niczego nowego się nie dowiedziałem.Pomijając wyniki przeszukań.Było tam sporo towaru, gotówki, a w dodatku broni.Wystarczy, żeby ich oskarżyć.– Ale żadnych skór?– Nie.Słyszałem, że biliście się z tymi gnojkami, a potem daliście im uciec?– Dostali niezłą nauczkę, podejrzewam, że na długo ją zapamiętają.– Segnon zaśmiał się.– Jesteście pewni, że nie mają nic wspólnego z tym morderstwem?– Nie, na pewno nie.Ci nasi dopiero się przyuczają, pilnują terytorium miejscowych płotek, odwracają uwagę policji.Ludivine wyprostowała się na widok znajomej sylwetki.Idąc w ich stronę, mężczyzna zdjął biały kombinezon i rękawiczki, i rzucił je do kosza na śmieci, a potem przygładził włosy.Zaczesane do tyłu włosy, drobne loczki na karku, koszulka polo Ralpha Laurena, obcisłe dżinsy, skórzane mokasyny, drogi zegarek i opalenizna z gabinetu kosmetycznego – oto Philippe Nicolas, który włożył do ust gumę do żucia i zatrzymał się przy trójce żandarmów.Philippe był jej starym znajomym, koordynował operacje kryminalistyczne, a jego zadanie polegało na trosce o przepływ informacji i harmonijne współdziałanie śledczych ze specjalistami prowadzącymi ekspertyzy techniczne i naukowe.– No cóż, mówiąc wprost, wdepnęliśmy w gówno – rzucił tytułem wstępu.– To znaczy, że nic tam nie ma?– Tak chyba byłoby lepiej.Jest, aż za dużo! To potworne bagno.Odcisków jest do woli, można tam znaleźć DNA całego departamentu i wywieźć trzy ciężarówki próbek! Tym razem nie liczmy na naukę, przyjaciele!– Co to znaczy? – zdziwił się Guilhem.– Że przytłacza nas nadmiar elementów – cały pięciopiętrowy blok z piwnicami, od paru miesięcy wykorzystywany jako squat.Nie da się tego ogarnąć.Ekipy przeczesały miejsce wokół ciała, pracują jeszcze w mieszkaniu, ale na tym koniec.Zresztą i tak nie dostaniemy zgody na przeprowadzenie wszystkich badań i ekspertyz.Biorąc pod uwagę koszt analizy DNA, musieliby przyznać nam cały budżet Ministerstwa Sprawiedliwości, więc nie ma się co łudzić.– Na tym właśnie polega różnica między Policjantami z Miami a policjantami z La Courneuve – zadrwił Guilhem.– Czyli pracujemy w dawnym stylu.Zeznania, szkła powiększające, informatorzy.– Przykro mi – powiedział Philippe Nicolas.– Dostaniecie raport z sekcji, a jeśli technicy znajdą wewnątrz wyraźne ślady, zarchiwizujemy DNA, a ja przekażę wam wyniki badania linii papilarnych.Niewiele więcej mogę zrobić.– Mieszkanie to już coś.– Ludivine pokiwała głową.– Nie zauważyłam, czy ten facet, który nam uciekł, nosił rękawiczki, ale na pewno dotknął framugi drzwi, kiedy wybiegał, więc przy odrobinie szczęścia…– A co z tymi martwymi zwierzętami? – zapytał Segnon.Philippe Nicolas rozłożył ręce:– A czy ja wyglądam na kogoś, kto będzie wtykał nos w takie łajno? Widziałeś, jak to wygląda? Niewiele bym tam znalazł.Zapytaj strażaków, co o tym myślą, kiedy już tam posprzątają.– Ale tam mogą być ślady.Koordynator szeroko rozpostarł ramiona, wskazując budynek, jakby zachęcał Segnona do powrotu w to urocze miejsce:– Idź, skoro sprawia ci to przyjemność.– Już skończyli? Można tam wejść?– Wy troje możecie, technicy skończyli, teraz trzeba już tylko zabrać ciało.Ludivine odeszła wraz z koordynatorem, a Segnon położył rękę na ramieniu Guilhema.– Nigdy cię o to nie pytałem… jesteś wierzący?– Hm… Owszem, niepraktykujący, ale wierzący.Dlaczego pytasz?– Dobrze by było, gdybyś odmówił krótką modlitwę.– Co z tobą, Segnon, co to za kpiny?– Zrozumiesz, kiedy zobaczysz, co jest w tym budynku.Jeżeli diabeł istnieje, to przygotuj się na wejście do kryjówki jego wysłańca.Segnon poklepał go po ramieniu i poszedł w ślady Ludivine i Philippe’a, zostawiając Guilhema, który spoglądał na nich z lekką obawą, zaintrygowany tym, co usłyszał.Delikatna jak pajęcza nić metalowa siatka wisiała na łańcuszku przymocowanym do ramienia kandelabru i kołysała się miarowo jak wahadło zegara tego niesamowitego świata.Ludivine zatrzymała ją palcem wskazującym i kciukiem, a potem rozejrzała się po pokoju.Chelou zgromadził tu mnóstwo starych, naprawionych byle jak mebli i najrozmaitszych przedmiotów.Na pozór wszystkie te rzeczy były nieprzydatne, nic niewarte, jednak w świecie nowego właściciela zyskały inny wymiar, sens i logikę istnienia.Ekipa techniczna ustawiła na trójnogach silne reflektory, żeby pracować w ich świetle, poszukując śladów i zabezpieczając je.Teraz mieszkanie o zamurowanych oknach nie było już niezgłębioną, mroczną jaskinią, wszystko stało się widoczne jak w biały dzień.I chyba tak było jeszcze gorzej
[ Pobierz całość w formacie PDF ]