[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zasłaniała się nieumiejętnością, potrząsając odmownie głową, lecz Wierzgający Ptaknalegał, a niewielki tłumek przed wigwamem zamilkł, ciekaw, czy potrafi wyrazić poangielsku to, o co prosi Wierzgający Ptak.Wbiła wzrok w ziemię i po wielekroć mieliła słowo w ustach.Potem spojrzała naporucznika i spróbowała.- Dankuję - powiedziała.Twarz porucznika skurczyła się.- Co? - rzucił w odpowiedzi, zmuszając się do uśmiechu.- Danki.Szturchnęła się palcem w ramię i wskazała ręką w kierunku kuców.- Kuń.- Dziękujesz? - odgadł porucznik.- Dziękujesz mi?Ta Która Stoi Z Pięścią przytaknęła.- Tak - powiedziała wyraznie.Porucznik Dunbar wyciągnął rękę, by wymienić uścisk dłoni z WierzgającymPtakiem, ale powstrzymała go.Jeszcze nie skończyła i trzymając palec w górze, weszłamiędzy kuce.- Kuń - powiedziała, wskazując wolną ręką na porucznika.Powtórzyła słowo ipokazała na Wierzgającego Ptaka.- Jeden dla mnie? - dopytywał się porucznik, u\ywając tych samych gestów rąk.- Ajeden dla niego?Ta Która Stoi Z Pięścią odetchnęła uszczęśliwiona i wiedząc, \e ją zrozumiał, bladosię uśmiechnęła.- Tak - powiedziała i bez udziału świadomości jeszcze jedno stare słowo, bezbłędniewymówione, wymknęło jej się z ust.- W porządku.Zabrzmiało to tak dziwnie, takie twarde, właściwe angielskie słowo, \e porucznikDunbar głośno się roześmiał, a Ta Która Stoi Z Pięścią, jak nastolatka, która łapie się napalnięciu jakiegoś głupstwa, zakryła dłonią usta.To był ich \art.Wiedziała, \e słowo wyrwało się jej bezwiednie, i wiedział to tak\eporucznik.Popatrzyli z zadumą na Wierzgającego Ptaka i pozostałych.Twarze Indian byłyjednak nieporuszone i gdy oczy oficera kawalerii i kobiety, która nale\ała do dwóch ludów,spotkały się znowu, igrały w nich płomyki śmiechu z czegoś wewnątrz nich, co tylko oni samibyli w stanie podzielić.Nie było sposobu, by trafnie to wyjaśnić pozostałym.Nie było tozresztą a\ tak zabawne, by się tym kłopotać.Porucznik Dunbar nie zatrzymał sobie drugiego kuca.Zamiast tego zaprowadził go dowigwamu Dziesięciu Niedzwiedzi i sam o tym nie wiedząc, zyskał jeszcze większą pozycję.Tradycja Komanczów \ądała od bogatych, by rozdali swój dobytek mniej szczodrzeobdarowanym przez los.A Dunbar to odwrócił i starzec pozostał w przekonaniu, \e białyczłowiek jest naprawdę niezwykły.Tej samej nocy, gdy porucznik Dunbar siedział przy ognisku Wierzgającego Ptaka,słuchając rozmowy, której nie rozumiał, zobaczył przypadkiem Tę Która Stoi Z Pięścią.Kucała kilka stóp dalej i patrzyła na niego.Nachyliła głowę, a oczy jej płonęły ciekawością.Zanim zdą\yła odwrócić wzrok, skinięciem głowy pokazał na rozmawiających wojowników,zrobił oficjalną minę i zasłonił sobie z jednej strony usta dłonią.- W porządku - głośno wyszeptał.Wtedy szybko się odwróciła.Ale w tym momencie usłyszał jej wyrazny chichot.3Nie było sensu zostawać ani chwili dłu\ej.Mieli tyle mięsa, ile byli w stanieudzwignąć.Krótko po brzasku wszystko było ju\ spakowane, a wczesnym przedpołudniemkolumna była ju\ w drodze.Podró\ powrotna, z wysoko wyładowanymi saniami, zajęładwukrotnie więcej czasu i ściemniało się, gdy wreszcie dotarli do Fort Sedgewick.Podciągnięto sanie załadowane kilkuset funtami suszonego mięsa i wyładowano je wmagazynie.Nastąpiła lawina po\egnań i karawana wyruszyła w górę strumienia ku stałemuobozowi, odprowadzana wzrokiem przez porucznika Dunbara stojącego w progu darniowejchaty.Bez ukrytego zamysłu jego oczy przeszukiwały półmrok otaczający długą, hałaśliwąkolumnę w nadziei ujrzenia Tej Która Stoi Z Pięścią.Nie mógł jej nigdzie znalezć.4Porucznik przyjął swój powrót z mieszanymi uczuciami.Uznawał fort za swój dom i to uspokajało.Dobrze było zdjąć buty, rzucić się napryczę i wyciągnąć na niej, nie będąc obserwowanym.Spod półprzymkniętych powiekprzyglądał się, jak migocze knot w lampie, a potem leniwie przeniósł wzrok na spokojneotoczenie chaty.Wszystko było na swoim miejscu, on tak samo.A jednak, nim upłynęło kilka minut, spostrzegł, \e jego prawa stopa podryguje zpró\ną energią.- Co robisz? - zapytał sam siebie, uspokajając nogę.- Przecie\ nie jesteś nerwowy.Od tej pory nie upłynęła nawet minuta, gdy złapał się na tym, \e niecierpliwie bębnipalcami prawej ręki po piersi.Nie był nerwowy.Był znudzony.Znudzony i samotny.Przedtem mógł sięgnąć w takich chwilach po kapciuch, skręcić sobie papierosa i zająćsię jego paleniem.Ale nie miał ju\ tytoniu.Mógłbym równie dobrze rzucić okiem na rzekę,pomyślał, i z tym postanowieniem wskoczył z powrotem w buty i wyszedł na zewnątrz.Zatrzymał się, myśląc o napierśniku, który miał ju\ dla niego tak wielką wartość.Rozwieszony był na wojskowym siodle, które przyniósł z magazynku.Cofnął się do środka,pragnąc tylko na niego popatrzeć.Nawet w wątłym świetle lampy jaskrawo połyskiwał.Porucznik Dunbar przeciągnąłdłonią po kościach.Były jak szkło
[ Pobierz całość w formacie PDF ]