[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Boję się, powiedziała w wieży Zniącego tamta kobieta o oczach twardychjak dwa zielone klejnoty.Boję się, gdyż wiem, że świat jest pełen wichrówwystarczająco silnych, by wymieść serce jednego śmiertelnika, a ja straciłam już zbytwiele.Nie rozumiała jej wówczas - ani pózniej, kiedy w cytadeli księcia Evorinthakłóciły się o bogów i przeznaczenie.Nie dociekała też, z jakiego powodu zwajeckakniahinka podążała śladem jej brata.Wystarczył sam wyraz twarzy rudowłosej, kiedywypowiadała imię Kozlarza.Pragnienie, które sięgało tak daleko, że nie miała odwagiszukać jego zródeł.Starała się nie myśleć o dziwnej symetrii, która kazała ludziom wierzyć, że ZirdZekrun połączył ją samą z Wężymordem w sposób, którego zrozumienie wymykałosię śmiertelnikom.Nie miłość, pomyślała nagle.Cokolwiek minstrele zechcą pózniej śpiewać - bonie wątpiła, że te pieśni powstaną prędzej czy pózniej - są pragnienia bardziej doj-mujące niż miłość i więzy zadzierzgnięte o wiele silniej.Nie wiedziała, czy córkaSuchywilka spróbuje zszyć na nowo materię świata, która zaczęła się rwać dawnotemu, zanim Zird Zekrun wypiętrzył z morskiego dna ciemną ziemię Pomortu, czywręcz przeciwnie, potarga ją do reszty.Lecz pośrodku obłąkanego karnawałuZarzyczce wydało się, że jej poszukiwanie Kozlarza było próbą naprawienia czegośrównie ostatecznego jak owa szczelina, która rozwarła się w tkance KrainWewnętrznego Morza tamtego dnia, kiedy z woli Zird Zekruna wymordowano żmijów.Znów uderzyło ją nieodparte podobieństwo: jeśli wieści z północy byłyprawdziwe, Zwajka również miała brata, którego Suchywilk wypędził do pirackiejSkwarny.Zaś sama Zarzyczka po trzykroć wypowiedziała życzenie w najświętsząnoc Krain Wewnętrznego Morza, usiłując na swój własny sposób przywrócić światudawno miniony kształt.Nie, nie przypuszczała, aby jej pragnienie miało cokolwiekzmienić - dorastając na dworze Wężymorda, wśród kapłanów w złowrogich,brunatnych opończach, bardzo szybko poznała prawidło życzeń wypowiadanych nadarmo i bezowocnie.Nie wierzyła jednak, aby powrót żmijów wiele znaczył dla rudowłosej Zwajki.Być może, pomyślała nieoczekiwanie, być może na koniec właśnie między tymprzyjdzie nam wybierać.Pomiędzy opowieścią o Annyonne, wymalowaną przed latysrebrną farbką przez szaloną Thornveiin, i wspomnieniem śpiewu żmijowych harf.Nigdy nie słyszała żadnej z nich.I najpewniej nie zdoła usłyszeć.Tymczasem nad jej głową zdawała się toczyć gra, której nie pojmowała.Ipocząwszy od dnia, kiedy w wieży alchemiczek zalała list brata wywarem zkrwawiennika, owa gra pochłonęła ją i uniosła daleko poprzez Krainy WewnętrznegoMorza.Przypomniała sobie żałosny upór, z jakim usiłowała zataić przedWężymordem posłanie Kozlarza, i słowa, którymi ją pożegnał: Bądz ostrożna,Zarzyczko, bądz ostrożna".Ciekawe, pomyślała niespokojnie, ciekawe, czy już wtedypotrafił przepowiedzieć, że oprócz brata spotkam również rudowłosą Zwajkę, któradoprowadzi mnie do wieży boga? Czy przed nią właśnie mnie ostrzegał, czy teżprzed zagładą świątyni? Czy jeszcze przed czymś innym, co uniknęło niedostrzeżone?Jednego była pewna: Wężymord posłał ją na południe, zupełnie jakbywyrzucał w powietrze sokoła na polowanie.Nie wiedziała dlaczego.Wężymord,Szarka, Kozlarz, opatka z Doliny Thornveiin, nawet niebieskooka wiedzma - każde znich usiłowało popchnąć ją w jakimś kierunku.Domyślała się, że nie szło jedynie otajemnicę ognia, który płonął na wodzie, ani o żaden inny z alchemicznych sekretów.Lecz nie rozumiała, co jeszcze mogłaby uczynić, choć wszyscy wokół zdawali sięwiedzieć.Czasami tylko wspomnienie spotkania z bratem kłułojak drobna lodowa igiełka.Być może właśnie dlatego Wężymord pozwolił miwyjechać z %7łalników, myślała.Może na samym początku wyczytał w moim umyśle,dlaczego chcę być w mieście księcia Evorintha w czas największego ze świąt KrainWewnętrznego Morza.I udał, że wierzy w moje kłamstwa, abym na własne oczymogła się przekonać, że bracia nie odnajdują sióstr, zaś potęga Zird Zekruna jestwiększa, niż ktokolwiek z nas śmiał przypuszczać.Pozostawało jeszcze coś - cudowne ocalenie ze świątyni Nur Nemruta i moc,która w niej rozgorzała w ogrodach cytadeli.Odsuwała od siebie te myśli zprzerażeniem.A w snach powracały do niej obrazy ze zwierciadeł i SzalonaPtaszniczka, która nosiła jej własną twarz i znała najdalsze wspomnienia.Bardzotrudno było w to uwierzyć.Uwierzyć w cokolwiek i rozstrzygnąć.Bo kapłani ZirdZekruna mieli swoje sposoby i wieść o jej rewolcie musiała już dotrzeć do Uścieży, anajpewniej także do siedziby samego pomorckiego boga.Ten ostatni mógł nie dbaćo jej opór, lecz Wężymorda znała wystarczająco dobrze, by mieć pewność, żeprędzej czy pózniej upomni się o jej powrót.A wówczas będzie musiała cośpostanowić.Cokolwiek.Tym bardziej radowała się każdym dniem w ciszy opactwa.Nie, nie bała sięgniewu Wężymorda.Bała się, że wszystko, co zdarzyło się od jej wyjazdu znadCieśnin Wieprzy, zostało z góry ukartowane przez Zird Zekruna
[ Pobierz całość w formacie PDF ]