[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Keldysh wyraznie odetchnął.- Ale on jest jakiś dziwny - kontynuował Fargo.- Do jasnej cholery, czy panwie, jak on wygląda?- Wiem.On ci pomo\e, Lynn.- Ale.nie wiem, czy mo\na mu ufać.- Mo\na.Bardziej ni\ sobie samemu - odwrócił głowę.- Nalej mi jeszcze jednopiwo - nagle zmienił temat.- Bob nigdy nie rozmawia z klientami - szepnął.-Bądz wyraznie znudzony.Fargo sięgnął po następną szklankę.Przyjął starannie odliczone drobne i wrzuciłje do szuflady.- Wracając do Sieny.- Naczynie z piwem osłaniało usta mówiącego.- On zrobiwszystko, co mu ka\esz.- Myśli pan, \e ja się nadaję na faceta, który sypie wyrokami śmierci jak zrękawa?- Nie o to chodzi.Sam zrozumiesz.Jeden z gości podniósł rękę na znak, \e chce płacić.Keldysh rzucił okiem nastojące na jego stoliku naczynia.- Funt dwadzieścia - mruknął.- Nie pomyl się. Kiedy Fargo po minucie wrócił na miejsce, siwy mę\czyzna na wysokim stołku miałju\ poukładane w głowie wszystko, co chciał powiedzieć.- Patrz w inną stronę i słuchaj - znowu zasłonił usta.- Po twoim wyjezdziezdołałem potwierdzić wiadomość, \e po usunięciu Fulbrighta po władzę sięgnąłjego były asystent.Nie wiem, jak się nazywa.Wiem natomiast, \e zało\ył swójsztab w wysokim budynku nad brzegiem morza.- Gdzie?- Nie mam pojęcia.Pewne poszlaki wskazują na południe Anglii, ale towszystko.Ten człowiek dysponuje du\ymi mo\liwościami, nie takimi jak kiedyśFulbright, ale jest dostatecznie mocny, by zapobiec próbie  wstrzelenia się dojego ciała kogoś innego.Poza tym nie jest to \ądny władzy głupek.Wykazał siędostateczną dozą inteligencji i ostro\ności, \eby obawiać się go w najwy\szymstopniu.Wiem te\, \e połączył ze sobą umysły kilku czy kilkunastu swoich ludzi,kierując nimi przez cały czas.Dlatego te\ nie opuszcza swojego sztabu.-Keldysh zawahał się przez moment.- To straszna siła.W niewielkim promieniumogą zrobić z ka\dym człowiekiem, co zechcą.Dlatego jakikolwiek atak jestbardzo trudny.Ale.- zagryzł wargi.- Muszę nad tym pomyśleć.Skontaktuj sięze mną za jakiś czas.Siena będzie wiedział, jak mnie znalezć.Fargo otarł twarz.Wzdrygnął się, zanim przypomniał sobie, dlaczego ręka jestczarna.- Teraz niech mnie pan posłucha - powiedział cicho, ledwie otwierając usta.-Jestem śmiertelnie chory i.- Ty, chory? Nie \artuj, chłopcze.- Do jasnej cholery, przecie\ nie mogę  wstrzelić się w czyjeś ciało na całe\ycie.Początkowo stłumiona tamta świadomość pomiesza się z moją i.-Odruchowo machnął ręką.- Tak napisano w tym pańskim podręczniku.- Pomyśl nad.- Twarz Keldysha przeszył nagły skurcz.- Zaraz, skądwiedziałeś, \e mnie tu znajdziesz?- Od Clancy ego.- On dla nich pracuje.- Wiem.Powiedział mi to pod lufą rewolweru.Uspokojony Keldysh skinął głową.- To dobrze.Dobrze, \e ten drań nie \yje.Fargo przełknął ślinę.- Myślę, \e \yje.- Co?!- On.- Chryste, człowieku! Jeśli on \yje, to cały ten burdel jest obstawiony! - Poraz pierwszy, dystyngowana i zwykle opanowana twarz wyra\ała zdenerwowanie.-Musisz uciekać!- Ale.- Zje\d\aj stąd! Natychmiast! - Keldysh zrozumiał jednak, \e nie wolno krzyczećna kogoś, kto jest amatorem w jego fachu, \eby nie odebrać mu resztek pewnościsiebie.Opanował się z najwy\szym trudem.- Słuchaj, Lynn, odwaliłeś kawałroboty.Nikomu nie udało się to co tobie.Teraz nie zchrzań tego.Musiszuciekać!Widząc wahanie na czarnej twarzy, prawie krzyknął:- Ratuj się wreszcie! Zje\d\aj!Fargo  wstrzelił się w przechodzącego za oknem człowieka.Zaraz potem przeniósłsię do kogoś innego - sądząc ze stroju, powa\nego urzędnika szacownej firmy,który szedł drugą stroną ulicy.Oszołomiony zrobił kilkanaście kroków, aleznajomy ból w głowie narastał.Wiedział, \e nie dadzą mu uciec, wiedział, \eKeldysh miał rację.Odruchowo sięgnął do kieszeni, choć trudno byłoprzypuszczać, \e urzędnik nosi ze sobą broń.Ból rósł z ka\dą chwilą, ale Fargouspokoił się nagle.W głębi ulicy zobaczył nadciągający, potę\ny drogowy ciągnikz olbrzymią naczepą.Chwiejąc się, stanął na skraju chodnika.Ostre światłareflektorów były coraz bli\ej.Kiedy ból stał się nie do zniesienia, ugiął nogii sprę\ył się do skoku.Przera\ony kierowca gwałtownie nacisnął hamulec,blokując koła, które z piskiem zaczęły sunąć po asfalcie.Cię\ki wóz tańczył naprawo i lewo w głębokim poślizgu, ale bezwładna masa naczepy parła go dalej doprzodu.Ręce kierowcy migały za wilgotną szybą, dokonując cudów w manewrowaniukierownicą.Teraz! Fargo pochylił się do przodu, kiedy nagle, bez najmniejszegoostrze\enia, parali\ujący ból zniknął z jego głowy.Zszokowany upadł na kolana. Bo\e, to sztuczka telepatów! Potę\ny ciągnik zniosło na drugą stronę jezdni.Rozległ się trzask mia\d\onej zderzakiem latami.Zaskoczyli mnie - pomyślał.- Nie chcą, \ebym się zabił.Ale nie.Przeszukałswój czysty i jasny teraz umysł.Czuł, \e dzieje się tam coś dziwnego [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • elanor-witch.opx.pl
  •