[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Chodziłam do szkoły średniej z pana żoną, Yuan Meili.Miałam dużo lepszestopnie, ale to ona została wybitną dziennikarką, a ja jestem zwykłą odzwierną rzekła ponuro, obrzucając mnie wrogim spojrzeniem, jakbym to ja był winienzaprzepaszczenia jej świetlanej przyszłości.Kiwnąłem głową przepraszająco, lecz wyraz jej twarzy z zawiedzionego zmienił sięw wyniosły.  Za to mam dwóch synów  oznajmiła z pychą. Wybitnie inteligentnych. A nie zamierza pani ich sprzedać do Centrum %7ływności Specjalnej?  spytałemzłośliwie.Jej twarz momentalnie spąsowiała.Miałem już dość kobiet o czerwonych twarzach,więc szybkim krokiem skierowałem się do sali.Usłyszałem za sobą zgrzytanie zębówi słowa: Przyjdzie dzień, kiedy ktoś wreszcie zrobi z wami porządek, bestialscy kanibale.Słowa odzwiernej wzbudziły falę drgań w moim sercu.Jacy bestialscy kanibale? Czyja też jestem jednym z nich? Przypomniałem sobie słowa alkoholandzkich oficjeli,gdy podano do stołu pewne sławne danie:  To, co będziemy spożywać, to nieczłowiek, lecz potrawa, przygotowana z zastosowaniem specjalnych technologii.Wynalazczynią tego dania była moja piękna teściowa, ta sama, która teraz wprzestronnej, jasno oświetlonej sali rozpoczynała wykład dla studentów.Stała namównicy, padało na nią jasne światło lampy.Widziałem jej dużą, okrągłą jak księżycw pełni twarz, gładką i lśniącą niby porcelanowy wazon.Rzeczywiście, filmowali ją jacyś reporterzy z telewizji.Jeden z nich, o wydatnychustach i małpich policzkach, nazwiskiem Qian, okazał się szefem specjalnego działuw gazecie; zdaje się, że to z nim siedziałem kiedyś przy jednym stoliku i piłem wino.Kręcił się po sali z kamerą na ramieniu.Jego asystent, mały blady grubas, nosiłreflektory, ciągnąc za sobą czarne kable, i według poleceń szefa kierował ostre, białeświatło to na twarz mojej teściowej, to na leżącą przed nią deskę do krojenia, to nazasłuchanych studentów.Znalazłem wolne miejsce i usiadłem.Poczułem kochającespojrzenie jej szarobrązowych oczu, które spoczęło na mojej twarzy i pozostało naniej przez całe dwie sekundy; onieśmielony, spuściłem głowę.Trzy słowa, głębokowyryte w drewnie pulpitu, wyskoczyły mi nagle przed oczyma:  Chcę cię pieprzyć.Trzy kamienie wrzucone w spokojne wody mego umysłu, trzy rozchodzące się fale.Zdrętwiałem cały, niczym żaba drażniona słabym prądem elektrycznym.Drżały miwszystkie cztery kończyny, a pewne miejsce pośrodku zdradzało wielki niepokój.Nieśpieszna, przyjemna dla ucha mowa mojej teściowej była jak fale przypływu,które podchodziły wciąż wyżej i wyżej, zalewając moje ciało potężnym ciepłymprądem; dreszcze podniecenia przebiegały mi wzdłuż kręgosłupa, raz po raz..Drodzy państwo studenci, czy przyszło wam kiedykolwiek na myśl, że w wynikuprzyśpieszenia rozwoju dzięki polityce  czterech modernizacji i na skuteknieustannego wzrostu poziomu życia ludności jedzenie nie służy już wyłącznienapełnianiu żołądków, lecz przerodziło się w rodzaj kontemplacji estetycznej? Z tejwłaśnie przyczyny gotowanie przestało być jedynie umiejętnością techniczną, a stałosię prawdziwą, wielką sztuką.Wykwalifikowany mistrz sztuki kulinarnej powinienmieć ręce wrażliwsze i czulsze od chirurga, wyczucie barw lepsze niż u artysty malarza, węch ostrzejszy od psa policyjnego, język subtelniejszy od węża.Kucharzjednoczy w sobie wszystkie te talenty.Poziom wyrafinowania dzisiejszych smakoszywzrasta.Wymagają coraz droższych, wykwintniejszych składników, lubują się wnowościach i pogardzają rzeczami znanymi, rankiem chcą tego, wieczorem znówczego innego  zadowolić ich jest niezwykle trudno.A my musimy pilnie pogłębiaćnaszą wiedzę, dokonywać coraz to nowych wynalazków, by zaspokoić ich potrzeby.Od tego zależy rozkwit naszej Alkoholandii, a także, rzecz jasna, świetlanaprzyszłość każdego z was.Zanim rozpocznę dzisiejszy wykład, przedstawię państwupewne szczególne danie.Chwyciła elektroniczne pióro i na magnetycznej tablicy wykaligrafowała dynamicznąkreską znaki:  dziobak gotowany na parze.Pisząc, odwracała się twarzą dostudentów  uprzejmie, z wdziękiem.Następnie odrzuciła pióro i nacisnęła guzik podblatem.Wisząca na ścianie draperia zaczęła się powoli zwijać, jakby miała odsłonićmapę bitwy na komendę generała, wydaną przyciśnięciem guzika.Za zasłonąznajdowało się ogromne akwarium, w którym nerwowo pływało kilka dziobaków olśniącej sierści i błoniastych kończynach. Teraz opowiem państwu o składnikach i opiszę całość procesu przyrządzaniapotrawy.Możecie robić notatki  oznajmiła. Te niepozorne zwierzątka swego czasupostawiły naszego wielkiego przywódcę proletariatu, utalentowanego uczonegoEngelsa, w bardzo niezręcznej sytuacji [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • elanor-witch.opx.pl
  •