[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Standard odpowiadałcenie: pokój był obskurny, a jedyne okno wychodziło na podwórze tak wąskie, żeprzypominało szyb wentylacyjny.Marwan rozpakował sfatygowaną walizkę, schował rzeczy do szuflad w komodzie i otworzyłokno, żeby wpuścić do dusznego pomieszczenia trochę świeżego powietrza.Nawet gdybypokój był obserwowany, nikt nie zauważyłby, jak przyczepił do zewnętrznej ściany, tuż zaramą okna, niewielki pręt.Drugi węzeł sieci komunikacyjnej znalazł się na miejscu.Jemeński biznesmen poszedł na kolację do małej restauracji przy ulicy Sadi.Miał ze sobąkomórkę, która została tak sprytnie skonfigurowana, że łączyła się z anteną przekaz-nikową, a za jej pośrednictwem z satelitą.Odebrał podczas kolacji krótki telefon od kobiety.Potem zadzwonił na trzecią komórkę, skonfigurowaną tak samo jak dwie poprzednie.Włączyła się poczta głosowa, ale Marwan nie zostawił wiadomości.Wiedział, że jegopakistański brat jeszcze jest w drodze.Hakim przyjechał z Pakistanu.Przekroczył granicę w Mirdżawe, gdzie wsiadł do autobusu,którego trasa wiodła autostradą A02 na południowy wschód, przez Zahedan i Kerman do Jazd, ponurego miasteczka rojącego się od przemytników i handlarzy.Tam miał się przesiąśćdo autobusu jadącego na południowy zachód do Szirazu.Ale to był Beludżystan.Autobus po kilku godzinach złapał gumę, a naprawa zajęła wielegodzin.Dotarli do Kerman z ośmiogodzinnym opóznieniem.Hakim znalazł tani pensjonat, wktórym przenocował, i następnego ranka ruszył do Jazd.Nie zdążył na pierwszy autobus doSzirazu, ale złapał drugi i w końcu dotarł do miasta, gdzie był zarejestrowany jako agentzaopatrzeniowy budowy.Do Teheranu pojechał prywatnym autokarem firmy Sayro Safar.Sziraz jest oddalony od stolicy kraju o prawie tysiąc kilometrów, więc autokar dotarł nadworzec południowy niedaleko parku Besat dopiero następnego dnia po południu.Na dworcu Hakim wsiadł do grupowej taksówki, która zawiozła go na północ do hoteluShams.Gdy się meldował w recepcji, był brudny i spocony, co czyniło jego przykrywkębardzo realistyczną.W ciasnym hotelowym pokoju znalazł ąibla wskazującą kierunek Mekki i akurat tyle miejsca,że dało się rozłożyć dywanik modlitewny.Podszedł do nieszczelnego okna,przez które wpadały do środka zapachy i hałas pobliskiego targowiska.Udając, że próbuje jedomknąć, znalazł szczelinę w zapleśniałej ramie i umieścił tam cienką antenę.Komórkazadzwoniła, kiedy położył się na łóżku i próbował zasnąć.To był Marwan.Sprawdzał, czyHakim jest już na miejscu, i potwierdzał jutrzejsze spotkanie.??*Następnego ranka Jackie pojawiła się w hotelowym lobby o dziewiątej.Jej irański gośćwyszedł wcześniej, o wpół do ósmej, wręczywszy portierowi hojny napiwek.Jackie była wczarnych skórzanych spodniach i długim żakiecie i miała rzucającą się w oczy torebkę odFendiego.Zamówiła hotelową limuzynę i kazała się zawiezć do hotelu Simorgh.Salon fryzjerski mieścił się na ostatnim piętrze.Jackie ruszyła przez lobby do wind.Nawetnie spojrzała na Araba w tanim garniturze, który nadchodził z przeciwnej strony.Marwan stanął w windzie obok niej.Wyjęła z torebki coś, co wyglądało jak mały kamień zzakurzonego piaskowca, typowego dla tego regionu.Opuściła rękę i w tej samej chwiliMarwan wyciągnął dłoń, wziął od niej kamień i schował do kieszeni.Wysiadł z windy ojedno piętro wcześniej niż ona, a potem zjechał z powrotem do lobby.Wyszedł na porannesłońce, niosąc w kieszeni przesyłkę przygotowaną dla doktora Karima Molaviego.Marwan złapał taksówkę i pojechał aleją Vali Asr na północ do parku Mellat, jednego znajwiększych i najpiękniejszych w Teheranie.Miał kilka godzin na znalezienieodpowiedniego miejsca na ukrycie przesyłki.Ruszył spacerkiem w stronę małego stawu przywschodnim krańcu parku, ale było tam za dużo ludzi, więc skierował się ku zagajnikom iogrodom w centralnej części.Posiedział trochę na ławce, ob-serwując ruch w okolicy i upewniając się, że nikt go nie śledzi.Odpowiednie miejsce musiałoznajdować się z dala od głównej ścieżki, ale nie aż tak daleko, by podejście tam wzbudziłopodejrzenia.Ruszył ku południowej części parku przy autostradzie Niyayesh, gdzie było mniejspacerowiczów.Minął stadion drużyny Engelab i skręcił na ścieżkę prowadzącą do stawunazwanego na cześć męczenników poległych w wojnie iracko-irańskiej.Idąc wzdłuż małegozagajnika po jej lewej stronie, liczył kroki.Pięćdziesiąt.Rozejrzał się po okolicy i stwierdził,że tego miejsca nie widać z głównej ścieżki.Idealny schowek, pomyślał.Wyjął z kieszeni przesyłkę i położył za japońskim klonem.Wyglądała jak zwyczajny kamień.Kawałkiem żółtej kredy narysował pochyłą linię na pniudrzewa.Trudno ją było zauważyć, chyba że się specjalnie szukało.Wracając na głównąścieżkę, znów liczył kroki.Wyszły mu pięćdziesiąt dwa, ale to mieściło się w granicachbłędu.Gdy szedł do południowego wyjścia, liczył ławki po prawej stronie ścieżki.Przy czternastej zatrzymał się i wyjął z kieszeni niewielką kartkę, na której wcześniej napisał:Pracujemy nad planami wakacji.Załatwimy dla ciebie bilety.Pod spodem dopisał drukowanymi literami wskazówki, jak dotrzeć na miejsce, i szczegółowe instrukcje: Dziświeczorem w parku Mellat.Wejdz bramą przy Stawie Męczenników od strony autostradyNiyayesh.Skieruj się na północ, miń czternaście ławek po lewej stronie, skręć w lewo iprzejdz pięćdziesiąt kroków do klonu oznaczonego żółtą kredą.Za nim znajdziesz kamieńinny niż pozostałe.W środku będzie urządzenie.Wyjmij je, a kamień wyrzuć.Kiedynaciśniesz 1, będziesz mógł się z nami skontaktować.Złożył kartkę na pół, żeby mieściła się w dłoni.???Mieli adres domowy i służbowy obiektu.Uznali, że domowy będzie bezpieczniejszy.Biuro wJamaranie na pewno jest pod stałym nadzorem i każdy, kto by się tam kręcił, automatyczniestanie się podejrzany, bez względu na legendę.To była najtrudniejsza część operacji.Jeśli udaim się wszystko zrobić dobrze, cała reszta będzie prosta.Jeśli coś schrzanią, wystawią isiebie, i agenta.Marwan zjadł lunch w taniej restauracji przy placu Jahad, niedaleko stadionu drużynyEsteghlal.Miał sporo czasu do spotkania z Hakimem o szesnastej, więc po lunchu wypił dwiekawy, a potem ruszył na wyznaczone miejsce.Umówili się na placu Farabaksh w dzielnicyYoosef Abad, kilka przecznic na południe od mieszkania Karima Molaviego.Hakim zjawił się punktualnie.Był ubrany jak robotnik z Azji Południowej, w kombinezon iprzepoconą czapeczkę.W Teheranie przebywały tysiące robotników z Pakistanu iAfganistanu.Zatrudniano ich do prac, które mieszkańcy stolicy uważali za poniżej swojejgodności, takich jak sprzątanie ulic i rynsztoków czy proste prace na budowach.Stanowiliwięc zwyczajny widok - zwłaszcza pod koniec dnia, kiedy wracali do tanich pensjonatów iobozów, w których mieszkali.Marwan zatrzymał się obok Hakima w grupie ludzi stojących przed przejściem dla pieszych [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • elanor-witch.opx.pl
  •