[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Teraz jednak odrzucała wszystkie zaproszenia, tłumacząc się złym stanem zdrowia.W rzeczywistości sprawabyła o wiele bardziej skomplikowana: Anna nie potrafiła Zgłębić swych uczuć do Juliana, wolała więc nie pokazywać się wraz z nim w towarzystwie, zwłaszcza że i takdostałaby się na ludzkie języki, gdyby zrezygnowałaz noszenia żałoby.W dodatku teraz nie miała się po prostu w co ubrać!I nagle Julian - ta apodyktyczna świnia - przyjął zaproszenie w imieniu ich obojga!- Jak on śmiał zawiadomić listownie Antoinette Noack,że z przyjemnością zjawimy się oboje na jej proszonej kolacji?! On niech sobie robi co chce, ale ja nie wybiorę sięz pewnością! Możesz mu to oznajmić!- Nie mieszaj mnie do tego - odparła Ruby.- Powiedzmu sama.- Oczywiście, że powiem!Anna wydobyła papier i atrament z szuflady stojącego przy łóżku stolika i nagryzmoliła kilka słów do Juliana.Wezwawszy Raja Singhę, poleciła mu, by wręczył tenliścik panu Chase, skoro tylko wróci do domu.Potemz uśmieszkiem zadowolenia przebrała się w nocną koszulę i położyła do łóżka.Była stanowczo zbyt chora, by wziąć udział w przyjęciu.Dwie godziny pózniej Anna leżała wygodnie w łóżku,oparta o stos poduszek, choć było dopiero wczesne popołudnie.Pod ręką miała mnóstwo kolorowych skraw-241ków i przygotowywała niespodziankę na szóste urodzinyChelsea: całą wyprawę dla jej lalki.Anna szyła wymyślnątoaletę z koronki, a Ruby, rozparta obok w głębokim fotelu, obrębiała narzutkę do kompletu, gdy w korytarzurozległy się dobrze im znane kroki.- Uff!.Zaraz się piekło rozpęta! - mruknęła Ruby doprzyjaciółki.- Ależ skąd! - odparła wyniośle Anna i pochyliła sięznów nad robótką.Przebiegł ją dreszcz przyjemnegopodniecenia, gdy czekała na pojawienie się Juliana.Nieprzypuszczała, że uwierzy w to, o czym powiadomiła gow liście.Całkiem zrozumiałe, że zechce przekonać się nawłasne oczy, czy z jej płucami jest istotnie aż tak zle, żenie może opuścić łóżka.- Co to ma znaczyć? - Julian bez ceremonii wszedł dopokoju ze zmiętym liścikiem w ręku.Był bez surduta,rzecz całkiem zrozumiała przy takim upale, choć wielumiejscowych Anglików paradowało w pełnym stroju bezwzględu na pogodę.Koszula i spodnie Juliana były brudne i przepocone, a włosy związane na karku.Twarz lśniła mu od potu i wydawała się jeszcze ciemniejsza niżzwykle.Najwidoczniej wrócił właśnie z pola i był wyraznie w złym humorze.- Nie nauczono cię w dzieciństwie, że należy zastukaćprzed wejściem? - odezwała się wyniośle Anna, unoszącbrwi.Ręka z igłą zastygła w powietrzu nad miniaturowąkreacją, a wyraz oczu miał wyraznie dać gościowi do zrozumienia, co Anna myśli o jego bezceremonialnym wejściu.- Nie - odparł Julian i spojrzał przymrużonymi oczyma prosto w twarz Anny.Zmarszczyła brwi: przeciwnikod razu wytrącił jej broń z ręki! Wbiła igłę w materiałz taką siłą, że ukłuła się w kciuk lewej ręki.Powstrzymała się od krzyku i wsadziwszy do ust palec, spojrzałaspode łba na Juliana.242Stał w nogach łóżka, wysoki i bardzo przystojny mimo niechlujnego wyglądu - i niesłychanie męski! Mierzył Annę wzrokiem od stóp do głów, jakby miał do tego wszelkie prawo.Anna podciągnęła przykrycie podpachy, na koszulę włożyła kaftanik, była więc bardzo dokładnie okryta.Coś jednak we wzroku Juliana sprawiało, że czuła się obnażona.Niech go licho porwie: potrafi zbić ją z tropu jednym uniesieniem brwi!- Masz do mnie jakąś sprawę? - spytała.- Doskonale wiesz, psiakrew, o czym musimy pomówić.Pójdziesz dziś na tę kolację, i już!- Jeśli przeczytałeś mój liścik, doskonale wiesz, że sięnie wybieram: zle się czuję
[ Pobierz całość w formacie PDF ]