[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- A gówno! - warknął, zginając rękę w łokciu i potrząsając obelżywie - tyle mi zrobicie.Wypadł w słońce.Spojrzawszy na zegarek, przestraszył się, że Christine mogła pójść naposterunek.Nagle zobaczył, że stoi parę domów dalej i wpatruje się w niego.Uniósł rękę,uśmiechnął się rozradowany.Ale ona twarz miała smutną i pełną skupienia.Wydało mu się,że cierpi.- Wszystko załatwione.Jakeś tu trafiła?. - Przecież zostawiłeś mi adres - mówiła z wielkim spokojem, jakby już w niej zapadło jakieśpostanowienie - nie mogłam, Paul, sama czekać.Wyszłam ci naprzeciw.To jest ten dom.Poznałam.Wiem, gdzie byłeś.- Tak.I już koniec ze strachami.Przyjęli moje warunki.- Objął ją ramieniem, prowadziłśrodkiem jezdni.- Zgarniemy kupę forsy.Zabieram cię ze sobą, rozumiesz.No, co ty, nawetnie cieszysz się?W oczach miała szarość i chłód.- Wybacz, Paul, ale ja ci już nie wierzę.Nie potrafiłabym dziś, po tym, co mnie spotkało.Tymówisz szczerze, tylko że to, co mnie i sobie obiecujesz, zależy od tamtych.Oni ci, niedarują.- W zębach przyniosą forsę, zobaczysz.- I z życiem nam ją odbiorą - powiedziała z wielkim spokojem.- I wiesz, że cię nie opuszczędo końca.- Moja biała myszko, zostaw to mnie - uspokajał.- Wiem, co robię.Nie odzywała się, niewidzącym spojrzeniem wodziła po lśniącym asfalcie, jak kałuża z naftąmieniło się wzlatujące od żaru powietrze.- Wezmiemy wino i kurczaka ze skary.Wskoczysz do wody, to się rozruszasz.- Wybierz sam, co chcesz - powiedziała sennie.- Niech będzie kurczak, trzeba o psiskupamiętać.Przed kioskiem, stała zielona  Zastawa , pusta i zamknięta, bo przechodząc szarpnął zaklamkę.%7łelaza ogrodowych krzesełek parzyły, o metalowy blat stołu nie można było oprzećręki.Jeszcze nie rozpostarto papierowych serwet, ale sterta zrumienionych kurczaków jużparowała przyjemnym zapachem spod muślinu.Kiedy mnie oni zdążyli wyprzedzić? I gdzieprzepadli? Nie pogodzili się z przegraną, kombinują jakiś numer.Ale to nie ze mną.Może siedzą w środku, za zieloną kratą osłoniętą prześcieradłem? Kierownik wyjrzał, goły,zgrzany, w spodenkach gimnastycznych i białym rozpiętym fartuchu.Odstawili wóz na camping.Kurczak grzał palce przez papier.Niczyj drobił przy nodze łowiączadartym pyskiem smakowitą woń pieczystego.- No, jesteśmy zabezpieczeni.Możemy czekać nad wodą, aż upał zelżeje.Od piachu buchał tępy żar, pachniało zeschłą trawą i więdnącymi liśćmi, jakby tytoniem.Nastoku pagóra krzewy winogradu oklapły, liście spryskała gryząca, sina zieleń płynu przeciwowadom.Z dołu, znad wody, dobiegał nużący gwar, krzyki i głośny chlupot pławiącego sięstada.Dzieciaki wybiegały z morza wygłaskanego upałem, waliły się na piach.Ta wrzawa nadlatująca z plaży jeszcze potęgowała wrażenie, że upał już jest nie dozniesienia.Nad białymi urwiskami migotała śreżoga, horyzont ginął w tęczowym oparze.Pod nim morze czerniało jak ołów.Mewy skarżąc się wisiały nad powierzchnią, ciężko pracującskrzydłami ulatywały blisko brzegu.Zbite w gromadę obradowały na głazach schlapanych nabiało odchodami.Ledwie się umościli na swoim balkonie, płosząc parę węży, które zsunęły się w podwodnąszparę, pies szczeknąwszy pożegnalnie podrałował w cień drzew, do zródła.- To nie są żmije?- Dla Bułgara każdy wąż jest żmiją.Na wszelki wypadek musi zatłuc.Widziałaśzmasakrowane kamieniami, jak postronki wiszące na krzakach, czarne od mrówek.- Musiałam spostrzec, bo cuchnęły.Pomóż mi.- mocowała się z biustonoszem.Nagaspojrzała odruchowo na szczyt urwiska, obserwator leżał w trawie.Szkła lornetki błyskały jaklusterka.- Ten  voyeur nie spuszcza z nas oka.- Masz coś do ukrycia? Bo ja nie.Jestem z ciebie dumny - przygarnął ją i łagodnie całowałzgrzaną szyję, była słona.- Niech zazdrości.- Chodzmy do wody, kleję się cała.Marzę, żeby mnie morze nosiło, kolebało.Chcesz,popłyniemy daleko, bardzo daleko [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • elanor-witch.opx.pl
  •