[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Objął ją.Tylko żartowałem, czy ona tego niewidzi, pomyślał.Zawsze umiała się zorientować, kiedy żartuję.Ale oczywiście niezorientowała się, bo nie żartował.Jeśli wydawało mu się, że jest inaczej, mógł żartować tylkoz samego siebie.Próbował ją zranić dlatego, że wprawiła go w zakłopotanie.To nie jejpropozycja była głupia, lecz jego zakłopotanie.Przecież mniej więcej zdecydował, jak mawyglądać jego życie, prawda?Nie chciał ranić Bobbi, nie chciał jej do siebie zrazić.Aóżko było świetne, ale łóżko wcalenie było takie ważne.Ważne było to, że Bobbi Anderson jest jego przyjaciółką, a zdawało się,że ostatnio dzieje się coś strasznego.Bardzo szybko tracił przyjaciół.To było naprawdęstraszne, bez dwóch zdań.Tracił przyjaciół? A może sam ich gubił? Jak to właściwie jest, Gard?Obejmując ją, z początku miał wrażenie, jakby obejmował deskę do prasowania i bał się,że Bobbi będzie się próbowała wyrwać, a on popełni błąd, starając się jej nie wypuścić.Wkońcu jednak uległa. Chcę śniadanie  rzekł. I chcę cię przeprosić. Nic się nie stało  powiedziała i odwróciła się, zanim zdążył spojrzeć jej w twarz, leczw jej głosie dało się słyszeć sztuczne ożywienie oznaczające, że albo już płakała, albo była bardzo bliska łez. Ciągle zapominam, że proponowanie pieniędzy jankesom z NowejAnglii nie należy do dobrego tonu.Gard nie wiedział, czy to jest w dobrym tonie, czy nie, ale nie chciał brać od Bobbipieniędzy.Ani wcześniej, ani nigdy w przyszłości.Karawana Poezji Nowej Anglii była jednak zupełnie inną sprawą. Aap tę kurę, chłopie  powiedziałby Ron Cummings, któremu forsa była potrzebna jakpiasek pustyni. Jest za wolna, żeby biegać, i za tłusta, żebyś jej mógł przepuścić.Karawana Poezji Nowej Anglii płaciła gotówką.Oficjalna waluta królestwa poezji dwieście z góry i dwieście po zakończeniu trasy.Można by rzec, że słowo to było bardzonamacalne.Ale żywa gotówka była tylko częścią umowy.Reszta zamykała się w haśle  rachunek.W trasie można było skorzystać z każdej okazji.Zamawiało się posiłki do pokoju, chodziłodo fryzjera hotelowego, jeśli taki był, brało się drugą parę butów (jeśli się ją miało) i jednegodnia wieczorem wystawiało za drzwi zamiast tych codziennych, żeby i te drugie miećwyczyszczone na błysk.W pokojach wyświetlano też filmy, których nigdy nie można było zobaczyć w kinach,ponieważ kina upierały się, by brać pieniądze mniej więcej za to samo, co poeci, nawetbardzo dobrzy, mieli z jakichś powodów produkować za darmo albo prawie za darmo  naprzykład trzy torby kartofli = jeden (1) sonet.Za oglądane w pokoju filmy trzeba byłooczywiście płacić, ale co z tego? Nie trzeba ich było nawet dopisywać do rachunku; jakiśkomputer robił to automatycznie i Gardener mógł tylko powiedzieć  Wielkie dzięki, rachunkunie trzeba, dawajcie to cholerstwo!.Oglądał dosłownie wszystko, od  Emmanuelle wNowym Jorku (której fragment, gdy dziewczyna trzepie facetowi kapucyna pod stolikiem wrestauracji  Okna na świat , uznał za scenę o szczególnych walorach artystycznych, wręczpodnoszącą na duchu  w każdym razie na pewno podnoszącą fragment Gardenera) po Indianę Jonesa i świątynię zagłady oraz  Rainbow Brite i złodziejkę gwiazd.I to właśnie będę teraz robił, pomyślał, pocierając gardło i myśląc o smaku dobrej starejwhisky.Nic innego.Będę tu siedział i oglądał je jeszcze raz od początku, nawet  RainbowBrite.Na lunch zamówię trzy cheeseburgery z bekonem i zjem jednego koło trzeciej, kiedybędzie już zupełnie zimny.Może jednak daruję sobie  Rainbow Brite i zdrzemnę się.Niebędę wieczorem nigdzie wychodził.Wcześniej się położę.Przetrzymam na dystans.Bobbi Anderson potknęła się o trzycalowy jęzor metalu wystający z ziemi.Jim Gardener potknął się o Rona Cummingsa.Różne powody, skutek ten sam.Kamyczek wywołał lawinę.Ron wpadł do niego mniej więcej w tej samej chwili, gdy dwieście dziesięć mil stądAnderson i Peter wracali do domu ze swej niezbyt normalnej wizyty u weterynarza.Cummings zaproponował, żeby zeszli do baru hotelowego na kolejkę albo i dziesięć. Możemy też darować sobie grę wstępną  ciągnął wesoło Ron  i od razu nawalić sięjak autobusy.Gdyby sformułował to nieco łagodniej, może Gardowi nic by się nie stało.Ale tak znalazłsię z Ronem Cummingsem w barze i ochoczo unosił do ust szklaneczkę jacka danielsa,powtarzając sobie starą śpiewkę o tym, że zawsze potrafi z tym skończyć, jeśli naprawdębędzie chciał.Ron Cummings był dobrym, poważnym poetą i tak się akurat złożyło, że dosłownie srałpieniędzmi& tak w każdym razie często powtarzał. Sam jestem swoim Cosimo de Medici mawiał. Dosłownie sram pieniędzmi.Jego rodzina mniej więcej od dziewięciuset latpracowała w branży tekstylnej i należała do niej większa część południowego NewHampshire.Uważali Rona za wariata, ale ponieważ był młodszym z synów, a starszy nie byłwariatem (to znaczy, nie wykazywał obojętności dla tekstyliów), pozwolili Ronowi robić to, na co miał ochotę, czyli pisać wiersze, czytać wiersze i prawie ciągle pić.Cummings byłchudym młodzieńcem o twarzy gruzlika.Gardener nigdy nie widział, by jadł coś innego pozaorzeszkami i krakersami Goldfish.Na jego wątpliwe usprawiedliwienie przemawiał fakt, żenie miał pojęcia o kłopotach Gardenera z wódą& ani o tym, że kiedyś omal nie zabił popijanemu żony. Dobra  rzekł Gardener. Wchodzę w to.Nawalamy się jak autobusy.Po kilku szybkich w barze hotelowym Ron uznał, że tacy szykowni goście jak oni mogąznalezć miejsce, które zaoferuje odrobinę lepszą rozrywkę niż muzyka z puszki sącząca się zgórnych głośników. Sądzę, że moje serce to wytrzyma  powiedział Ron.Nie jestem pewien, ale&.& Bóg nienawidzi tchórzy  dokończył Gardener.Ron zarechotał, walnął go w plecy i zawołał o rachunek.Złożył na nim zamaszysty podpis,sięgnął do portfela i dorzucił sowity napiwek. No to tango, stary.I wyszli.Promienie popołudniowego słońca zakłuły Gardenera w oczy jak szklane włócznie i nagleprzyszło mu do głowy, że chyba to był jednak zły pomysł. Słuchaj, Ron  powiedział  może ja&Cummings klepnął go w ramię.Jego dotychczas blade policzki pokraśniały, a wodniścieniebieskie oczy rozbłysły (Gardowi Cummings przypominał teraz Ropucha w chwilę pootrzymaniu samochodu). Nie wciskaj mi kitu, Jim!  odrzekł przymilnym tonem. Boston leży u naszych stóp, tak nowy i rozmaity, lśniący niczym świeży skutekpierwszego mokrego snu młodzieńca&Gardener wybuchnął bezradnym śmiechem. Oto i Gardener, jakiego wszyscy poznaliśmy i pokochaliśmy  rzekł Ron, zanosząc sięrechotem. Bóg nienawidzi tchórzy  powiedział Gard. Złap taksówkę, Ronnie.Wtedy to zobaczył: lej na niebie.Wielki i czarny i coraz bliższy.Za chwilę miał opaść naziemię i porwać go gdzieś daleko.Ale nie do Krainy Oz.Taksówka zatrzymała się przy krawężniku.Wsiedli.Taksówkarz zapytał, dokąd chcąjechać. Do Krainy Oz  mruknął Gardener.Ron zarechotał [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • elanor-witch.opx.pl
  •