[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Za bramą, na ścieżce, leżałbezgłowy zewłok owcy.Shan podążył wzrokiem za zatroskanym spojrzeniem Hostene'a wstronę Drango, gdzie dym wciąż wznosił się wysoko w górę.Ogień zanimi, żądni zemsty górnicy przed nimi.Nadszedł czas, by, jak mówiłoTao Te Ching, zablokować przejścia i zamknąć drzwi.Odwrócił sięznów do Hostene'a.- Myślę, że powinniśmy pójść nazrywać kwiatów -oświadczył.Gdy dochodzili do Małej Moskwy, dyrektor Bing siedział na głazie uwylotu wąwozu, obserwując słup dymu nad Drango.- Ty to masz jaja, Shan - mruknął, kiedy zbliżyli się do niego.- Dwadni temu każdy górnik na tej górze życzył wam obu śmierci.- W tym czasie zamordowano Thomasa.To zmienia wszystko.Teraz, gdy doktor Gao patrzy, kto ośmieli się zlikwidować jego ekipęśledczą?- Gao nie umie odróżnić lisa od kur - prychnął Bing.Wskazał rękądym.- Jak jest?- Wioska stoi.Prawie całe zboże spłonęło.Bing przeciągnął dłonią po swych gęstych włosach.Wymamrotałciche przekleństwo.- Ktoś kiepsko to zaplanował - zauważył Shan.- Jak Chodronwyżywi wioskę, nie zwracając się do rządu o pomoc? I jak wyjaśni,dlaczego wieś potrzebuje wsparcia, skoro nigdy nie wymagała gowcześniej? Już samo to ściągnie mu na głowę dochodzenie.Lepiejzapomnijcie z Chodronem0 złocie i zacznijcie uprawiać groch.Bing spojrzał na niego wściekłym wzrokiem.- Chyba nie sądzisz, że my mieliśmy z tym cokolwiek wspólnego.- Jak sam powiedziałeś - przypomniał mu Shan - Mała Moskwafunkcjonuje w nowym, wspaniałym świecie, gdzie każdy możerealizować swój pełny potencjał.Miasteczko górników zmieniło się, zauważył Shan, gdy wszedł doniego w ślad za Bingiem.Fotografie bliskich zniknęły, tabliczki zodległościami do rodzinnych miast zostały zdjęte.Ludzie usunęliwszelkie znaki mogące zdradzić, kim są poza górą.Stali siępodejrzliwi względem siebie nawzajem.Przed jedną z kolib stałuwiązany do słupa kogut, czujny jak pies.Klatka dla ptaków, którąShan widział podczas swej poprzedniej wizyty, zniknęła, a na jejmiejscu zawisła deska, na której ktoś wypisał staroświeckie zaklęcieprzeciwko złym duchom.Nieliczni górnicy, których dało się dostrzec,zerkali nieufnie na Shana i Hostene'a.Inspektor obszedł dookołacentralny plac miasteczka, po czym przystanął na chwilę, by uważnieobejrzeć kruszący się fresk.Dostrzegł drobne, owalne kształtyobrysowujące niektóre z przedstawionych na malowidle świętychsymboli.Przykucnął, by obejrzeć dokładnie fragment, który odpadłi stał teraz przy wejściu do kwatery Binga.Na tynku widniał łebjakiegoś stworzenia o długich kłach, które sprawiało wrażeniepół-człowieka, pół-lwa.Bing skierował ich do ogniska na środku placu i rozlał herbatę dometalowych kubków.- Jesteśmy zaszczyceni, mogąc gościć ambasadorów wiel-kiego dworu Gao powiedział drwiąco. Ale nie dowiecie się tuniczego więcej na temat morderstw.- Morderstw? - zdziwił się Shan.- Uznałem, że moje hipotezy byłybłędne.Teraz prowadzę badania nad kreatywnością przedsiębiorców wsocjalistycznej gospodarce rynkowej.Bing uniósł kubek w salucie, omiatając szerokim gestem ręki swąspołeczność górników, którzy zaczęli gromadzić się kręgiem wokółnich.- Tu widzisz przyszłość Chin u jej zarania.Shan wychylił jednym haustem pół kubka.Hostene zaczął wyciągaćz plecaka rozmaite przedmioty.- Ten górnik, którego zabito w zeszłym roku - odezwał się nagleShan.- Jak on zginął? Byli jacyś świadkowie? Dlaczego doszedłeś downiosku, że zabił go jego wspólnik?- Powiedziałeś, że nie interesujesz się już morderstwami.- Na tej konkretnej górze ludzkie zwłoki są zwykłym dobrempodlegającym prawom popytu i podaży.Do tego stopnia, że kiedyzaczyna brakować morderstw, pożyczasz sobie trupa i nazywasz goofiarą morderstwa.Bing w milczeniu mierzył go wściekłym wzrokiem, po czym zerknąłkrótko na Hostene'a.Ledwo zauważalnym gestem dał sygnałHubeiowi, swemu żylastemu, podobnemu do buldoga pomagierowi,który przyniósł mu jedno ze stylisk od łopaty.- Nie wierzymy w odkopywanie starych duchów.- Ale to właśnie jest moja praca - odparł Shan.- Ożywianie starychduchów.Sprawianie, by przemówiły, czerpanie z ich mądrości.Bing się zdenerwował.- Taka gadanina wzbudza w ludziach strach.Z dnia na dzień stają sięcoraz bardziej przesądni.Zobacz, co wyprawiają.Niektórzywywieszają zaklęcia przed swoimi kwaterami.Jeden człowiek kupił odjakiegoś rolnika stare pudełko na amulet, twierdząc, że tutaj jedynymibogami są tybetańskie bóstwa.Inny wystawił przed dom koguta, bojego babka mówiła mu kiedyś, że one odstraszają złe duchy.Shan wskazał ruchem głowy Hostene'a, który ułożył wyjęte zplecaka przedmioty - pierzastą różdżkę, woreczek z pył-kiem zebranym z zerwanych po drodze kwiatów, kość z nogi jaka,którą znalezli przy ścieżce - na swym wielobarwnym kocu.Wśród gapiów przebiegł pomruk zaniepokojenia.Każdy z górnikówstanowił dla Shana osobną zagadkę.Jedyną rzeczą, jaką wiedział napewno, było to, że wszyscy są zabobonni.- Co on, u diabła, robi? - zapytał ostro Bing.- Hostene też boi się duchów - oświadczył Shan głosemwystarczająco donośnym, by wszyscy mogli go słyszeć.- Zamierzaodprawić pewien obrzęd, by porozmawiać z nimi, zapytać, dlaczegotak gniewają się na Małą Moskwę, dlaczego sądzą, że ktoś je okłamuje.Usta Binga otworzyły się w proteście.- Przecież to Amerykanin - wykrztusił wreszcie.- To Indianin.Jest szamanem swojego plemienia.Tym, ktorozmawia z duchami.- Czarnoksiężnik! - warknął ktoś.Shan przyjrzał się zgromadzonym.Kilku z nich usiadło na ziemi,tworząc szeroki krąg wokół Hostene'a.Inni wyszli ze swychprowizorycznych domów i niespokojnie się przyglądali, ukryci wcieniu.Indianin zaczął coś mamrotać w swym ojczystym języku,wymachując rękami w stronę nieba.Hubei zrobił kilka kroków w tył,po czym odbiegł pędem.- Każ mu przestać - mruknął Bing do Shana.- On rozmawia z duchami, prosząc je, by powiedziały nam prawdę.Zpewnością obywatele twojego nowego, wspaniałego świata nie mająsię czego obawiać ze strony starych duchów.A może to ty boisz sięduchów, kapitanie Bing?- Czego chcesz?-Ten człowiek, który zginął w zeszłym roku.Co się właściwie stało?- Znaleziono go z dłutem w plecach i zakrwawioną głową w miejscu,gdzie upadł na kamienie.Przybył tu razem z pewnym sklepikarzem zKantonu, swoim wspólnikiem.Ale zawsze kłócili się ze sobą i z namiwszystkimi.Ustaliliśmy, że było to dłuto jego wspólnika.-My?- Hubei i ja.- A zabójca?- Nikt nie wie, jak zginął.Znalezliśmy jedynie jego szkielet.- Z jego starym pierścieniem na palcu.Kościotrup z biżuterią.Nawetzmarli przystosowują się tutaj do nowych mód.-Właśnie wtedy się zorganizowaliśmy.Spisaliśmy prawa rządząceMałą Moskwą, tak by stała się bezpieczną przystanią, składowiskiemzapasów.-1 właśnie wtedy wybrali ciebie na swego przywódcę -zaznaczyłShan.- Morderstwo dowiodło, że ktoś taki jest potrzebny.Ja miałemdoświadczenie w rządzeniu.Przyjęcie nominacji było moimobowiązkiem.- Znów podaż i popyt - zauważył Shan.- Po tylu latach naglepojawiła się potrzeba ochrony, a pod ręką był akurat idealny kandydat,by ją zaspokoić.Na zewnątrz Hostene przemawiał w swym plemiennym języku,unosząc woreczek z pyłkiem do nieba.- Niektórzy wciąż uważają go za zabójcę - zaznaczył Bing.- Gdzie jest ciało człowieka, którego zabito w zeszłym roku?- Nie wiem.Przywaliliśmy go kamieniami.Ale kiedy wilkizgłodnieją.- Bing wzruszył ramionami
[ Pobierz całość w formacie PDF ]