[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Liczyłam się z tym, że mi odmówi i wtedy musiałabym zacząć prosić, ale ku mojemu zdziwie-niu, powiedziała:- No cóż, przypuszczam, że nie będziemy wychodzić.Jimmy tak czy owak już nie wychodzi, aja nie lubię zostawiać go samego.- Będę za godzinę.Bardzo dziękuję, że się pani zgodziła.Dom przy Moultrie był parterowy, kryty brązowym gontem z ciemnożółtymi dodatkami, drzwifrontowe usytuowane tuż przy chodniku.Ulica była zapakowana samochodami, więc musiałam jezdzićdookoła przez kilka minut, zanim znalazłam miejsce.Już miałam nacisnąć dzwonek, kiedy drzwi się otworzyły.Drobna, blada kobieta około półtorametra wzrostu i niewiele więcej niż czterdzieści kilogramów stanęła przede mną w podkoszulku z na-pisem Google i czarnych spodniach.Długie brązowe włosy związane miała w koński ogon.Różowaszminka pasowała do rumieńców na policzkach.Była młodsza niż myślałam, po sześćdziesiątce.- Ellie Enderlin - powiedziała, przyglądając mi się.- Mój Boże.Wydawało mi się, że chciała jeszcze coś powiedzieć, ale tylko cofnęła się do mieszkania, żebymnie wpuścić.- Dziękuję, że pozwoliła mi pani przyjść tak szybko po telefonie.- Wątpię, czy mogę pani pomóc, ale to miło mieć gościa.Na prawo od wejścia była niebieska zasłonka odsunięta na tyle, żeby zobaczyć nieduży kącikmieszczący łóżko.Obok na wąskim stoliczku stał telewizor, ekran rzucał blaski na żółtą kołdrę.Alenie wydobywał się żaden głos.Ktoś leżał na łóżku - James Wheeler.Tak przypuszczałam, ale z powo-du zasłonki widziałam tylko jego białe, kościste stopy.Przy nich spał mały, czarny pies.Minęłyśmykorytarz i weszłyśmy do małego, idealnie wysprzątanego saloniku.To był długi, prostokątny dom, ty-powy dla południa Stanów, z kuchnią z tyłu i łazienką obok.Na kuchence perkotał czajnik.- Przepraszam za bałagan - powiedziała kobieta.- Nie miałam czasu posprzątać.- Wszystko wygląda doskonale.Poczułam zapach imbiru i cynamonu.- Co to tak pięknie pachnie?- Och, to tylko ciasto kawowe.Przygotowałam do obiadu, na wypadek gdyby pani pózniejprzyszła.- To naprawdę nie było potrzebne.RLT- Wychowałam się w Missisipi - powiedziała, otwierając piekarnik, by sprawdzić placek.- Mojamatka przewróciłaby się w grobie, gdyby wiedziała, że mam gościa i nie podałam niczego do jedzenia.Właśnie w zeszłym tygodniu Matthew, nasz najstarszy, zabrał mnie do domu pewnej pani, tam, w Pi-nole, żeby kupić od niej wózek inwalidzki, który wypatrzył w komputerze.Wiesz, dla Jimmiego.Tapani nawet nie zaproponowała nam szklanki wody.Dopiero kiedy siedziałyśmy przy stole z ciastem ułożonym na bardzo ładnej chińskiej paterze,Delia Wheeler powróciła do celu mojej wizyty.- To ten facet Peter McConnell zrobił - powiedziała patrząc mi w oczy z całkowitym przekona-niem.- Czytałam książkę, jasne jak słońce, że to on.To było straszne.Bardzo współczuję twoim ro-dzicom, kochaniutka.Tobie też, ale szczególnie rodzicom.Nie umiem sobie wyobrazić, co by było,gdyby ktoś taki zrobił coś takiego jednemu z moich chłopców.Serce mi pęka, kiedy tylko myślę o tym.Pokiwałam głową.- To już tyle lat, ale nie ma dnia, żebym nie myślała o siostrze.- Jeśli dobrze pamiętam, to ten facet wziął nogi za pas i zniknął.Czy oni kiedykolwiek goaresztowali?- Nie.- To szkoda.Wiem, że nic jej nie wróci życia, ale gdyby to było moje dziecko, to chciałabym,żeby ktoś za to odpowiedział.Sączyła herbatę i jadła zamyślona.- Ale szczerze, kochaniutka, nie za bardzo wiem, po co tu przyszłaś.Nie wiem, w czym mogła-bym ci pomóc?- Wiem, że pani mąż rozmawiał z moją siostrą wieczorem, na dobę przed jej śmiercią.Miałamnadzieję, że mógłby uzupełnić pewne luki.- Też bym chciała, żeby ci pomógł - powiedziała Mrs.Wheeler.- Ale Jimmy miał udar trzy latatemu.Od tej pory nie mówi.Przez pewien czas porozumiewał się, pisząc, ale teraz nawet i tego niemoże - rozprostowała palce i zaczęła się bawić obrączką.- Jimmy'ego nie ma w książce.Pamiętam.Poszłam do biblioteki i wypożyczyłam, jak tylko się ukazała.Przeczytałam wszystkood deski do deski.Byłam przerażona, że może być wspomniany w książce po nazwisku.Martwiłamsię, że mógłby sobie z tym nie poradzić po tym wszystkim, co się stało.Tak się właśnie zastanawiam,kochaniutka, jak się o nim dowiedziałaś?- Rozmawiałam z detektywem, który pracował nad tą sprawą - powiedziałam, bo prawda byłazbyt skomplikowana.Zmarszczyła brwi.- No to musiałaś wiedzieć, co się potem stało z Jimmy'm.Pokręciłam głową.RLT- Policja wzięła go na przesłuchania.To było okropne.Pojawili się, kiedy kładliśmy dzieci spaći wywlekli go jak jakiegoś kryminalistę.Całą noc nie spałam, modląc się i płacząc.Dzieciaki byłyśmiertelnie przerażone.Kiedy wrócił do domu rano, wyglądał okropnie.Nie pozwolili mu spać.Nicmu nie dali do zjedzenia.Usiłowali go zmusić, by się do czegoś przyznał.Cały czas powtarzali: Jesteśdozorcą.Co ma dozorca do gadania z ładną doktorantką?".Ale on taki właśnie był.Rozmawiał z każdym, kto chciał go słuchać.I pierwsza przyznam, żegadał za dużo.Jak już kogoś capnął, to nie puścił.Doprowadzało mnie to do szaleństwa.Ale teraz,kiedy nie może mówić - brakuje mi tego.Twoja siostra była taką słodką dziewczyną, zawsze witała go,wchodząc.Mąż lubił ją.Ale nie w taki sposób, jak to policja chciała widzieć.Mieliśmy dwóch synów,a Jimmy zawsze bardzo chciał dziewczynkę.Kiedyś mi powiedział, że gdybyśmy kiedyś mieli dziew-czynkę, to chciałby, żeby była taka jak Lila.Mówił, że to była dobra dziewczyna, zawsze zachowywa-ła się bardzo skromnie, nigdy nie mówiła za głośno, ani nie próbowała zwracać na siebie uwagi.Siedziałam, słuchając.Oczywiście, że wierzyłam w to, że Lila pozostawała na takiej sympa-tycznej stopie z woznym.Najlepiej czuła się wśród ludzi, którzy nie należeli do grupy jej rówieśników,którzy nie wymagali, by im poświęcała więcej niż kilka minut swojego czasu, którzy nie prosili jej onumer telefonu ani nie zapraszali do kina.- Czy policja kiedykolwiek rozmawiała ponownie z twoim mężem? Kobieta potrząsnęła głową.- Nie było takiej potrzeby.Oni dlatego tak długo trzymali Jimmy'ego tamtej nocy, bo nie chciałim podać alibi.Odmawiał przyznania się, gdzie był tamtej nocy.Po jakimś czasie policjanci zaczęlibyć brutalniejsi, zaczęli mówić mu naprawdę okropne rzeczy i mąż zdał sobie sprawę, że oni na seriowierzyli, że mógł to zrobić.Dopiero wtedy powiedział im o drugiej robocie.Bo widzisz, on pracowałw stalowni w South City.W tamtym czasie było nam naprawdę ciężko; biedni jak myszy kościelne itrzecie dziecko w drodze.Pracował na dwa pełne etaty, żebyśmy jakoś utrzymali się na powierzchni.Ale wtedy w Stanford były surowe przepisy, jeśli chodzi o robotę na czarno.Ta praca dawała nampodstawowe utrzymanie i Jimmy nie mógł sobie pozwolić, by ją stracić.Wiedział, że jeżeli powie po-licji o stalowni, to oni pójdą do Stanford i będzie spalony
[ Pobierz całość w formacie PDF ]