[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Na szczęście mięso było tak delikatne,że rozpływało się w ustach. O co chodzi, panie Vess?  spytała w końcu.Amlis zacisnął szczęki ze złości i napiął mięśnie ramion.Można bypomyśleć, że chce się na nią rzucić.Po chwili rozluznił się jednak naglei nieoczekiwanie, jak gdyby wstrzyknął sobie jakiś środek uspokajający. Jesz mięso stworzenia, które żyło i oddychało tak jak ty i ja powiedział cicho.Hilis jęknął, wywracając rozpaczliwie oczy z politowaniem nad takcharakterystyczną wśród młodych ludzi pretensjonalnością i cielęcągłupotą.Potem, ku zdumieniu i przerażeniu Isserley, pokazał im plecy ipowrócił do bieżących zajęć, chwytając najbliższy garnek.Słowa Amlisa wciąż wibrowały w uszach Isserley, ale, podobnie jakostatnim razem, wróciła jej śmiałość, kiedy skupiła uwagę na jegoarystokratycznym akcencie i aksamitnej dykcji, wypielęgnowanej przezbogactwo i przywileje.Celowo zaczęła wspominać, jak członkowie Elitynajpierw ją rozpieszczali, a potem odrzucili  przywołała w wyobrazniprzedstawicieli władzy, mężczyzn mówiących z akcentem AmlisaVessa, którzy zdecydowali, że zamiast pośród nich, powinna raczejspędzić życie w Posiadłościach.Zaprosiła ten akcent do siebie,nasłuchując ostro brzmiącej nuty niechęci, jaką obudził głęboko w jejduszy, i pozwoliła jej powrócić echem.  Panie Vess  rzekła lodowatym tonem. Przykro mi, że muszę topanu powiedzieć, ale trudno mi dopatrzyć się większego podobieństwanawet pomiędzy moim i pańskim życiem, a co dopiero pomiędzy mnąa&  tu przesunęła językiem po zębach, żeby jej słowa nabrały bardziejprowokującego wyrazu  moim śniadaniem. Pod skórą wszyscy jesteśmy tacy sami  zauważył Amlis, jak sięwydawało Isserley, nieco rozdrażniony.Powinna celować dalej w tenjego słaby punkt, w to pragnienie obrzydliwie bogatego idealisty, byprzeczyć społecznym realiom. Zabawne więc, że dotąd zdołałeś zachować swoją urodę, biorącpod uwagę, jak długo oddawałeś się morderczej pracy  zadrwiła.Zauważyła, że trafiła w dziesiątkę.Amlis znów zdawał się prężyć doskoku, ale i tym razem rozluznił mięśnie, jakby zaaplikował sobiekolejny zastrzyk tego samego specyfiku, co przedtem. W ten sposób do niczego nie dojdziemy  westchnął. Chodz zemną&Isserley otworzyła usta z niedowierzaniem. Z tobą? Tak  odpowiedział Amlis, jakby potwierdzał najdrobniejszeszczegóły wspólnej wyprawy, na którą umówili się już wcześniej.Zjedz ze mną na dół.Tam, gdzie trzymacie wodsele. Chy& Chyba żartujesz  powiedziała i zaśmiała się urywanym, wintencji drwiącym śmiechem, który zabrzmiał jednak drżąco iniepewnie. A czemu nie?  rzucił rozmówczyni niewinne wyzwanie Amlis.Odpowiedz o mało nie uwięzła jej w gardle, choć może w przełykuIsserley utkwiło po prostu maleńkie włókienko mięsa.Bo strasznie sięboję podziemi, pomyślała.Bo nie chcę znowu dać się pogrzebaćżywcem. Bo muszę wracać do pracy  powiedziała. Patrzył jej w oczy uważnie  nie agresywnie, lecz jakby oceniałdystans, rozpoczynając logistyczne przygotowania do przeniknięcia wjej duszę. Proszę cię  powiedział. Widziałem tam na dole coś dziwnego ichciałbym, żebyś mi wyjaśniła, jak to jest możliwe.Naprawdę, pytałemmężczyzn, ale żaden nie umiał mi odpowiedzieć.Proszę.Zapadła cisza.Isserley i Amlis stali w bezruchu, Hilis natomiastbezustannie dzwonił i grzechotał garnkami.Po chwili zdumiona Isserleyusłyszała swoją spóznioną odpowiedz, dobiegającą z wielkiej oddali.Zabrzmiała niewyraznie  nie była nawet pewna, jak dokładnie jąsformułowała, bez względu na to jednak, z jakich składała się słów,oznaczała  tak.We śnie, przy surrealistycznym akompaniamenciedzwięczącej blachy i skwierczącego mięsa, powiedziała  tak.Odwrócił się, a jego gibkie ciało odpłynęło.Isserley ruszyła z kuchniw ślad za nim, do windy.W jadalni zebrało się tymczasem kilku mężczyzn.Kręcili się bezcelu, mamrotali coś, przeżuwali śniadanie i przyglądali się, jak Isserley iAmlis Vess wychodzą.Nikt z nich nie kiwnął palcem, żeby interweniować.Nikt nie zagroził Amlisowi, że czeka go śmierć, jeśli ośmieli siępostąpić choć krok dalej.Otworzyła się winda, alarm milczał jednak, a drzwi dzwigu nieodmówiły posłuszeństwa i zamknęły się, gdy weszli razem do środka.Wszystko wskazywało więc na to, że wszechświat nie uznał, iżkosmiczny ład został zakłócony.Kompletnie oszołomiona Isserley stała obok Amlisa w bezkształtnejklatce windy, zwrócona twarzą do drzwi, ale świadoma, że długa,ciemna szyja i głowa mężczyzny kołyszą się na wysokości jej ramienia,a jego gładki bok wzbiera oddechem zaledwie kilka cali od jej biodra.Kabina zjechała na dół bezszelestnie i zatrzymała się z sykiem. Drzwi rozsunęły się, a Isserley jęknęła cicho w klaustrofobicznejudręce.Wszystko tonęło tu w niemal całkowitych ciemnościach, jakgdyby zostali wrzuceni w wąską szczelinę pomiędzy dwiema warstwamisprasowanych skał, mając do dyspozycji jedynie gasnące światełkodziecięcej latarki.Wokoło unosił się odór fermentującej uryny i kału.Słabe żarówki,pracujące w podczerwieni, wydobywały z mroku pajęcze zarysydrucianej siatki, a wszędzie, gdzie spojrzeli, widać było rozchwiane,świetlikowe iskierki roju obcych oczu. Wiesz, gdzie zapala się światło?  zapytał grzecznie Amlis. 8.Odszukała po omacku przełącznik.Fala ostrego światłabłyskawicznie zalała całe pomieszczenie od podłogi po sufit, niczymmorski przypływ wpadający w skalną rozpadlinę. Uch  stęknęła z obrzydzeniem.Przebywanie na tej głębokości podziemią było dla niej koszmarnym snem na jawie. Istny koszmar, co?  powiedział Amlis Vess.Spojrzała na niego, bo była przestraszona i szukała pociechy, aleAmlis myślał oczywiście o inwentarzu, nie o jej klaustrofobii  poznałato po irytującym wyrazie litości, jaki malował się na jego twarzy.Typowy mężczyzna: jest tak opętany własnym idealizmem, że niepotrafi odczuwać empatii dla człowieka, który cierpi tuż pod jegonosem.Wyszła z windy z mocnym postanowieniem, że nie będzie sięponiżać w jego obecności.Jeszcze przed kilkoma minutami miała ochotęskryć twarz w miękkim, czarnym futrze na szyi Amlisa i przytulić się dojego idealnie proporcjonalnego ciała  ale teraz wolałaby go zabić. To tylko smród tych zwierząt  pociągnęła nosem, odwracającwzrok, kiedy Amlis stanął obok niej.Winda zamknęła się z sykiem zaich plecami i zniknęła [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • elanor-witch.opx.pl
  •