[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zobaczyć ją w otoczeniudzieci, przyłączyć się.W takim otoczeniu nie byłby jednak w stanietrzymać się na wodzy, opanować tego, co do niej czuł.Wysiłek, abyjej odmówić - i odmówić w jakimś stopniu samemu sobie - niemalzwalił go z nóg.Czul się, jakby był dwiema osobami; ona i to, co doniej czuł, wyryło rysę w jego sercu.Nie mogło być tak dalej.Pozawszystkim innym równowaga pomiędzy tymi dwiema częściami jegoosobowości zaczynała się chwiać, przesuwać, zmieniać.Część, która355pragnęła jej miłości, poświęciłaby wszystko, aby upewnić, że uczucie staje się coraz silniejsze.Już nie wiedział, co jest słuszne, o copowinien walczyć, która z części jego duszy powinna wygrać.Niewiedział nawet, czego pragnie.Nie pamiętał, aby kiedykolwiek czuł się w ten sposób.Nie byłonikogo, do kogo mógłby zwrócić się po poradę.Był zgubiony.Dryfował na pustym, wielkim morzu.* * *Kiedy Sara dotarła do sierocińca, zdążyła się nieco uspokoić iodegnać myśli o tym, kto i co spowodowało tak ponury nastrój.- Duchy? - spojrzała z niedowierzaniem na Katy-- Tak mówiły dzieci.Kilkoro coś słyszało i widziało w sobotę wnocy i wczoraj w nocy.- Co takiego słyszały i widziały? - spytał Skeggs.- Jakieś zawodzenie i pobrzękiwanie łańcuchów.StarszeRSwyjrzały i mówiły, że to coś było białe i miało na sobie powiewneszaty.- Chłopaki ze wsi - stwierdziła pani Dunstable - wzięli starełańcuchy i prześcieradła.Kary przytaknęła.- Tak, ja też tak podejrzewam.Ale młodsze wystraszyły się iniektóre boją się zasnąć.Kilkoro jeszcze śpi.Biedactwa nadrabiająbezsenną noc, chociaż słońce już wysoko.- Pytanie, jak się pozbyć tego kłopotu.356Nie będzie to łatwe zadanie.Sara przysłuchiwała się dyskusjom co do potencjalnego sprawcy zamieszania; pomyślała o kilkustarszych chłopcach, z którymi postanowiła porozmawiać.Pozostalistwierdzili, że niewiele da się zrobić, jeśli nie dowiedzą się, którzychłopcy, z Tauton, Crowcombe i Watchet byli w to zamieszani.Zastukała w stół.- Mam pomysł.Przedstawiła swój plan.Katy uśmiechnęła się, Skeggszachichotał, a pani Dunstable kiwnęła głową.- Genialne, moja droga.Zaraz po spotkaniu Skeggs i pani Dunstable odeszli, a Sarawezwała Kennetha i razem z Katy obeszli dom, przyglądając sięmiejscom, w których „straszył duch".W końcu Kenneth podrapał się w głowę.- Tak, to chyba zadziała.Sieć rybacka będzie najlepsza, mam wRSszopie wystarczająco dużo gwoździ, żeby ją przytwierdzić.Zajmę siętym z Jimem.Jeśli ten łobuz pojawi się dziś w nocy, będzie miałniespodziankę.Sara uśmiechnęła się i zostawiła Katy i Kennetha, abywszystkim się zajęli.Kiedy wróciła do domu, dopadły ją starenastroje; zajęła się tym i owym i w ten sposób pora lunchu, a potempopołudnie szybko minęły.* * *357Charlie przybył do domu Finleyów późnym popołudniem.Całydzień usiłował znaleźć sobie jakieś zajęcie, które pozwoliłoby muzapomnieć o wydarzeniach poranka i ciężarze, jaki zalegał mu napiersi.Zważywszy na to, jak się ostatnio zachował, wizyta u Sinclairabyła jego ostatnią drogą ucieczki.Jednak interesy zawsze były wielcezajmujące, a Malcolm przyjął go z otwartymi ramionami bez znakurezerwy.Siedzieli w bibliotece i zajmowali się najnowszymidokumentami.Jednak nawet to nie uciszyło niepokoju Charliego.Kiedy Malcolm czytał na głos dokumenty, podszedł do okna.Dobrze, że z biblioteki rozciągał się widok na Quantocks, a niena Crowcombe i sierociniec.Malcolm odłożył dokumenty i Charlie poczuł na plecach jegospojrzenie.- Jak czuje się hrabina? RSUdało mu się nie zesztywnieć.Pytanie było delikatne i jeśliMalcolm wiedział, że wchodzi na grząski grunt, to zupełnie nie dałtego po sobie poznać.Charlie wsunął dłonie do kieszeni bryczesów inie odrywał wzroku od widoku za oknem.- Dobrze się czuje.ale zginął jej jakiś dziennik.Pamiątka pociotce.Martwi się tym, a ja nic na to nie mogę poradzić.Tego rankachciała, żebym jechał z nią do sierocińca, tak jakbym miał na to czas.Zapadła cisza, a potem Malcolm rzekł:358- Być może to kwestia tego, że od niedawna jest żoną.Spędzanie z nią czasu to dobry pomysł.Nie żebym coś o tym wiedział, ale takchyba się rzeczy mają.Teraz też mówił uważnie, ostrożnie dobierając słowa.Charlieskrzywił się.- Znamy się od dziecka.Nie musimy się poznawać od początku,tak jak inne pary.- Być może masz rację, ale.- Malcolm odchrząknął.-Myślałem raczej o tym, o czym wiemy i co się często zdarza, kiedymłode mężatki są zaniedbywane przez swoich mężów.Charlie znieruchomiał.Ostatkiem woli zmusił się do spokoju,myśląc o takim scenariuszu.Czyżby Sinclair sugerował.Jednak w tonie Malcolma było coś, co miało sprawić, że Charliezrozumie.- Lepiej już pójdę, niedługo zacznie się zmierzchać.RSWyraz twarzy Malcolma był równie nieprzenikniony, jak jegowłasny.Wstał i odprowadził Charliego do drzwi.Charlie wskoczył nawierzchowca, pożegnał się, salutując i odjechał.Siłą woli starał się nie patrzeć w stronę sierocińca, gdy jechałprzez Crowcombe, nie mógł jednak opędzić się od myśli, czy Sarazdążyła już ruszyć do domu.Ponaglił konia do galopu.Chciał już byćw domu, upewnić się, że wróciła.Cała i zdrowa, znowu pod jegokontrolą
[ Pobierz całość w formacie PDF ]