[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Na niego pierwszego natknąłem sięw tej szkole.Siedzieliśmy zaraz po przyjezdzie do Whooton obok siebie w poczekalniprzed infirmerią, gdzie mieli nas przebadać na wstępie, i zaczęliśmy z sobą rozmawiać otenisie.Louis interesował się tenisem, ja także.Powiedział mi, że co roku latem jezdzi doForest Hills na rozgrywki krajowe.Ja zwykle także tam kibicowałem, więc pogadaliśmyczas jakiś o największych asach kortu.Jak na swój wiek chłopak niezle się orientował.Fakt.No i po chwili, kiedy nam się w najlepsze rozmawiało, spytał mnieniespodziewanie, czy nie wiem, gdzie w Whooton jest kościół katolicki.Od razuskapowałem, że chce w ten sposób wybadać, czy ja jestem katolikiem, czy nie.O to muchodziło.Nie żeby był fanatykiem, ale wolał wiedzieć.Było mu przyjemnie rozmawiać zemną o tenisie, ale byłoby mu jeszcze przyjemniej, gdybym się okazał jegowspółwyznawcą.Takie rzeczy doprowadzają mnie do wściekłości.Nie twierdzę, że tympytaniem popsuł mi całą przyjemność, nie, ale na pewno nic nie poprawił.Toteż bardzosię cieszyłem, że zakonnice nie zadały mi żadnego pytania w tym rodzaju.Może by to niezatruło naszej rozmowy, ale już by całe to spotkanie inaczej wyglądało.Nie mówię, żemam o to jakieś pretensje do katolików.Nie.Może bym tak samo postępował, gdybymbył katolikiem.Mówię tylko, że nie umila to rozmowy.Tylko tyle.Kiedy obie zakonnice wstały, zrobiłem coś okropnie głupiego i niezgrabnego.Paliłem papierosa i zrywając się, żeby je pożegnać, niechcący dmuchnąłem im dymemprosto w twarz.Zrobiłem to mimo woli, ale zrobiłem.Przepraszałem je sto razy, a siostryzachowały się wyrozumiale i bardzo grzecznie, ale i tak sytuacja była okropna.Poszły sobie, a ja żałowałem, że dałem im tylko dziesięć dolarów na tę ich zbiórkę.No, ale przecież umówiłem się z Sally Hayes na poranek do teatru, potrzebowałem forsyna bilety i tak dalej.Mimo to żałowałem, że nie dałem więcej.Cholerne pieniądze.Zawsze w końcu człowiekowi ością w gardle staną.101 Rozdział 16Zjadłem śniadanie, było dopiero południe, randkę z Sally miałem wyznaczoną nagodzinę drugą, wybrałem się więc na dłuższy spacer.Nie mogłem jakoś zapomnieć tychdwóch zakonnic.Myślałem wciąż o tym ich starym, postrzępionym koszu, z którymchodziły zbierając pieniądze, jeżeli nie były zajęte lekcjami w szkole.Usiłowałemwyobrazić sobie moją matkę albo ciotkę, albo tę narwaną matkę Sally Hayes stojąceprzed jednym z wielkich magazynów i zbierające dary dla biednych do starego,wystrzępionego koszyka z łoziny.Trudno to było sobie wyobrazić.Jeszcze pół biedy zmatką, ale z tamtymi dwiema  ani sposobu.Ciotka jest, owszem, miłosierna, pracuje wCzerwonym Krzyżu i tak dalej, ale ubiera się zawsze bardzo szykownie i nawet spełniającswoje dobre uczynki usta ma uszminkowane.Ubrana jest pierwszorzędnie.Niewyobrażam sobie, żeby zdobyła się na jakąś dobroczynność, jeśliby musiała przy tymwłożyć czarną suknię i pokazać się bez szminki na ustach i bez tych wszystkichmalowideł na twarzy.A matka Sally Hayes! Panie Jezu! Zgodziłaby się chodzić zkoszykiem i zbierać datki chyba tylko pod tym warunkiem, żeby każdy ofiarodawcapadał jej do nóżek i całował w tyłek.Gdyby ludzie wrzucali jej po prostu dary do koszykai szli dalej nie oglądając się i nie zwracając na nią uwagi  cisnęłaby tę zabawę pogodzinie.Znudziłaby się okropnie.Pozbyłaby się co prędzej koszyka i pomknęłaby dojakiegoś szykownego lokalu na lunch.A to właśnie podobało mi się najbardziej w moichzakonnicach.Od razu było po nich widać, że w życiu nie jadły lunchu w żadnymszykownym lokalu.Strasznie smutno mi się robiło na myśl, że one nigdy nie chodzą doszykownych restauracji i nie mają żadnych rozrywek tego rodzaju.Rozumiałem, że to niesą ważne rzeczy, a jednak było mi strasznie smutno, kiedy o tym myślałem [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • elanor-witch.opx.pl
  •