[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Kto o tym wiedział?Harland odchrząkuje.296- Ellie - mówi - i ja.- Jesteś pewien?- Konieczność zachowania dyskrecji była jedną z rzeczy,którą oboje świetnie rozumieliśmy.- Nie mogę w to uwierzyć - mamroczę.- Nie obchodzi mnie, w co wierzysz.- Harland wyłaniasię z mroku w rogu pokoju.- Broniłeś morderców.Broniłeśdyrektorów, którzy okradali swoich udziałowców.Broniłeśnas, kiedy mieliśmy ten problem z zanieczyszczaniemśrodowiska na Florydzie.W tym przypadku moja wina jest owiele mniejsza.A więc broń mnie, Paul.Nie pozwól, żeby towszystko wyszło na jaw.- Stoi teraz ze mną twarzą w twarz.- Albo znajdę kogoś innego, kto to zrobi.Wpatruję się w niego.Znów macha mi przed nosem swo-imi pieniędzmi.Dobrze wie, że w mojej firmie są prawnicy,którzy bez niego wylądują na ulicy.- Znajdź kogoś, kto to zrobi - mówię.Widzę, że go zaskoczyłem.Na tyle, na ile w ogóle okazujeon zaskoczenie.Jego oczy wpatrują się w moją twarz, szu-kając jakiegoś wyłomu w decyzji, którą podjąłem.- Boisz się.- Powoli kiwa głową.- Nigdy tego u ciebienie widziałem.Nie mówi o naszych relacjach.Nie wspomina o tych mi-lionach dolarów, które moja firma co roku na nim zarabia.Ima rację.- Kto zabił moją córkę?-pyta.- Terry Burgos - odpowiadam szybko, ale ta odpowiedź,szybkość mojej reakcji, fakt, że w ogóle takie pytanie wydajesię możliwe, zaskakuje nas obu.Jeszcze trzy dni temu nikt bygo nie zadał.Jego twarz trochę się rozluźnia.Chce, abym myślał, że torozbawienie.Tak, jakby nie bał się nikogo.- Zamierzam się dowiedzieć, co się dzieje - mówię mu.- Nawet, jeśli się przekonasz, że się myliłeś?- Tak.Nawet wtedy.297Kieruję się do drzwi.Idę korytarzem na trzęsących sięnogach.Brytyjski ochroniarz podejrzliwie mi się przygląda,gdy pchnięciem otwieram frontowe drzwi i kieruję się dowindy.- To nie miało znaczenia - mówi Brandon.- Po co rujno-wać życie tym ludziom, skoro to nie miało żadnego sensu.- Nie pytam cię, dlaczego wtedy nie powiedziałeś tegopolicji - oświadcza McDermott.- Chcę wiedzieć, dlaczegodzisiaj nie chciałeś nam o tym powiedzieć.I dlaczego „niesłyszeliśmy tego od ciebie"? Boisz się kogoś, Brandon?Mitchum odpędza tę myśl, próbując sprawiać wrażenie, żepytanie McDermotta było chybione.Detektyw trafił jednakw samo sedno.Może to wyczytać z mowy ciała leżącego włóżku mężczyzny.- Harlanda Bentleya? - zgaduje.Brandon szybko spogląda na McDermotta, potem odwracawzrok.Równie dobrze mógłby po prostu potwierdzić.- Opowiedz mi o sobie i Harlandzie Bentleyu, Brandon.- Niech pan posłucha, nie chodzi tylko o mnie.- Wypo-wiada te słowa tak, jakby to było czymś niewłaściwym.- PanBentley jest jednym z największych sponsorów sztuki w tymmieście.Daje pieniądze wielu artystom.Och tak.Racja.Mitchum jest przecież artystą.- Ufundował mi stypendium za pośrednictwem City ArtsFoundation - przyznaje Brandon.- W porządku?McDermott opuszcza głowę i zerka na Stoletti.- Kiedy to się stało? - pyta Ricki.- Gdy skończyłem naukę w Mansbury.W dziewięćdzie-siątym drugim.- Ufundował ci wtedy stypendium?- Tak.To.To stałe stypendium.Odnawia je co rok.- A o ile je „odnawia"? - pyta McDermott.- Och.- Brandon macha ręką.- Zaczął od dwudziestupięciu tysięcy.Teraz to siedemdziesiąt pięć tysięcy rocznie.298- Siedemdziesiąt pięć tysięcy? - Detektyw się krzywi.-A co ty robisz za to odnawianie, Brandon? Dlaczego akurat ty?Kolor twarzy skromnego artysty przechodzi w purpurę.Tonie jest temat, który sprawia mu przyjemność.- Powiedział, że Cassie chciałaby, aby mi pomógł.Mówił, że docenia to, że byłem przy niej.Do pokoju wchodzi lekarz i pyta, czy już skończyli.McDermott mówi, że potrzebują jeszcze pięciu minut.Wy-gląda na to, że Mitchum liczył na chwilę wytchnienia.Lekarzstoi przy detektywie, by dać mu do zrozumienia, że jego czasdobiega końca.- Nie ma nic złego w przyjęciu stypendium - mówi Brandon.McDermott kiwa głową w jego stronę.- Czy ty i pan Bentley rozmawialiście kiedyś o tym,o czym teraz tu mówimy?Brandon potrząsa głową.- Nie.Nigdy.- Myślisz, że się domyślał, że wiesz o nim i o Ellie? -pyta Stoletti.- Nie - upiera się Brandon.- Nie wiem nawet, czy jestsię czego domyślać.To były tylko przypuszczenia Cassie.Widzicie, wiedziałem, że będziecie próbowali zrobić z tegojakąś aferę.Co roku przeznacza miliony na sztukę.Jajestemjednym z wielu.Nie zrobiłem nic złego.Lekarz staje między detektywem a pacjentem.- Myślę, że starczy już na dziś.Naprawdę.- Postawimy kogoś przy twoich drzwiach, żeby cię pilno-wał - mówi McDermott.- Jeśli sobie coś przypomnisz, chcę,żebyś do mnie zadzwonił.Wychodzą na korytarz.Stoletti przetrawia tę rozmowę, aMcDermott sprawdza, czy nie ma jakichś wiadomości nakomórce.Nie ma ani jednej.A więc Cassie była w ciąży i odbyła niemiłą rozmowę zojcem, który najwyraźniej próbował to zatuszować.Potem299została zamordowana.Następnie ktoś nakłonił Freda Cian-cia, żeby pomógł włamać się do budynku, w którym przecho-wywano karty medyczne Cassie.Żadna z tych rzeczy, opróczzabójstwa dziewczyny, nie została potwierdzona.Ale to masens.Nie można też potwierdzić, że ojciec Cassie zabawiał sięz jej najlepszą przyjaciółką.Ale jeśli tak było, dziewczyna nakrótko przed śmiercią musiała przeżywać naprawdę ciężkiokres.- Myślisz, że Cassie starła się z tatusiem? - pyta Stoletti.-Ożenił się z miliardem dolarów i boi się, że żona się dowie, iżpieprzył najlepszą przyjaciółkę ich córki.- I.- dodaje McDermott - mamy kolejną osobę, którejzależy na tym, żeby ciąża Cassie nie wyszła na jaw.ProfesorAlbany nieźle się nadaje na „pierdolonego ojca".- I mniej więcej w tym samym czasie - kontynuuje Sto-letti - cudownym zbiegiem okoliczności Ellie i Cassie zostajązabite.Racja.Ale nie mają dowodu, że córka Bentleya była w cią-ży ani że Harland zabawiał się z Ellie Danzinger.Jest tylko jeden sposób, żeby się tego dowiedzieć.Musisię spotkać z Natalią Lakę Bentley, która jutro wcześnie ranowraca z wakacji.No i o dziesiątej mają spotkanie z Harlan-dem Bentleyem.- Będziemy musieli do naszego „planu spotkań" na jutrododać profesora - mówi.37Po wyjściu ze szpitala McDermott wraca na posterunek.Kiedy dzwoni do domu, Grace już śpi.Matka mówi mu, że tanoc jest dobra.To dopiero trzecia noc od śmieci Joyce, gdy300McDermott nie kładł córki do łóżka i nie czytał jej na dobra-noc.Brak mu tego.To część ich umowy.Co by zrobił bez swojej matki, babci Grace? Przy pensjigliniarza niania doprowadziłaby go do bankructwa.Jego mat-ka, która w przyszłym miesiącu skończy siedemdziesiąt czte-ry lata, jest jedyną osobą, dzięki której to wszystko jakośdziała.Ma końskie zdrowie, ale McDermott widzi, że się sta-rzeje
[ Pobierz całość w formacie PDF ]