[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Otóż tak przedstawiały się warunki, wśród których żyć musieli w czasach Johnsona nasi ludzie pióra.Były toczasy, kiedy życie, ściśle mówiąc, nie posiadało żadnej prawdy.Stare prawdy powalone, nieme były prawie, nowe zaśleżały jeszcze w ukryciu, nie usiłując przemówić.Wśród tego zmroku świata nie mogła zaświecić żadna zorza, żadnawskazówka co do tego, że życie człowieka na tym padole jest szczerością i rzeczywistością, i tym na zawsze pozostaćmusi.Nie istniała żadna wskazówka, żadna nawet rewolucja francuska, którą, powtarzam, określić musimy jakoprawdę, chociaż w ogień piekielny przyodzianą! O ileż różniła się pielgrzymka Lutra, o celu jasno wytkniętym, oddrogi Johnsona, otoczonego samymi tradycjami i przypuszczeniami, które już stały się nie do wiary, nie do pojęcia!Formułki Mahometa były z drzewa wywoskowanego i wysmarowanego oliwą", toteż łatwo było je spalić i precz zdrogi swej rzucić: daleko trudniej przychodziło spalić te, z którymi miał do czynienia Johnson.Człowiek silny znajdzie zawsze pracę czyli trudność, trud dla całej miary swej siły; ale odnieść zwycięstwo wokolicznościach naszego biednego bohatera jako człowieka pióra, trudniej może było, niż w jakichkolwiek bądzinnych.Nie chodziło tam o zapory, dezorganizację, księgarza Osborne'a i cztery z połową decymy dziennie, nie o totylko chodziło, lecz i oto, że światło własnej jego duszy zostało mu odjęte.Nie mieć żadnego punktu oparcia na ziemii niestety! żadnej gwiazdy północnej na niebie!.Możemy się tu dziwić, że żaden z tych trzech ludzi nie osiągnąłzwycięstwa? %7łe walczyli oni w sposób prawy, to już jest najwyższą dla nich pochwałą.Z sympatią grobową chcemysię przyjrzeć, jeśli nie trzem bohaterom żywym i zwycięskim, to przynajmniej, jak rzekłem, grobowcom trzechbohaterów poległych! Dla nas też padli oni, wskazując nam drogę.Oto są góry, które rzucali w dal w tej walcechaotycznej, tytańskiej, pod którymi, gdy siły wraz z życiem ich opuściły, leżą dziś pogrzebani.Przypadkiem lub umyślnie pisałem już o tych trzech bohaterach pióra, o czym wie większa część spośród was,nie potrzebuję więc mówić czy pisać tego samego po raz drugi.Tu zajmują nas oni przede wszystkim jako prorocyosobliwi tego osobliwego wieku; moc prorocza w nich się mieściła, a widok ich wśród swego świata może nas nawiele myśli naprowadzić! Uważam ich wszystkich za ludzi mniej lub bardziej bezpośrednich, usiłujących w sposóbprawy i nieświadomie przeważnie stać się bezpośrednimi, oprzeć się na wiecznej prawdzie rzeczy.Takimi byli oni wstopniu wyróżniającym ich znakomicie z nędznego, sztucznego tłumu współczesnych, co czyni ich godnymi tego, byuważano ich za głosicieli niejako prawdy wiecznej, za proroków wieku, w którym żyli.Wola samej natury nakazałaim to.Byli to ludzie takiej wielkości, że nie mogli żyć nierzeczywistościami: obłoki, piany i wszelka nicość zapadałasię pod nimi.Stanąć mogli oni tylko na twardym gruncie i niemożliwy był dla nich żaden spokój, żaden prawidłowyruch, dopóki na takim gruncie się nie oparli.I o nich powiem, że byli do pewnego stopnia synami natury wśród wiekusztuczności, że byli ludzmi oryginalnymi.Na Johnsona na przykład patrzyłem zawsze jako na jednego z naszych wielkich z woli natury dusz angielskich.Człowiek to szlachetny i silny; do końca tak wiele zostało w nim pierwiastków, które rozwinąć się nie zdołały: wżywiole łaskawszym stałby się on może poetą, kapłanem, królem-regulatorem! Ostatecznie człowiek nie powinienskarżyć się na otaczający go żywioł", na swój czas", daremna to bowiem fatyga.Jeśli czas jego jest zły, to i cóż! Onjest do tego właśnie, by go lepszym uczynić.Nędzna młodość Johnsona przeszła w biedzie, bez nadziei, ale prawdęmówiąc, nie wydaje mi się rzeczą prawdopodobną, żeby przy najlepszych nawet możliwych okolicznościachzewnętrznych życie Johnsona mogło obyć się bez boleści.Zwiat mógł wyciągnąć z niego więcej lub mniejpożytecznej pracy, ale wysiłek Johnsona przeciw dziełu świata nie mógłby w żadnym razie być małym wysiłkiem.Obdarzając go szlachetnością, natura rzekła do niego: będziesz żył za to w żywiole zgryzoty i choroby.Tak, byćmoże, iż szlachetność i zgryzota ściśle oraz nierozdzielnie były w nim ze sobą powiązane.W każdym jednak raziebiedny Johnson musiał iść przez życie w towarzystwie nieustannej hipochondrii i cierpienia fizycznego orazmoralnego, niby Herkules w szacie palącej Nessusa, która go przejmowała cierpieniem głuchym i nieuleczalnym: tąnie do zrzucenia szatą Nessusa była dla niego własna skóra! W ten sposób on musiał żyć.Wyobrazcie go sobie takim,jakim szedł ponuro, niby obcy, przez ziemię ze swymi skrofułami, ze swym wielkim sercem, pełnym pragnień, zchaosem niewypowiedzianym tłumów myśli, pochłaniając łapczywie wszelki pokarm duchowy, jakiego mógłdostarczyć sobie, studiując, z braku czegoś lepszego, języki i inne przedmioty czysto gramatycznie! Człowiek ten miałduszę najobszerniejszą w całej Anglii i cztery z połową decymy" dziennie na zaspokojenie wszystkich potrzeb.Aledusza to była niezwyciężona i potężna, dusza prawdziwego człowieka.Pamiętna będzie na zawsze historia ztrzewikami w Oksfordzie.Pewien poczciwy Gentleman Commoner, spostrzegłszy, że nasz College Servitor,niewyrazny, chudy i blady, o twarzy w bliznach, chodzi w zimie w trzewikach podartych, stawia mu potajemnie udrzwi parę nowych.Chudy Senator, znalazłszy je, wziął do rąk, przyjrzał się im z bliska zepsutymi swoimi oczyma zjakąż myślą! i rzucił je precz za okno! Niech nogi będą przemoczone, niech będzie błoto, mróz i głód, i wszystko, cochcecie, byleby nie żebractwo: żebractwo jest nie do zniesienia! Widać w tym niezależność surową oraz upartą;wyziera z tego cały świat żądzy, surowości, nędzy chaotycznej i męskości zarazem.To wyrzucenie trzewików zaokno stanowi rys typowy w życiu tego człowieka
[ Pobierz całość w formacie PDF ]