[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Teraz nadeszła pora twejrehabilitacji, skoro tak znakomici mężowie, jak ci dwajmieszkańcy Pogranicza, upatrują w tobie ostatnią szansęratunku! Mało tego: twoje masywne łoże zapłodni Joego ideązdumiewającego czynu, który bieg rwącego strumieniaporywających wypadków zwróci w najzupełniej przeciwnymkierunku!.Niechaj więc wybrzmi oda na cześć starej rusznicy,by wolno nam było powrócić ku wstrzemięzliwej epickiej relacji.Joe zatem dostrzegł pod swymi stopami grzmiącą rusznicęna bizony. Toż ta armata gotowa przestrzelić skałę jak bryłęna bizony. Toż ta armata gotowa przestrzelić skałę jak bryłęmasła! pomyślał, zwracając oczy ponownie przed siebie, jakoże droga dawno przestała już być tym, co się zwykle rozumiepod owym słowem.Dzięki temu wzrok jego omiótł balansującygłaz na czubku turni, pod którą tkwiły nieubłagane sylwetkidzikusów.I tak pod szlachetnym czołem zapłonęła wielka idea. Jeszcze nie wyrównałem z panem, szanowny nieznajomy,rachunku za ostatni strzał! wykrzyknął Joe wprost w gorącydech wiatru, odwracając twarz do leżącego mężczyzny.Zechciej pan chwilę potrzymać, a ja sobie palnę!Jego towarzysz przytaknął z uśmiechem i jął pełznąć w stronękozła. Zajrzałem tam do środka rzekł, wskazując głową pudłodyliżansu. Myślę, że wszyscy mają dość! (Tu Joe zbladłpotwornie.) Tylko panna wyniosła z tego całą skórę i zbieraim gnaty do kupy, o ile, ma się rozumieć, taka kruszynaze Wschodu coś takiego potrafi!Rumieniec powrócił z wolna na oblicze Joego.Dobra wieść zaśprzywróciła jego dłoni konieczną pewność.Dzikusy stały sięznów diabelnie aroganckie.Dwie kulki przewierciły pięknykapelusz rewolwerowca, trzecia odstrzeliła mieszkańcowiPogranicza węzeł powiewającego krawata.Lecz Joe nie dbało takie drobiazgi.Spokojnie opart broń o balustradę i jąłz nadzwyczajną starannością celować w to miejsce, gdzie głazledwie widocznym punktem wspierał się o skalne podłoże.ledwie widocznym punktem wspierał się o skalne podłoże.Po czym, szepcząc imię Winnifredy, wypalił z obu luf.Cud,że potężne kopnięcie starej strzelby nie zdruzgotało mu szczęki.Bez wątpienia miał w ręce broń legendarnych wojaków DeSota.Lecz ów straszliwy policzek nie przeszkodził Joemu wpićłapczywego wzroku w cel strzału.I nie sposób opisać słowamijego radości, gdy ujrzał, jak gigantyczny blok majestatycznieskłania się na przestrzelonej podstawie, po czym przechylaciężko kamienną pierś przez krawędz i niepowstrzymanie spadana głowy dziewiątki Apaczów, czyhających w zasadzcena bezsilny łup.Grzmot upadku, tłumiący ryk zgrozymiażdżonych ofiar, rozniecił wśród skał pogrzebowe echa,po czym scenerię krwawego młyna skryła miłosierna kurtynapyłu. Kapelusz z głowy przed panem! zawołał do Joegonieznajomy, starając się przekrzyczeć piekielny łomot. Po tym,co widziałem, myślę, że czas mi już rzucić na dobre strzelaniei wziąć się za handel towarów mieszanych!Joe zamierzał właśnie skwitować równie żartobliwiekomplementy mieszkańca Pogranicza, gdy ucho jego złowiłonajprzód słaby, a potem coraz silniejszy dzwięk, który dosłowniezamknął mu usta.Rozhukane echa nie zmilkły jeszcze wśródurwisk, gdy ich posępne pomruki przeciął dzwięczny ton radosna fanfara wojskowej trąbki.Coraz bliżej i bliżej wśródgmatwaniny skał rozkwitał wesoły tryl, aż w końcu na zakręciegórskiej ścieżki wyłonił się jezdziec z dobytą szablą, za nimgórskiej ścieżki wyłonił się jezdziec z dobytą szablą, za nimdrugi, trzeci.Granatowa kawaleria z białymi chustamina szyjach gnała na spotkanie nieszczęsnego dyliżansu i zgraizażartych Indian.Ci ostatni pośpiesznie zawrócili koniki i rolezmieniły się w okamgnieniu: napastnicy stali się uciekinierami.Rewolwerowcy zamachali przestrzelonymi kapeluszami; nawetz wnętrza pojazdu dały się słyszeć jakieś objawy radości.W owej chwili Joe zwrócił się do swego towarzysza: Sądzę, drogi nieznajomy, że teraz mamy wreszcie dość czasu,by mogło dojść do, że tak powiem, prezentacji
[ Pobierz całość w formacie PDF ]